Kiedy do domu wchodzi prawdziwy czarodziej
Babcia Hela siedziała przy kuchennym stole i dziergała ciepłe skarpety — starannie, oczko za oczkiem. W dokumentach widniała jako Helena Piotrowska, ale we wsi wszyscy mówili do niej po prostu „Hela” — swojsko, z sercem.
W domu panowała zimowa cisza, tylko radio na parapecie cicho terkotało. Nagle skrzypnęły drzwi. Babcia podniosła wzrok — i zamarła. W progu stał… prawdziwy Święty Mikołaj. Czerwona czapka, biała broda, futrzane obszycie — wszystko jak należy.
— Dobry wieczór, Hela! — zaśmiał się przybysz. — Gościa przyjmiesz?
Hela poprawiła okulary, przyjrzała się gościowi, jego workowi i butom, aż w końcu wykrztusiła zaskoczona:
— Jezu, czy ty naprawdę? Skądby się tu wziął?..
— Jak to skąd? — rozbawił się Mikołaj. — Dzisiaj przecież Wigilia! Wszyscy szykują się do świąt. No to i ja do ciebie — z prezentem.
— A po co ja tobie, stara? Idź lepiej do dzieci, niech wierszyki recytują. A ja co? Babcia, która już dawno przestała liczyć na niespodzianki.
— Dzieci we wsi jak na lekarstwo. A twoje skarpety — wskazał na druty — to prawdziwe arcydzieło. Więc i prezent ci się należy.
— No dobrze, skoro już przyszedłeś, dawaj go — uśmiechnęła się babcia. — Tylko wierszyków nie będę mówić, krzyż mnie boli, ledwo się ruszam.
— To może opowiedz, co dobrego zrobiłaś w tym roku.
— A co ja tam… — zamyśliła się Hela. — Wnukom rękawiczki zrobiłam, sąsiadom skarpety. Warzywa z ogródka rozdałam. Chociaż pewnie nie z dobroci, tylko z nudów.
— Nie udawaj skromnej. Właśnie to jest dobro — gdy robisz coś bezinteresownie.
— A mój stary, swoją drogą, gdzieś się tuła. Wyszedł rano — i ani widu, ani słychu.
— Do niego też miałem wpaść. Ciągle taki sam dowcypeł?
— A jakże! Po sąsiadach chodzi, głupie żarty opowiada, piosenki śpiewa. Żeby tylko nikomu smutno nie było.
— Kochasz go?
— A ty jak myślisz? — uśmiechnęła się Hela. — Półety już razem. Udajemy, iż niedosłyszymy, iż nie wszystko widzimy. I nie kłócimy się. Po co?
Święty Mikołaj wyjął z worka chustę — miękką, wełnianą, w kwiatki i z błyszczącymi nitkami.
— Masz, trzymaj. Jak ją zwiążesz — to o dziesięć lat młodszą się staniesz.
— Jakaż to cudo! — rozpromieniła się babcia. — Całe życie takiej marzyłam. Dziękuję ci!
— Podziękuj mężowi — mrugnął Mikołaj. — To on mi list napisał.
Wyszedł do sieni, zdjął płaszcz, czapkę i schował wszystko do skrzyni.
— Ech, Hela moja… — mruknął. — Nie poznała swojego głosu. Czy tylko udaje?
A babcia kręciła się przed lustrem w nowej chuście i szeptała:
— No i tak żyjemy, Józiu… Jakbyśmy nic nie wiedzieli. A przecież wiemy. Tylko kochamy po swojemu. I właśnie w tym jest całe czary…