Gdy prawdziwy czarodziej wkracza do domu

newsempire24.com 3 dni temu

Babcia Hania siedziała przy kuchennym stole i dziergała ciepłe skarpety — starannie, oczko po oczku. W dowodzie widniała jako Hanna Nowak, ale w wiosce mówili do niej po prostu Hania — swojsko, z serdecznością.

W domu panowała zimowa cisza, tylko radio na parapecie cicho szemrało. Nagle drzwi skrzypnęły. Babcia podniosła wzrok — i zamarła. W progu stał… prawdziwy Święty Mikołaj. Czerwona czapka, biała broda, futrzane obszycie — wszystko, jak należy.

— Dobry wieczór, Haniu! — uśmiechnął się. — Przyjmiesz gościa?

Hania poprawiła okulary, przyjrzała się przybyszowi, jego workowi i butom, aż w końcu wykrztusiła zdumiona:

— Jezu, czy to naprawdę ty? Skąd taka niespodzianka?

— Jak to skąd? — roześmiał się. — Przecież dziś wigilia! Cały świat świętuje, a ja przychodzę do ciebie z prezentem.

— Po co ci stara baba? Idź do dzieci, posłuchaj wierszyków. A ja? Babcia, którą prezenty dawno przestały cieszyć.

— Dzieci we wsi można policzyć na palcach. A twoje skarpety — cieplutkie jak nigdy — skinął na jej robótkę. — Więc i ty zasługujesz na podarek.

— No dobrze, skoro już przyszedłeś, dawaj — uśmiechnęła się babcia. — Ale wierszyków nie będę recytować, krzyż mnie boli, ledwo się ruszam.

— To powiedz, jakie dobre uczynki spełniłaś w tym roku.

— Co ja tam… — zamyśliła się Hania. — Wnukom rękawiczki zrobiłam, sąsiadom skarpety. Warzywa z ogródka rozdawałam. Może nie z dobroci, ale z nudy.

— Nie umniejszaj sobie. Właśnie to jest dobro — gdy robisz coś bezinteresownie.

— A mój staruszek, tak między nami, gdzieś się włóczy. Wyszedł rano — i ślad po nim zaginął.

— Do niego też mam zamiar zajrzeć. Ciągle taki sam dusza towarzystwa?

— Oj, i jak jeszcze! Po chatach chodzi, opowiada kawały, śpiewa. Rozśmiesza wszystkich, żeby nie smucili się samotnością.

— Kochasz go?

— A jak myślisz? — uśmiechnęła się Hania. — Pół wieku razem. Udajemy, iż niedosłyszymy, iż nie wszystko widzimy. I nie kłócimy się. Po co?

Święty Mikołaj wyjął z worka chustę — miękką, wełnianą, w kwiaty i z delikatnym połyskiem.

— Masz, weź. Jak założysz — od razu młodziej wyglądać będziesz.

— Co za cudo! — rozbłysły oczy babci. — Całe życie o takiej marzyłam. Dziękuję ci!

— Podziękuj mężowi — mrugnął. — To on napisał do mnie list.

Wyszedł do sieni, zdjął kożuch, czapkę i schował je do skrzyni.

— Ech, Haniu moja… — mruknął pod nosem. — Nie poznała swojego? Czy tylko udaje?

A babcia kręciła się przed lustrem w nowej chuście i szeptała:

— I tak sobie żyjemy, Władziu… Jakbyśmy nic nie wiedzieli. A przecież wiemy. Po prostu kochamy po swojemu. I w tym właśnie jest całe piękno…

Idź do oryginalnego materiału