Babcia Kasia siedziała przy kuchennym stole i dziergała ciepłe skarpety — starannie, oczko za oczkiem. W dokumentach była Katarzyną Nowak, ale we wsi wszyscy mówili do niej po prostu Kasia — ciepło, po sąsiedzku.
W domu panowała zimowa cisza, tylko radio na parapecie cicho terkotało. Nagle skrzypnęły drzwi. Babcia podniosła wzrok — i zamarła. W progu stał… prawdziwy Święty Mikołaj. Czerwona czapka, siwa broda, futrzana peleryna — wszystko jak należy.
— Dobry wieczór, Kasieńko! — uśmiechnął się. — Gościa przyjmiesz?
Kasia poprawiła okulary, przyjrzała się gościowi, jego workowi i butom, i ze zdumieniem szepnęła:
— Jezu, czyżby naprawdę? Skąd taki zaszczyt?..
— Jak to skąd? — zaśmiał się dziadek. — Dzisiaj przecież 31 grudnia! Wszyscy szykują się na Nowy Rok. A ja do ciebie — z prezentem.
— Po co ja ci, starucha? Dzieci byś odwiedził, wierszyki posłuchał. A ja co? Babcia, prezenty już dawno przestały mnie cieszyć.
— Dzieci we wsi można policzyć na palcach. A twoje skarpety takie ciepłe — skinął głową w stronę robótki. — Więc i ty zasługujesz na podarek.
— No dobrze, skoro już przyszedłeś, dawaj — uśmiechnęła się babcia. — Tylko wierszyków nie wyrecytuję, krzyż mnie boli, ledwo się ruszam.
— To powiedz, co dobrego zrobiłaś w tym roku.
— A cóż ja… — zamyśliła się Kasia. — Wnukom rękawiczki uszyłam, sąsiadom — skarpety. Warzywa z ogródka rozdałam. Choć może nie z dobroci, ale z nudów.
— Nie umniejszaj sobie. Właśnie to jest dobro — gdy robisz coś bezinteresownie.
— A mój stary, tak przy okazji, gdzieś się włóczy. Wyszedł rano — i ani widu, ani słychu.
— Do niego też zamierzałem zajrzeć. Ciągle taki sam wesołek?
— A jakże! Po chałupach chodzi, bajki opowiada, piosenki śpiewa. Rozśmiesza wszystkich, żeby nie smutnieli.
— Kochasz go?
— A ty jak myślisz? — uśmiechnęła się Kasia. — Pół wieku razem. Udajemy, iż nie słyszymy, iż nie wszystko widzimy. I nie kłócimy się. Po co?
Święty Mikołaj wyjął z worka chustkę — miękką, wełnianą, w wzory i z połyskującym haftem.
— Masz, trzymaj. Założysz — i o dziesięć lat młodszą się poczujesz.
— Jaka piękna! — rozbłysły oczy babci. — Marzyłam o takiej całe życie. Dziękuję ci!
— Podziękuj mężowi — mrugnął dziadek. — To on do mnie napisał.
Wyszedł do sieni, zdjął kożuch, czapkę i schował wszystko do skrzyni.
— Ech, Kasieńko moja… — mruknął. — Nie poznała głosu własnego męża. Czy tylko udaje?
A babcia kręciła się przed lustrem w nowej chustce i szeptała:
— Ot, tak żyjemy, Jasiu… Jakbyśmy nic nie wiedzieli. A jednak wiemy. Po prostu kochamy po swojemu. I właśnie w tym jest całe cudo…