Fuerteventura to pierwsza z Wysp Kanaryjskich, którą odwiedziłam. Jechałam tam po to, by odpocząć i na spokojnie spędzić urlop. Nie spodziewałam się wielkich zachwytów, bo to przecież mocno turystyczne Wyspy Kanaryjskie. I tu się bardzo zdziwiłam. Fuerteventura zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Wyspa jest niezwykle malownicza i już sam jazda samochodem po Fuerteventurze stanowi swoistą atrakcję. Przed wyjazdem przygotowałam oczywiście plan podróży po Fuerteventurze, by zwiedzić to, co najważniejsze. Mój pobyt trwał 7 dni, ale spokojnie można tu spędzić więcej czasu. Co warto zobaczyć na Fuerteventurze w 7 dni? Oto moja propozycja. Fuerteventura – kilka informacji praktycznych Noclegi Bazę noclegową zrobiłam w dwóch miejscach, na północy oraz na południu. Chodziło o to, by gwałtownie dojechać do poszczególnych atrakcji. Niektórzy zatrzymują się w środkowej części wyspy na cały pobyt, jednak wówczas dojazdy realizowane są dłużej. Na początku podczas pierwszej części urlopu planowałam nocować w Corralejo, jednak ceny noclegów nieco mnie odstraszyły. Był to okres Świąt Bożego Narodzenia, więc te najtańsze miejscówki były już wybukowane. I tak naprawdę dobrze się stało, gdyż trafiłam przez to do urokliwego miasteczka La Oliva. Tam znalazłam przepiękny pensjonat z basenem (o tej samej nazwie, co wioska), prowadzony przez przemiłych ludzi, małżeństwo słowacko-hiszpańskie. Drugą część pobytu spędziłam w Costa Calma na południu w hotelu Bahia Calma Beach, który także polecam. O noclegach przeczytacie we wpisie z informacjami praktycznymi. Wypożyczenie samochodu Po wyspie podróżowaliśmy wynajętym autem, które najlepiej zarezerwować w lokalnej wypożyczalni Cicar. Nam się niestety nie udało. Nie było już wolnych samochodów. Jest to bardzo popularna wypożyczalnia na wyspie, prawdopodobnie także i z tego względu, iż jest najtańsza. Dodatkowo nie trzeba tu płacić depozytu. Druga opcją jest firma Auto Reisen, jednak i tu wszystko było już zarezerwowane. Pozostały nam jedynie sieciówki. Dlatego też koniecznie zarezerwujcie samochód z wyprzedzeniem, jeżeli już macie plany i bilety na Fuerteventurę. Więcej informacji praktycznych znajdziecie w kolejnym wpisie. Dowiecie się o połączeniach na wyspę, o noclegach i cenach wypożyczenia samochodu. Podpowiem, gdzie zjeść i jakie są ceny jedzenia. Będzie także o pogodzie i wiatrach, bo podobno na Fuerteventurze zawsze wieje. Podobno. A oto jak wyglądał nasz plan podróży po Fuerteventurze. W planie dorzucam także moje podpowiedzi oraz wskazówki, co jeszcze można zobaczyć w okolicy. Póki co to dla mnie najpiękniejsza Wyspa Kanaryjska, a zarazem pierwsza, którą odwiedziłam:) Przylot. Przejazd do miasteczka La Oliva Mój plan podróży po Fuerteventurze zakłada zwiedzanie i korzystanie z atrakcji przez tydzień. Pierwszy dzień to w zasadzie przylot i dojazd na kwaterę, więc nie uwzględniam go w planie z atrakcjami. Wylot z Warszawy o 12:15 (planowo miał być o 11:15), linie Wizzair. Lądowanie ok. 17:00. Odbiór samochodu z wypożyczalni Avis, stanowisko w terminalu. Rezerwacji dokonałam przez stronę Wizzair, cena była najkorzystniejsza. Pamiętajcie, iż w ten sposób możecie uzyskać zwrot 5% środków na swoje konto w tych liniach. Zameldowanie w La Oliva Inn. Przejazd do Corralejo po zakupy. Akurat była to Wigilia i sklepy w La Oliva już były zamknięte. Dzień 1 – Wydmy Corralejo / El Cotillo Wydmy Corralejo Po śniadaniu przejazd od razu na Wydmy Corralejo. Z La Oliva jedziemy drogą FV-102 po to, by przez teren wydm przejechać trasą F-1a. To właśnie ten odcinek jest najbardziej malowniczy. To punkt obowiązkowy i spokojnie można tu spędzić choćby cały dzień. Wydmy Corralejo to niesamowite zjawisko przyrodnicze. Skąd bowiem wziął się tu piasek? Wyspy Kanaryjskie to przecież wyspy wulkaniczne. A tu proszę… wydmy jak na fachowej pustyni. Krąży opinie, iż piasek został tu przywiany z Sahary. Jednak nie jest to prawdą. To powtarzany mit choćby przez mieszkańców wyspy. Otóż, piasek pochodzi z wypiętrzonego dna morskiego! Park Przyrodniczy Wydm Corralejo (Parque Natural de las Dunas de Corralejo) zajmuje powierzchnię ponad 2000 hektarów. Przez operujące słońce tworzą się tutaj niezwykłe refleksy. A skoro jest piasek, to są i długie piaszczyste plaże. Ciągną się tu one kilometrami. Można się zatrzymywać co chwilę, by podziwiać ten twór natury oraz poplażować. Wejście do wody łagodne, więc także i dzieciaki mogą podokazywać. I my właśnie tak robimy. Najpierw przez kilka godzin spacerujemy po wydmach a potem na chwilę zaglądamy na plaże. Widoki obłędne. Widać stąd pobliską wyspę Los Lobos. Na obiadokolację zatrzymujemy się w Corralejo. Warto pokręcić się po miasteczku, ma ono swoisty klimat. Niska kolorowa zabudowa przełamana biało-niebieską tuż nad wodą. Restauracji oraz barów jest tu mnóstwo. Polecany tapas bar: Gilda Casa de Pinchos y Tapas Wskazówka: jeżeli macie jeszcze czas, możecie pojechać na północ i poszukać popcornowej plaży. Uwaga, za Corralejo zaczyna się szutr. Takich plaż na Fuerteventurze jest kilka i do jednej udało mi się dotrzeć. Szczegóły poniżej. El Cotillo Wieczorem udajemy się do miasteczka El Cotillo. I to jest strzał w dziesiątkę. Z La Oliva to tylko 15 km. Tutaj mamy okazję podziwiać najbardziej spektakularny zachody słońca podczas całej podróży. I jak by tego było mało, ocean pokazuje tu swoje potężne i groźne oblicze. Tworzą się ogromne fale, wręcz gigantyczne, które funduje niesamowity spektakl. Warto zostać chwilę dłużej, gdy słońce już zajdzie. Niebo przybiera różowo-fioletowy kolor, co wygląda obłędnie. Chwilę po zachodzie słońca kręcimy się jeszcze po miasteczku. Wąski uliczki, biała zabudowa, zatoczki, klimatyczne bary i restauracje… wrócimy tu jeszcze w dzień. Zachód słońca jest tutaj tak spektakularny, iż jeszcze chwilę przysiadam na ławeczce, by nacieszyć oko. Dzień 2 – wyspa Lobos Ta wyspa musi być uwzględniona w planie podróży po Fuerteventurze. Po prostu musi. Najlepiej spędzić tu cały dzień i my tak właśnie robimy. Jest ona niezamieszkała, więc na noc nie można tu zostać, choć podobno niektórzy wynajmują tu domki w osadzie. Promy na Los Lobos Isla de Lobos to mała wulkaniczna wysepka, leżąca zaledwie 6 km od Fuerteventury. Zajmuje ona powierzchnie zalewdwie 4,58 km². Z Corralejo widać ją jak na dłoni i właśnie z tego miasta kursują na nią promy. Rejs trwa około 20 minut, a bilet powrotny kosztuje 15 EUR u każdego przewoźnika. Jest ich kilka: duży standardowy prom, mniejszy (coś jak kutr rybacki), łódka ze szklanym dnem oraz szybka motorówka, która ma najmniej miejsc, ale dostarcza najwięcej adrenaliny (niektórzy mówią na nią banan). Przygotujcie się na porządne pochlapanie podczas przeprawy. Bilety można zakupić w budce na przystani promowej. Uwaga, budka od standardowego promu nie przyjmuje płatności kartą. Pozostałe, które stoją obok, już tak. Najlepiej popłynąć rano i wrócić wieczorem. Przewoźnicy mają między sobą umowę, bowiem powrót może się odbyć innym promem niż przypłynęliśmy. Generalnie wygląda to tak, iż określmy godzinę powroty i otrzymujemy bilet we właściwym kolorze oraz informację, którym promem mamy wrócić. Na wyspę Lobos wypływamy o 11:00. Powrót mamy zaplanowany na 17:00. Wyspę podobno można obejść w około 2-3 godziny, ale to za szybko. Po pierwsze, trzeba by niemalże biec, a po drugie widoki są tak spektakularne, iż warto tu pobyć cały dzień. Zwiedzanie można zacząć albo od prawej, albo od lewej strony. W każdym przypadku zrobimy pętelkę, tak prowadzi trasa. Za radą naszego gospodarza wybieramy opcję drugą i odbijamy w kierunku osady. Przy samej przystani znajduje się centrum informacji turystycznej oraz toalety. Co warto zobaczyć na wyspie Lobos? Opuszczona osada El Puertito jeżeli swój obchód zaczniecie od lewej strony, na początek traficie do opuszczonej osady El Puertito. Ma ona swój klimat i koniecznie trzeba tu zajrzeć. Przed osadą zobaczycie śliczną zatoczkę z małą plażą, druga ulokowała się w samej miejscowości. Można tu popływać i posnurkować. Tutaj znajduje się słynny pomost, z którego wszyscy robią sobie zdjęcia. Uwaga, czasami trzeba chwilę postać w kolejce. W El Puertito poza sezonem otwarta jest jedna restauracja o nazwie Chiringuito Lobos Antoñito El Farero, która serwuje pyszne ryby i owoce morza. w okresie funkcjonują dwie. Osada opustoszała w latach 70-tych XX wieku. Niewielkie skupisko białych, rybackich chat o niebieskich drzwiach przyciąga niewątpliwie uwagę i pięknie wtapia się w krajobraz. Latarnia morskia Faro el Martiño Z osady trasa prowadzi przez bardzo malowniczy teren. Tędy dochodzimy do Las Lagunitas, małych lagun przy brzegu wyspy. Następnie droga wiedzie już do samej latarni morskiej Faro el Martiño. I to jest kolejny punkt obowiązkowy, bowiem widok z tego miejsca jest po prostu spektakularny. Stąd rozciąga się panorama na Los Lobos oraz na pobliską Lanzarote. Latarnia została tu postawiona w 1863 roku. Miała ona niegdyś bardzo duże znaczenie. Od 1968 roku działa automatycznie. Z tego też powodu wyspa jest w tej chwili niezamieszkała. Latarnia liczy sobie 7 metrów wysokości, jednak została ulokowana na wzgórzu. Z poziomu wyspy jej wysokość wynosi 29 metrów. Wulkan Montaña de la Caldera Z latarni wędrujemy dalej w kierunku wulkanu Montaña de la Caldera (127 m n.p.m.), który jest najwyższym szczytem wyspy Lobos. Oczywiście w planach jest wdrapanie się na sam szczyt. Wejście zajmuje 30 minut, a na górę prowadzi wyłożona kamieniami ścieżka. Stąd widać cały kształt wyspy oraz ponownie Lanzarote. Dostrzec można bardzo łatwo także Wydmy Corralejo. Cześć kaldery jest w wodzie, więc wulkanu nie da się obejść dookoła. Trzeba wrócić tą samą trasą. Playa de la Concha Plaża jak z raju, jak z katalogu… największa na Los Lobos. I taka jest, gdy słońce oświetla ją odpowiednio. Około godziny 16:00, kiedy słońce chyli się już ku zachodowi w zimie, nie wygląda już tak atrakcyjnie. Dlatego polecam Wam zjawić się tu przed południem, jeżeli chcecie z niej skorzystać. Nam nie zależało, więc docieramy tu na końcu. Plaża podzielona jest na dwie części poprzez skały. Po powrocie do Corralejo udajemy się oczywiście na kolację, jednak tym razem miejsca nie mogę Wam polecić, gdyż jedzenie nie było zbyt smaczne. Po konsumpcji powrót do La Oliva Inn i odpoczynek w pensjonacie. Dzień 3 – Calderon Hondo/ Popcornbeach / El Cotillo W tym dniu opuszczamy naszą bazę noclegową i po całodziennym zwiedzaniu północnej części wyspy jedziemy do Costa Calma na południu. I tutaj mogłaby zostać wprowadzona mała modyfikacja planu, bowiem tę noc mogliśmy także spędzić na północy, a do kolejnej miejscówki przenieść się następnego dnia, zwiedzając po drodze środek wyspy. La Oliva Ten dzień zaczynamy od zwiedzania miasteczka La Oliva, w którym mieszkamy. Wcześniej nie było czasu. Jest ono oddalone o 17 km od Corralejo. La Oliva położona jest wśród pól starej lawy… bardzo malowniczo. Co ciekawe, była ona stolicą wyspy przez kilkadziesiąt lat w XIX wieku. Warto zobaczyć tu biały XVIII-wieczny kościół z kontrastującą z nim wieżą z kamienia. Służyła ona niegdyś do wypatrywania statków pirackich. Warto także zajrzeć do Casa des Coroneles. To kolonialny budynek z 1650 roku, wybudowany dla rodziny Bethencourt, która wówczas zarządzała Fuerteventurą. Molinos De Villaverde Z La Oliva podjeżdżamy do miejsca, które nazywa się Molinos De Villaverde. Można by rzec, iż znajduje się ono dosłownie rzut beretem od miejsca, w którym mieszkamy. Fuerteventura to niewątpliwie wyspa wiatraków. W pustynnym krajobrazie widać je bardzo często, szczególnie na północy i właśnie Molinos De Villaverde jest takim miejscem. I taka ciekawostka. Znajdziecie tu męskie oraz żeńskie osobniki. Molino macho to wiatraki męskie. Duże dwupiętrowe, zbudowane z kamienia i gliny. Mają drewniane obrotowe dachy oraz długi drążek, wystający spod dachu. To za jego pomocą można obracać dach z ramionami i ustawiać je w kierunku wiatru. Jednopiętrowe molinos to wiatraki żeńskie. Wulkan Calderon Hondo W tym dniu mamy zaplanowany jeszcze trekking na wulkan Calderon Hondo. Przejazd na początek trasy zajmuje 15 minut. Jak dojechać na szlak? Wulkan znajduje się w północnej części wyspy, na zachód od Corralejo. Najlepszym i oficjalnym miejscem na rozpoczęcie trekkingu jest miejscowość Lajares, zaraz za restauracją Fuerte Vida, konkretnie w punkcie, gdzie na turystów czekają wielbłądy. Trasa nie jest trudna. Jest kilka opcji wejścia na wulkan. Według mnie najlepszym wyborem jest szlak, który wiedzie zboczem Montana Colorada, a następnie prowadzi prosto do krateru. I tędy właśnie wchodzimy na górę. Widoki fantastyczne. Wejście na sam krater zajmuje ok. 30-40 minut. To, ile pozostaniecie na górze, zależy już tylko od Was. Krater można obejście dookoła… teoretyczni. jeżeli pójdziecie w lewo, bez problemu dotrzecie do platformy widokowej. jeżeli zaś w prawo – szlak w pewnym momencie zniknie, choć podobno tam jest. Trzeba albo skakać po skałach, albo zejść w dół stromym zboczem (ścieżka już przetarta). Spotkacie tu oswojone wiewiórki, które tylko czekają na jakiś kąsek. Oczywiście karmić ich nie wolno. Mieszkańcy wyspy traktują je jako szkodniki. My obchodzimy krater dookoła, z tym iż w momencie, gdy szlak ginie, po prostu się cofamy. Powrót tą samą drogę przez górę Colorado, trasa jest bardziej malownicza. Na miejscu parking jako...