Gdy prawda puka niespodziewanie: opowieść o spotkaniu, które zmieniło wszystko

polregion.pl 1 tydzień temu

Marta siedziała w salonie, wpatrzona w ekran telewizora, gdzie bez końca przewijały się nudne programy. Oczy same się zamknęły i kobieta zdrzemnęła się. Obudziło ją niepewne pukanie do drzwi. Zerwała się z kanapy, poprawiając pas szlafroka, i podeszła do wyjścia.

— Już idę! — zawołała.

W judaszu zobaczyła nieznajomą. Młodą kobietę, zmieszaną, z rumieńcem na policzkach i brązowymi oczami.

— Dzień dobry… Czy to pani Marta Nowak?

— Tak, to ja. A ty do mnie? Wejdź, skoro przyszłaś.

Gość przekroczyła próg, rozglądając się po przedpokoju.

— Ja… muszę z panią porozmawiać…

— Nie bój się, chodź do kuchni, napijemy się herbaty. Tam mi opowiesz, co cię do mnie sprowadza.

Kobieta cieszyła się każdym towarzystwem — córka, Kasia, wychodziła wcześnie, wracała późno, i coraz częściej Marta czuła, jak pochłania ją samotność.

Podczas gdy czajnik się gotował, Marta nerwowo rozkładała ciastka i cukierki, nieustannie zerkała na dziewczynę.

— A jak ci na imię?

— Kinga. Można po prostu Kinga.

— Piękne imię — uśmiechnęła się Marta, stawiając przed gością filiżankę. — Całe życie pracowałam na poczcie. Chodziłam po dzielnicy, z ciężką torbą. Gazety, listy, telegramy. Ludzie czekali, cieszyli się. Czasem płakali. Bywały i złe wieści… Ale zawsze je niosłam z szacunkiem. Teraz nogi już nie te. Prawie nie wychodzę.

Kinga słuchała, nie przerywając. Tylko jej dłonie drżały, a filiżanka zadzwoniła lekko o spodek. Gdy Marta zapytała, po co przyszła, dziewczyna wreszcie się odezwała:

— Przyjechałam z daleka. Z drugiego końca kraju. Musiałam zobaczyć pani córkę. Kasię. Bo… ja jestem jej córką. A pani — moją babcią.

Marta zastygła. Jej oczy zabłysły, ale głos pozostał spokojny:

— Dziewczynko, chyba się pomyliłaś. Kasia mieszka ze mną. Nie mogłabym nie wiedzieć…

Kinga spuściła wzrok.

— To było dawno. Gdy wyjechała po studiach do innego miasta, do pracy. Wtedy… zakochała się. Nazywał się Jakub. To było poważne. Mieli się pobrać. Ale… przed ślubem zginął. Nieszczęśliwy wypadek.

Kasia zaczęła rodzić przedwcześnie… babcia — matka Jakuba — była przy niej. Kasia straciła przytomność. A rano przekonano ją, iż dziecko nie żyje.

Tymczasem dziewczynkę — mnie — zabrano. Babcia Jakuba zabrała mnie do siebie. Chciała, żeby choć część syna została przy niej. Dopiero w wieku szesnastu lat poznałam prawdę. I przyjechałam… żeby spojrzeć w oczy swojej mamie. Powiedzieć jej, iż żyję.

Marta siedziała nieruchomo. Wstała i mocno przytuliła Kingę.

— Boże… ile musiałaś przejść… A Kasia? Ona nie wie… Dziś wyjechała na wieś z siostrą. Wróci za trzy dni. Zostań. Błagam, zostań.

Ale Kinga pokręciła głową.

— Mam bilet. Muszę być przy babci. Jest bardzo chora. Nie można jej zostawić samej. Ale… proszę powiedzieć mamie. Proszę.

Pożegnanie było gorzkie. Kinga odchodziła, zostawiając w domu Marty żywy ból. Kobieta patrzyła przez okno, aż postać dziewczyny zniknęła za zakrętem. I wtedy — odgłos samochodu. Wróciła Kasia. Z narzeczonym i siostrą.

— Mamo — powiedziała radośnie. — Poznaj, to Wojtek. Oświadczył mi się. Zgodziłam się.

Marta zbladła. Dłonie się trzęsły. Asia przyniosła wody.

— Usiądź — powiedziała stanowczo do Kasi. — Musisz to usłyszeć.

I Marta opowiedziała wszystko. Do ostatniej łzy.

Pół godziny później pędzili na dworzec. Zdążyli w ostatniej chwili.

Na peronie Kasia ją zobaczyła — córkę. Swoją córkę.

Rzuciły się sobie w ramiona. Milczy, płakały, szeptały słowa, które drzemały w sercach przez niemal dwadzieścia lat.

— Przyjadę po ciebie, słyszysz? — powtarzała Kasia, idąc obok wagonu. — Przyjadę. Już nigdy nie będziesz sama.

Trzy tygodnie później Kasia po nią wróciła. Babcia Jakuba, ta, która ukradła jej dziecko, klęczała w progu. Ale Kasia jej nie pozwoliła. Patrzyła na tę wątłą kobietę ze współczuciem. I w myślach — wybaczyła. Nie dla niej. Dla siebie. Dla Kingi.

Od tamtej pory Kinga mieszka z matką. Zbudowali cichy, ciepły dom. Wojtek stał się dla niej ojcem. Czasem nazywa go po imieniu. Czasem — „tato”.

…I może nie ma cudu większego niż szansa odnaleźć dom. Odnaleźć matkę. Odnaleźć siebie.

Idź do oryginalnego materiału