Gdy mąż wyjechał, teściowa pojawiła się niespodziewanie

polregion.pl 8 godzin temu

Nie znoszę nocnych telefonów. Przyzwoici ludzie nie dzwonią tak późno, chyba iż zdarzyło się coś naprawdę wyjątkowego. Dlatego zawsze wzdrygam się na dźwięk nocnego dzwonka i spodziewam się złych wieści.

Już zapadałam w sen, gdy melodia telefonu męża rozdarła ciszę sypialni. Marek westchnął i sięgnął po komórkę.

— Nieznany numer — powiedział, rzucając mi spojrzenie przez ramię.

— Wycisz. Jak będzie ważne, oddzwonią rano — mruknęłam, zanurzając się pod kołdrę.

Telefon wciąż dzwonił. Westchnęłam i odsunęłam kołdrę.

— No odpowiedz w końcu! — poprosiłam, wiedząc, iż już nie zasnę.

Marek długo słuchał, po czym oznajmił, iż rano wyjeżdża.

— Co? — zapytałam, już całkiem rozbudzona. — Gdzie?

— Zmarł Jacek. Atak serca. Żona dzwoniła, prosiła, żebym przyjechał. Rano biorę wolne i jadę. Eh, Jacek, Jacek… Czterdziestki choćby nie dożył… — Wstał i poszedł do kuchni.

Wczesnym rankiem odprowadziłam Marka, pakując mu świeżą koszulę i maszynkę do golenia. Jacka znałam słabo, więc nie pojechałam z mężem.

Piłam kawę, zastanawiając się, od czego zacząć dzień: sprzątanie czy pranie firan? Dla kobiet weekendy nie istnieją. Postanowiłam, iż nie będę gotować — trzy dni bez jedzenia wyjdą mi na dobre. W ostateczności usmażę jajecznicę. A jak Marek wróci, zrobię coś pysznego.

Ale moim planom nie było dane się spełnić. Ledwo się ogarnęłam, gdy zadzwoniono do drzwi. Myślałam, iż to sąsiadka po coś przyszła, więc śmiało otworzyłam.

Na progu stała moja teściowa, a za nią majaczył jej drugi mąż, Zbigniew.

— Widzę, iż nie jesteś zachwycona? Byliśmy w pobliżu, wpadliśmy w odwiedziny. Ale jeżeli jesteś zajęta, to pójdziemy — mówiła to, nie ruszając się z miejsca, wpatrując się we mnie badawczo.

Jakby kiedykolwiek uprzedzała o wizycie.

— Ależ skąd, proszę wejść — wymusiłam uśmiech, wpuszczając ich do mieszkania.

— Tylko na chwilę, prawda, Zbyszku? — rzuciła Maria Stanisławowa, zrzucając z ramion futro z norki.
Zbigniew z gracją złapał je w locie, zanim dotknęło podłogi.

— Nie rozbierajcie się, jeszcze dziś nie sprzątałam. Zawsze się cieszę, Maria Stanisławowo. Świetnie pani wygląda — dodałam, ile tylko mogłam, uprzejmie.

— A gdzie Mareczek? W pracy? Przecież dziś weekend. Nie dba o siebie. Tobie też by się przydała praca. Wtedy nie musiałby harować w sobotę — w głosie teściowej było nie tyle wyrzut, co oskarżenie o moje lenistwo.

— Pracuję, tylko zdalnie… — zaczęłam się tłumaczyć.
Mogłabym krzyczeć, i tak by nie usłyszała. Za każdym razem, gdy próbowałam wyjaśnić, iż teraz można dobrze zarabiać przez internet, nagle traciła słuch.

Teściowa przejechała wzrokiem po pokoju, wypatrując kurzu na szafce i koszuli Marka rzuconej na krześle. Zapomniałam ją wrzucić do pralki.

— Kupiłaś nowe firanki? Ładne, ale stare też były w porządku. Żyjecie ponad stan, za dużo wydajecie. Nową kanapę kupiliście? A co się stało ze starą? — Nie czekając na odpowiedź, usiadła, testując sprzęt. — Nie za jasna?

A mówią, iż z wiekiem pamięć się psuje. U mojej teściowej tylko się wyostrzyła. Trzeba mieć pamięć, żeby zapamiętać, jakie firany wisiały u nas pół roku temu.

Zostawiłam ją, by delektowała się wygodą kanapy, a sama rzuciłam się do kuchni, szukając pomysłu na poczęstunek. Zwykła herbata nie wystarczy. Wiedziałam, iż wieczorem będzie dzwonić do wszystkich koleżanek, opowiadając, jak źle ją przyjęłam. A iż jej jedynego synka wcale nie karmię? O nie, tej przyjemności jej nie sprawię.

Otworzyłam lodówkę. Warzywa na sałatkę były, już coś. Wyjęłam z zamrażarki kawałek mięsa i wrzuciłam do mikrofalówki. Gdy się rozmrażało, zaczęłam szybkie ciasto biszkoptowe.

Wsadziłam je do piekarnika, mięso rozbiłam i wrzuciłam na rozgrzaną patelnię, po czym zaczęłam kroić sałatkę. Po domu rozniósł się zapach świeżego ciasta. Spodziewałam się, iż mama Marka zaraz zajrzy do kuchni… Na próżno.

Gdy usłyszałam okrzyk — czy to oburzenia, czy euforii — pobiegłam do pokoju, nie wiedząc, co się stało. Maria Stanisławowa stała przy kredensie, trzymając w rękach wazon z porcelany ćmielowskiej.

— To antyk! Tak marnujesz pieniądze mojego syna?! — wykrzyknęła, patrząc na mnie jak na karalucha.

PosZamarłam w miejscu, gotowa na kolejną burzę, ale tym razem Zbigniew nieoczekiwanie parsknął śmiechem i powiedział: „Maria, daj spokój, przecież to prezent od babci, a ciasto w piekarniku już pewnie się przypala” – i w tej chwili zrozumiałam, iż choćby najbardziej nerwowe wizyty mają swój koniec.

Idź do oryginalnego materiału