Fotel Marzeń

newskey24.com 1 tydzień temu

*„Kanapa „Marzenie”*

Krzysztof i Agnieszka byli razem już dwa lata. Agnieszka zostawała u niego na noc, gdy jego mama wyjeżdżała do znajomych do Gdańska lub na działkę. Czekali na te krótkie chwile, cenili je. Lato jednak minęło. Wrzesień jeszcze cieszył ciepłem, ale niedługo miały zacząć się deszcze. Mama przestała wyjeżdżać co weekend. Pozostało czekać, aż odwiedzi przyjaciółkę w Gdańsku, ale zdarzało się to rzadko.

Zakochani posmutnieli.

— Krzysiu, nie kochasz mnie? Nie chcesz być ze mną na dobre i na złe? — Agnieszka delikatnie dała do zrozumienia, iż czas pomyśleć o ślubie.

Stali pod jej domem i od pół godziny nie mogli się rozstać.

— Skąd taki pomysł? — Krzysztof odsunął się i spojrzał Agnieszce w oczy. — Już teraz zaprowadziłbym cię do USC, ale gdzie będziemy mieszkać? Na wynajem mnie nie stać, ty masz jeszcze rok studiów. Chyba iż zgodzisz się mieszkać z moją mamą. U twoich rodziców też nie ma wyjścia — macie małe mieszkanie. Poczekajmy trochę. Jak skończysz studia…

— Ale nie mogę już tak codziennie się z tobą żegnać, czekać, aż twoja mama gdzieś wyjedzi. Rodzice pytają, dlaczego nie oświadczasz się. — Agnieszka wciągnęła powietrze, ale zamiast westchnienia, wydusiła łkanie.

— Agniesiu, obiecuję, iż coś wymyślę. Bardzo cię kocham.

— Ja ciebie też — odparła cicho.

— Dobrze. Chodź — powiedział Krzysztof i z determinacją wziął ją za rękę.

— Gdzie?

— Do ciebie. Poproszę rodziców o twoją rękę. Czy może zmieniłaś zdanie?

— Chodźmy! — ucieszyła się Agnieszka.

Tak, trzymając się za ręce, weszli do jej mieszkania.

— Wchodźcie, młodzi — powiedziała mama, witając ich z uśmiechem.

Na kuchennym stole stały już cztery filiżanki i wazonik z ciasteczkami, jakby na nich czekano.

— Widziałam was przez okno. Pół godziny się żegnaliście — uśmiechnęła się mama, widząc zaskoczoną minę Agnieszki. — Dość już wędrówek po ulicach. Zima nadchodzi. Wiemy, gdzie śpicie. — Agnieszka spuściła wzrok. — My z tatą nie mamy nic przeciwko waszemu ślubowi.

— Do siebie was nie zaprosimy. Rozumiemy, iż nie chcecie z rodzicami. W pracy kolega sprzedaje kawalerkę. Od razu pomyślałem o was — dodał ojciec.

— Dzięki, tato! — wykrzyknęła Agnieszka.

— Nie ciesz się za wcześnie. Krzysiu się zachmurzył.

Krzysztof spojrzał prosto w oczy ojcu Agnieszki.

— Wy nie jesteście bogaci. Wstyd brać od was taki prezent. Jestem zdrowy, mógłbym sam zarobić na mieszkanie.

— Co za wstyd? Kupimy je, nie ukradniemy — zauważył ojciec, lekko urażony. — Komu mamy pomagać, jak nie dzieciom? Mieszkanie dostałem od rodziców, teraz nasza kolej. Wstydzi się… Zarobisz, kupisz większe, a na razie pomieszkacie. I kupuję nie dla ciebie, ale dla córki, żeby była szczęśliwa. A szczęśliwa jest z tobą. Patrzcie go, sumienie ma. — Ojciec spojrzał czule na córkę, potem surowo na Krzysztofa.

Agnieszka ścisnęła dłoń Krzysztofa pod stołem, błagając, by się nie sprzeciwiał.

— Dziękuję — powiedział bez entuzjazmu.

Do ślubu zostało niecałe tyI tak „Kanapa „Marzenie”” stała się świadkiem ich codzienności, przetrwała burze i błogosławieństwa, a gdy syn podrósł, znalazła nowe miejsce w jego pokoju, wciąż przypominając, iż czasem wystarczy jeden wspólny punkt, by odbudować to, co wydawało się stracone.

Idź do oryginalnego materiału