Gdy mąż wyjechał, teściowa pojawiła się bez zapowiedzi

polregion.pl 10 godzin temu

Gdy mąż wyjechał, a teściowa wpadła bez zapowiedzi

Nocne telefony to moja zmora. Normalni ludzie nie dzwonią o takiej porze, chyba iż zdarzy się coś naprawdę wyjątkowego. Dlatego zawsze wzdrygam się na ich dźwięk i spodziewam się złych wieści.

Już prawie zasypiałam, gdy melodyjka telefonu męża rozdarła ciszę sypialni. Marek westchnął i sięgnął po komórkę.

— Nieznany numer — rzucił, spoglądając na mnie przez ramię.

— Wycisz to. Jak coś pilnego, oddzwonią rano — zamruczałam, zanurzając się pod kołdrę.

Telefon dzwonił uparcie. Westchnęłam i odgarnęłam kołdrę.

— No odbierz już! — poprosiłam, wiedząc, iż i tak nie zasnę.

Mąż długo słuchał, po czym oznajmił, iż rano wyjeżdża.

— Co? — zapytałam, już całkiem rozbudzona. — Gdzie?

— Zygmunt nie żyje. Atak serca. Żona dzwoniła, prosiła, żebym przyjechał. Rano wezmę wolne i pojadę. Eh, Zygmunt, Zygmunt… Jeszcze czterdziestki nie miał… — Marek wstał i poszedł do kuchni.

Wczesnym rankiem spakowałam mu koszulę na zmianę i maszynkę do golenia jako zabezpieczenie. Zygmunta znałam słabo, więc nie pojechałam z mężem.

Siedziałam przy kawie, planując dzień: sprzątanie czy pranie firan? Święta, jak wiadomo, dla kobiet nie istnieją. Postanowiłam, iż gotować nie będę. Trzy dni bez jedzenia wyjdą mi tylko na zdrowie. W ostateczności usmażę jajecznicę. A jak Marek wróci, zrobię coś smacznego.

Ale moje plany legły w gruzach. Ledwo zdążyłam się ogarnąć, gdy zadzwonili do drzwi. Myśląc, iż to sąsiadka, śmiało otworzyłam.

Na progu stała moja teściowa, a za jej plecami majaczył drugi mąż, Wiesław.

— Widzę, iż nie zachwycona? Byliśmy w okolicy, więc wpadliśmy. Ale jeżeli masz zajęcie, to sobie pójdziemy — powiedziała Krystyna Stefania, nie ruszając się ani o krok i wpatrując się we mnie jak w obrazek.

Jakby kiedykolwiek uprzedzała o wizycie.

— Ależ skąd, proszę wejść — odparłam, przeciągając usta w uśmiechu i wpuszczając ich do środka.

— Na chwilę, prawda, Wiesiu? — dodała teściowa, zrzucając z ramion futro z norki.
Wiesław złapał je w locie, z gracją godną cyrkowca.

— Nie rozbierajcie się, jeszcze nie sprzątałam. Zawsze miło was widzieć, Krystyno Stefanio. Świetnie wyglądacie — dodałam jak najsłodziej.

— A Mareczek gdzie? W pracy? Przecież dziś wolne. Nie szanuje siebie. Tobie też by się przydała praca. Wtedy nie musiałby harować w weekendy. — W głosie teściowej brzmiało nie tyle wyrzut, co oskarżenie o moje lenistwo.

— Pracuję, tylko w domu… — zaczęłam się tłumaczyć.
Mogłam krzyczeć, i tak by mnie nie słyszała. Zawsze, gdy próbowałam wyjaśnić, iż teraz da się zarabiać przez internet, nagle ogłuchła.

Teściowa obrzuciła pokój krytycznym spojrzeniem, wypatrując kurzu na szafce i koszuli Marka rzuconej na krześle. Zapomniałam ją wrzucić do pralki.

— Nowe firanki kupiłaś? Ładne, ale stare też były niczego. Za dużo wydajecie. Nową kanapę też? Co się stało ze starą? — Nie czekając na odpowiedź, Krystyna Stefania usiadła, testując kanapę. — Nie za jasna?

A mówią, iż z wiekiem pamięć słabnie. Moja teściowa miała ją jak sęp. Kurczę, zapamiętała, jakie firany wisiały u nas pół roku temu.

Zostawiłam ją, by delektowała się kanapą, a sama pognałam do kuchni, przeszukując lodówkę w poszukiwaniu czegoś na obiad. Herbata nie wystarczy. Wiedziałam, iż wieczorem będzie dzwonić do wszystkich znajomych, opowiadając, jak źle ją ugościłam. A jej jedynego synka, Mareczka, w ogóle nie karmię. Ale nie, nie dam jej tej satysfakcji.

Otworzyłam lodówkę. Warzywa na sałatkę były, już coś. Wydobyłam z zamrażarki kawał mięsa i wrzuciłam do mikrofali. Na gwałtownie zabrałam się za biszkopt.

Włożyłam ciasto do piekarnika, mięso rozbiłam tłuczkiem i rzuciłam na rozgrzaną patelnię, a potem pokroiłam warzywa. Po mieszkaniu rozniósł się zapach świeżego ciasta. Spodziewałam się, iż teściowa zaraz wpadnie do kuchni… Naiwnie.

Usłyszałam okrzyk — nie wiem, czy oburzenia, czy zachwytu — i pobiegłam do pokoju. Krystyna Stefania stała przy szafce i trzymała w rękach wazę z porcelany ćmielowskiej.

— Toż to antyk! Na to wydajesz pieniądze mojego syna?! — wykrzyknęła, patrząc na mnie jak na karalucha.

Rzuciłam się w tłumaczenia, iż to babcia podarowała mi ją w zeszłym miesiącu… Ciasto! Pognałam do kuchni, wyciągając rumiany biszkopt. Uff, zdążyłam. Przewróciłam mięso, przykryłam pokrywką i wróciłam do sałatki.

Gdy danie było gotowe, nakryłam stół odświętnymi talerzami i zaprosiłam gości.

— Nie po jedzenie przyszliśmy, tylko odwiedzić was — oznajmiła Krystyna Stefania, siadając przy stole.
Jej wzrok błądził od talerza z mięsem, przez sałatkę, po ciasto i z powrotem.

Wiesław wziął widelec i nabrał kawałek mięsa. Noże też położyłam, ale Wiesław był prostym człowiekiem, nie obeznanym z etykietą. Odgryzł kęs i zamrużył oczy z zachwytu. Moja dusza aż śpiewała z radości, iż moje wysiłki nie poszły na marne. Ale zimny głos teściowej przywołał mnie na ziemię.

— Wiesiu, jak możesz?! Przecież trwa post!

Wiesław zakrztusił się i skrzywił, jakby zamiast soczystego mięsa miał w ustach ropuchę.

Zamarłam ze strachu, iż się zadławi pod surowym spojrzeniem żony albo wypluje. Ale przeżuł i połknął.

Ogarnął mnie strach — zupełnie zapomniałam o poście! Trzęsłam się jak galareta. Jak mogłam tak sknocić? Wzięłam się w garść, gotowa na reprymendę.

Z winowajczą miną zaczęłam tłumaczyć, iż Marek uwielbia moje mięso, więc zawsze mam w lodówce schab. A w sklepie obok to tylko mintaj. Nie będWiesław jednak się nie poddał i pod moją nieobecność dobrał się do reszty mięsa, a kiedy Krystyna Stefania w końcu wyszła z kuchni, tylko mrugnął do mnie porozumiewawczo, zostawiając mi nadzieję, iż następna wizyta teściowej minie chociaż odrobinę spokojniej.

Idź do oryginalnego materiału