Gardziele / floriankonrad

publixo.com 2 tygodni temu

brnie się przez te tunelidła w coraz większą
bezdźwięczność. tracą się imiona, blakną listy zakupów,
na pierwszokomunijnych obrazkach w kielichach
wyrastają czapy pleśni. w liszajach jest I, H, choćby S.

całe ogromy odchodzą od nas bezpowrotnie, niczym
większość mirafiori, granad, golfów `jedynek`.

jesteśmy przytulani przez niewidzialnego olbrzyma
o skórze z papieru ściernego. zdrapują się wady, zalety,
pogłębiają zmarszczki.

jednocześnie mamy uczucie, jakby zresetowało się Boga,
życie zmieniło się w fabułę filmu, który mogą oglądać
jedynie obdarci ze skóry (ech, siedzą przed bezdennym
ekranem różnolite mordy, tracą wzrok obserwując
nasze niezborne uczucia, mało udolne zmagania
z problemiwem wszelakim).

nastało w nas nowe, bez wątpienia: gorsze.
miłość, ale z popsutym silnikiem. nie sposób jej
wykrzyczeć, bo bardziej się schrzani,
korba wyjdzie bokiem.

więc pełzniemy nie mówiąc ani słowa,
żmudnie i po tłustym. bezecnik i Karmicielka
pogrążają się w ciemnych zakamarkach.

`faktycznie, była taka subkultura,
ale nie pamiętam, co nosili - agrafki w nosach,
tatuaże na ramoneskach,
czy latali z bejsbolami` - ktoś kiedyś powie o nas.
albo tylko uśmiechnie się na samo wspomnienie.
Idź do oryginalnego materiału