Galina Piotrowska tak chwyciła kopertę, iż wszyscy drgnęli, a łyżki zadźwięczały na talerzach. Jej paznokcie, lśniąco czerwone, niemal wbiły się w papier. Ale notariusz stanowczo położył dłoń na jej dłoni.

newsempire24.com 1 dzień temu

Galina Piotrowska sięgnęła po kopertę tak gwałtownie, iż wszyscy drgnęli, a łyżki zabrzęczały na talerzach. Jej paznokcie, lśniąco pomalowane na czerwono, niemal wbiły się w papier. ale notariusz stanowczo położył dłoń na jej ręce.

Przepraszam, pani powiedział chłodno. To nie należy do pani.

W salonie zapadła cisza. Tylko zegar tykał na ścianie, a z zewnątrz dobiegał gwar dziecięcych głosów. Oleg zgarbił się na krześle, jakby pragnął stać się niewidzialny; jego nowa żona wpatrywała się z napiętą ciekawością, ale nie rozumiała wagi sytuacji.

Ja pozostałam nieruchoma. Dziesięć lat wcześniej drżałabym, błagałabym, by mnie nie upokarzać. Teraz wiedziałam: nie mają już nade mną władzy.

Notariusz rozerwał kopertę i wyjął kilka kartek. Na pierwszej widniał podpis mojego teścia, Władysława Nowaka. Głos notariusza brzmiał ostro:

Testament sporządzono trzy miesiące przed jego śmiercią. Jedyną spadkobierczynią jest Marzena Włodzimierzówna.

Rodzina zawrzała. Ciotki wymieniły spojrzenia, wujkowie pokasływali, a jedno dziecko wybuchnęło śmiechem, nie rozumiejąc niczego.

To niemożliwe! wybuchnęła Galina Piotrowska. Kłamstwo! On nigdy by tego nie zrobił!

Wszystko jest wyraźnie opisane ciągnął notariusz. Cały mój majątek, w tym dom i działkę, zapisuję byłej żonie mojego syna, którą rodzina niegodziwie wypędziła. Dołączył choćby uzasadnienie.

Oleg jęknął. Jego nowa żona odsunęła się od niego z obrzydzeniem, jakby stał się obcym.

Wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam o tym testamencie wcześniej, ale usłyszeć go publicznie to było coś zupełnie innego.

Więc to było syknęła teściowa. Zawsze cię żałował! A teraz chcesz nam zabrać dom?

Wstałam. Mój głos był spokojny, ale twardy jak stal:

Nic nie zabieram. Wy zabraliście mi dziesięć lat, gdy mnie wyrzuciliście. ale wasz mąż widział prawdę. I zdecydował inaczej.

Jak śmiesz! wrzasnęła. Ty jesteś nikim!

Teraz to ja jestem właścicielką tego domu odparłam stanowczo.

Znowu zapadła cisza. Wszystkie spojrzenia utkwione były we mnie.

Ale dodałam po chwili, nie wyrzucę was. Mam własny dom, swoje przedsiębiorstwo. Chcę tylko jednego: sprawiedliwości.

Oleg uniósł głowę, zdumiony:

Więc możemy zostać?

Możecie skinęłam. Ale dom należy do mnie. To znaczy, iż nie macie już władzy, by mnie upokarzać.

Galina Piotrowska wydawała się złamana. Jej głos stał się ledwo słyszalny:

Chcesz nas zrujnować

Spojrzałam jej prosto w oczy:

Nie. Chcę, byś poczuła, jak to jest, gdy zależysz od czyjejś dobroci.

Notariusz zamknął teczkę i wstał.

Wszystkie dokumenty są w porządku. Od dziś oficjalną właścicielką jest Marzena Włodzimierzówna.

Skinęłam krótko i wyszłam na ganek. Na zewnątrz było świeżo, słońce właśnie chyliło się za starą gruszę. Szłam lekkim krokiem ku bramie, jakbym unosiła się w powietrzu.

Rex, mój pies, dawno już nie żył, ale wydawało mi się, iż słyszę jego ciche skomlenie, jak niegdyś, gdy mnie odprowadzał. Tyle iż teraz nie towarzyszył wygnanej kobiecie, ale zwyciężczyni.

Uśmiechnęłam się i ruszyłam dalej. Bo już nikt nie mógł powiedzieć, iż jestem nikim. Byłam sobą. I to wystarczyło, by odzyskać godność i życie.

Idź do oryginalnego materiału