Znowu do niej?
Katarzyna wbiła wzrok w męża. Marek dalej wiązał buty, nie patrząc na nią.
Do dzieci, Kasia. Do dzieci, nie do niej mruknął, poprawiając sznurowadło. Ile można to wałkować?
Katarzyna milczała. Wargi zaciśnięte w cienką linię. Chciała tyle powiedzieć, ale słowa utknęły w gardle, tworząc bólowy guz.
Przed ślubem ci to nie przeszkadzało Marek wstał, sięgając po kurtkę z wieszaka. Wiedziała, iż mam dzieci. Od początku ci mówiłem. Mówiłaś, iż rozumiesz. A teraz co? Histerie? Przesłuchania?
Zęby Katarzyny zaciśnięte jeszcze mocniej. Marek zarzucił kurtkę na ramiona i, nie czekając na odpowiedź, wyszedł. Drzwi zatrzasnęły się, zostawiając ją samą.
Minęło kilka sekund, nim Katarzyna zdołała się poruszyć. Nogi ciężkie jak z ołowiu. Osunęła się na kanapę w salonie. Włączyła jakiś głupi serial. Tło. Cokolwiek, by zagłuszyć myśli.
Z Markiem byli razem trzy lata. Dwa w małżeństwie. I tak, wiedziała od początku. Rozwód. Dwójka dzieci. Chłopiec i dziewczynka. Marek powiedział o nich na trzeciej randce. Wtedy Katarzyna się uśmiechnęła. Odpowiedziała, iż to nie problem. Że rozumie. Że dzieci nie przeszkadzają.
Teraz te słowa wydawały się naiwne, głupie.
Przykryła oczy dłonią, wciągając powietrze. Łzy stawały się coraz trudniejsze do powstrzymania. Klatkę ściskało, jakby przygniatała ją niewidzialna płyta.
Z czasem stało się nie do wytrzymania. Dwa razy w tygodniu. Zawsze: wtorek i sobota. Marek szedł do byłej. Mówił, iż do dzieci. Ale zostawał na obiad. Spędzał czas z byłą żoną. Z Magdą.
Katarzyna wiedziała, iż to głupie. Ufała mężowi. Albo przynajmniej próbowała się w tym przekonać. Ale coś w środku szeptało, iż nadchodzi katastrofa. Niewyraźne przeczucie, od którego robiło się niedobrze.
Gdy Marek wychodził, Katarzyna zostawała sama w mieszkaniu. Pogrążała się w samoudręczeniu. Winiła się, iż nie potrafi postawić na swoim. Że daje się przekonywać obietnicom męża. Że milczy, gdy powinna krzyczeć.
Sięgnęła po telefon, gwałtownie pisząc do przyjaciółki:
Znowu u niej.
Telefon zadzwonił Ewa.
Cześć Katarzyna odebrała, starając się, by głos nie drżał.
Kasia, co ty wyprawiasz? Ewa nie owijała w bawełnę. Ile można to znosić? On cię zdradza. To jasne jak słońce.
Nie, Ewka, nie rozumiesz zaczęła Katarzyna, ale przyjaciółka ją przerwała.
Rozumiem doskonnie. Dwa razy w tygodniu znika u byłej. Zostaje do nocy. I będziesz mi wmawiać, iż tam budują z dziećmi zamki z klocków?
Katarzyna przetarła dłońmi twarz. Wiedziała, iż Ewa ma rację. Ale przyznać to na głos znaczyło uznać, iż jej małżeństwo to farsa.
Mówi, iż między nimi nic nie ma szepnęła. Że chodzi tylko przez dzieci.
Boże, jaka ty jesteś naiwna westchnęła Ewa. Kasia, błagam cię. Otwórz oczy. Normalni faceci nie siedzą wieczorami u byłych żon. Normalni zabierają dzieci do siebie, idą z nimi na spacer, a potem odwożą. A twój wcina jej zupę pomidorową i pewnie trzyma za rękę, gdy dzieci nie widzą.
Ewa, wystarczy Katarzyna ścisnęła telefon mocniej.
Wystarczy? Dobrze. Ale zapamiętaj moje słowa. Jeszcze się z nim nałykasz gorzkiego. A gdy to się stanie, nie mów, iż cię nie ostrzegałam.
Rozmowa się skończyła. Katarzyna wpatrywała się w sufit. W telewizji ktoś głośno się śmiał. Ale jej było to w tej chwili obojętne.
Marek wrócił przed północą. Słyszała, jak rozbiera się w przedłpokoju. Jak idzie do łazienki. Położył się obok, a ona od razu poczuła zapach obcych par







