Kiedy drzwi się otworzyły, na moment pomyślałam, iż widzę ducha przeszłości.
Jadwiga weszła powoli, jakby wchodziła na scenę, na której kiedyś grała główną rolę, ale już nie pamiętała swoich słów.
Jej wzrok, niegdyś zimny i pewny, teraz był niepewny, drżący jak człowiek, który nie wie, gdzie jest mile widziany.
Wiktorio wyszeptała. Głos jej zadrżał. Po raz pierwszy usłyszałam w nim nie wyniosłość, a niepewność. Nie przypuszczałam, iż ty iż wy
Że jestem tutaj? zapytałam spokojnie. Czy może nie myłem toalety, jak się myślało kiedyś?
Zamknęła oczy.
To była głupota, wymamrotała. Tylko głupi żart, nie myślałam poważnie
Myślała, odparłam cicho. Wtedy łatwo było ci być na szczycie. ale czasy się zmieniają, Wiktorio. Usiądź.
Usiadła uprzejmie w krześle naprzeciw mnie. W jej ruchach nie było już śladu dawnej pewności. Palce nerwowo zaciskały rączkę torby, a oczy błądziły po ścianach oprawionych dyplomach, zdjęciu z międzynarodowej konferencji w Brukseli, gdzie stałam obok wiceprezesa naszej firmy.
Czyli już jesteś dyrektorką, rzekła z wymuszonym uśmiechem.
Od trzech lat, potwierdziłam. Szukamy koordynatora nowych projektów. I ty jesteś kandydatką.
Nie spodziewałam się wyszeptała. Że to właśnie z tobą będzie rozmowa.
Powiedz mi o sobie, zapytałam spokojnie, przeglądając dokumenty. Co robiłaś w ostatnich latach?
Pracowałam w PR, odpowiedziała szybko. Potem prywatne problemy. Teraz chcę po prostu zacząć od nowa.
Rozumiem. zanotowałam. Dlaczego właśnie nasza firma?
Westchnęła, jakby wyznawała ciężki ciężar.
Bo nigdzie indziej nie oddzwonili.
Cisza, która nastąpiła, była głośniejsza niż jakiekolwiek zarzuty.
Pamiętasz, Wiktorio, zapytałam po chwili, w szkole mówiono, iż niektórzy ludzie rodzą się, by stać na górze, a inni by sprzątać po nich?
Skinęła powoli głową.
Pamiętam. I wstyd mi.
Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłam na nią nie na tę dziewczynę z liceum, ale na kobietę, która przeżyła własny upadek.
Już nie chciało mi się jej się zemścić ani poniżać. Po prostu było mi smutno.
A gdyby dziś spotkałaś tę dziewczynę, którą wyśmiewałaś, co byś jej powiedziała?
Oczy jej zamgląły łzami.
Powiedziałabym przepraszam. I poprosiłabym, by nauczyła mnie, jak stać się silną.
Zamknęłam teczkę z dokumentami.
Wiktorio, masz wykształcenie, masz doświadczenie. jeżeli chcesz, możesz zacząć u nas od stanowiska młodszego specjalisty. Bez przywilejów, bez faworyzowania. Tylko praca.
Czy naprawdę mnie przyjmiesz? zapytała nieufnie.
Nie żywię urazy, powiedziałam. Ale nie zapominam. Udowodnij, iż jesteś inna.
Skinęła głową. W jej głosie zabrzmiała wdzięczność, jakiej nie słyszałam od niej wcześniej.
Dziękuję, Jadwigo. Obiecuję, iż dam radę.
Kiedy wyszła, długo jeszcze wpatrywałam się w zamknięte drzwi.
Życie zawsze zwraca nas tam, gdzie kiedyś byliśmy słabi tylko po to, by sprawdzić, czy naprawdę dorostaliśmy.
Mijały miesiące.
Wiktoria przychodziła wcześnie, zostawała długo, nie narzekała, nie starała się błyszczeć. Pracowała sumiennie.
Pewnego wieczoru zobaczyłam, jak pomaga stażystce przygotować prezentację spokojnie, uważnie, bez ani jednej nutki arogancji.
Po kilku tygodniach zapukała do mojego pokoju.
Czy mogę na chwilę? zapytała.
Oczywiście, uśmiechnęłam się.
Chciałam ci tylko podziękować. Nie potępiaj mnie. Dałaś mi szansę. Myślałam, iż straciłam wszystko a może tylko to, co przeszkadzało mi być prawdziwą.
Czasem trzeba stracić wszystko, by odnaleźć siebie, rzekłam cicho.
Uśmiechnęła się ciepło, bez maski. I wtedy zrozumiałam: nie potrzebuję zemsty. Prawdziwe zwycięstwo było zobaczyć, iż się zmieniła.
Rok później Wiktoria już kierowała własnym działem. Jej projekty przynosiły zyski, zespół ją kochał, młodsi ją szanowali.
Na firmowym przyjęciu podeszło do niej nowy pracownik niespokojny młodzieniec.
Pani Kierownik, boję się jutro wystąpić z prezentacją
Uśmiechnęła się i położyła rękę na jego ramieniu:
Nie strach. To nie ubrania ani tytuły czynią człowieka silnym, ale serce i rozum.
Patrzyłam na nią z boku i po raz pierwszy poczułam prawdziwy spokój.
Przeszłość zakończyła się.
A życie odnalazło swoją sprawiedliwość cichą, ale precyzyjną.
Tamtego wieczoru, gdy ruszałam do domu, na twarzy miałam uśmiech.
Nie dumny, nie zwycięski ale spokojny, prawdziwy.














