Fiat 125p dookoła świata - 480 dni i motoryzacja PRL w podróży

okiemobiektywu.pl 2 dni temu

Tekst powstał na podstawie wystąpienia Asi i Pawła - twórców projektu „Dookoło Fiata” - wygłoszonego podczas III Festiwalu Opowieści Podróżniczych „Podróżýj” w Mosinie (czerwiec 2025).

Z Gorzowa do Singapuru… i dalej

Gdy w marcu 2018 roku Asia i Paweł zaparkowali kremowego Fiata 125p pod miejskim ratuszem w Gorzowie Wielkopolskim, plan był klarowny: 70 dni, 47 tysięcy kilometrów, trzy kontynenty. Zakończyć mieli gdzieś w okolicach Singapuru - symbolicznego „półmetka” globu - odhaczyć marzenie i wrócić do pracy. Siedemdziesiąt dni zamieniło się jednak w 480; samochód zdążył dwa razy zmienić półkulę, a ich pierwotna kalkulacja kosztów - podobnie jak portugalskie tymczasowe tablice rejestracyjne - dawno straciła ważność.


Powodem tej transformacji była mieszanka uporu, fascynacji klasyczną motoryzacją z PRL-u i bardzo konkretnego pytania: jeśli nie teraz, to kiedy? Paweł od dziecka kolekcjonował modele FSO, Asia dokumentowała każde rodzinne wakacje aparatem analogowym. Decyzja o wspólnym projekcie - wówczas roboczo nazwanym „DookołoFiata.pl” - była więc naturalnym połączeniem dwóch życiowych żyłek: zamiłowania do podróży i sentymentu do klasycznej polskiej motoryzacji.

Dlaczego akurat Fiat 125p?

Wybór samochodu stał się manifestem. Gdy w zeszłym roku na blogu opisywałem swoją przygodę z Polonezem Truckiem na Korfu, pokazywałem, jak pojazdy z Żerania wciąż pływają po świecie, budząc ciekawość i nostalgię. Fiat 125p - techniczny poprzednik Poloneza - jest dla Asi i Pawła czymś więcej niż zabytkiem. To czytelny szyld „Made in PRL, który otwiera rozmowy na irańskich stacjach benzynowych, pod nepalskimi warsztatami i w amerykańskich dinersach.

Choć para przestudiowała katalogi Land Cruisera, Volkswagena T3 czy Lancii Fulvia, wygrał 75-konny, gaźnikowy sedan z 1979 r. Przemówiła prostota: brak elektroniki pozwalał na naprawy „pod drzewem”, globalna dostępność włoskich części ułatwiała logistykę, a polski rodowód wpisywał wyprawę w ciąg naszych narodowych emigracji czterech kółek.

Budżet i logistyka: praca w Norwegii, stalowy kontener w Klang

Przed wyjazdem Asia zdobyła licencję przewodnika, Paweł przeszedł kurs TIG-a. Dwa miesiące sezonowej roboty w norweskim hotelu przyniosły im środki na pierwszy odcinek: Polskę, Bałkany, Turcję i Iran. Dalej rachunek wyglądał następująco:

  • 480 dni w drodze - średnio 600 zł budżetu miesięcznie na paliwo, serwis i wizy (rekordowo tanio było w Iranie - ok. 0,33 zł/l).

  • Dwie wysyłki kontenerowe: Port Klang (Malezja) → Vancouver i później Halifax → Porto. Współdzielony 40-stopowy box z dwoma motocyklami Kanadyjczyków zjadł łącznie 12 000 zł.

  • 64 noce w samochodzie, 118 w tanim guesthousie, 200 u gospodarzy z Couch- i WarmShowers; reszta - parkingi hotelowe w Pakistanie, parking Walmartu w Utah, przyklasztorne gościńce w Laosie.

Wschód: uprzedzenia, które runęły

Iran okazał się fotograficznym rajem i podróżniczym paradoksem. Przy każdym paczkomacie widać mural z trupią czaszką Statuy Wolności - ale w drzwi samochodu puka starsza nauczycielka i upiera się, by Asia przyjęła od niej paczkę szafranowych ciastek. W konserwatywnym Jazdzie Polka spodziewała się upomnienia za źle upięty szal; dostała zaproszenie na wesele i lekcję kaligrafii.

Beludżystan - pakistańska prowincja w nagłówkach gazet obsadzona jako „czerwona strefa” - przywitał konwojem policyjnym. Od granicy w Taftan do Lahauru Fiat jechał pod eskortą, zmienianą co kilkanaście kilometrów. Było to męczące i czasochłonne, ale też odsłoniło prawdziwe oblicze pakistańskiej gościnności: herbata z kardamonem na każdym checkpoint-cie, wręczany w prezencie kanister paliwa, wspólne zdjęcia z karabinami w tle.

W Indiach chaos ruchu drogowego doprowadził do pierwszej poważniejszej stłuczki: zakurzony kamień podniesiony przez pustynną burzę urwał zbieżność przedniej osi. Trzygodzinna naprawa na poboczu - przy udziale ciekawskich rikszarzy - wystarczyłaby w Europie na wymianę głowicy, a tu skończyła się skrobaniem piasku ze smaru i owijaniem manszety folią spożywczą.

Spotkanie z Polonezem na drugim końcu świata

W Tajlandii czekała prawdziwa gratka: Polonez MR’83 w oryginalnym eksporcie tajskim, odkryty przypadkiem za hangarem z częściami do tuk-tuków. Właściciel - starszy kierowca rajdowy - przechowywał auto od lat 90. Polonijny znak na mapie Azji uruchomił lawinę wspomnień z mojego Korfu i pokazał, jak szeroko sięgała sieć FSO.

Pacyfik: kontener, który pachniał tropikiem

Załadowanie Fiata w portowym upale Klangu (34 °C i wilgotność powyżej 90 %) przypominało saunę. Zgodnie z regulaminem nie wolno było wwieźć żywności, nasion ani płynów - Asia upchnęła więc w zrobionym na zamówienie aluminiowym kufrze tylko statyw, dwie rolki slajdów i pudełko herbaty z Laosu, licząc, iż oficer celny nie będzie wąchał każdego pojemnika.

W Vancouver celnicy podeszli łagodniej niż w Australii (tam potrafią sprawdzać chłodnicę pod kątem martwych owadów), ale i tak kazali odkurzyć wnęki drzwi z azjatyckiego piachu.

Amerykański sen na czterech cylindrach

Pacific Coast Highway (California Highway 1) pachniała wiosną sekwojami. Fiat zdążył wymienić olej w Eugene, zaświecić lampką ładowania pod Santa Cruz i obwieścić awarię głowicy tuż przed wjazdem na Lombard Street w San Francisco. Pomógł polski mechanik z Mission District; nową głowicę przysłał kolega z Nowego Jorku w bagażu podręcznym córki. W historii „Dookoło Fiata” takich łańcuszków pomocy będzie jeszcze kilka.

Na południowym zachodzie czekały czerwone iglice Monument Valley. Po zimowym zmierzchu park był pusty - kawałek błotnistej drogi Utah 261 zdawał się teleporterem do pejzaży z westernów Johna Forda. „Monumentalne” - to określenie padło w wystąpieniu kilkanaście razy i trudno o lepsze.

Powrót do Europy: Porto, Lizbona, Gorzów

Ostatni kontener rozładowali w portońskim słońcu. Tam czekał szok kulturowy odwrotny: regularne autostrady, brak klaksonów i… koszt parkingu wyższy niż miesięczny budżet z Iranu. Fiat przemknął Atlanticą do Santiago de Compostela, przez Picos de Europa, aż do Berlina i wreszcie - po 480 dniach - znów stanął na Starym Rynku w Gorzowie.

Morale, koszty i lekcje

  • Finanse - średni wydatek 600 zł miesięcznie pokazuje, iż mit horrendalnych kosztów dalekich podróży rozpada się, gdy zrezygnujemy z hoteli i polecimy za pracą sezonową do Norwegii zamiast do call-center.

  • Stereotypy - Iran okazał się najbezpieczniejszym odcinkiem Azji; Pakistan - najdłuższym administracyjnym slalomem; Indie - największym kulturowym roller-coasterem; USA - krainą zarówno szerokich autostrad, jak i rozległego bezdomnego „tent city” w Los Angeles.

  • Technika - gaźnik, zapasowy komplet dysz i własny walizkowy zestaw kluczy okazały się bezcenne. Serwis w Indiach miał gorsze narzędzia niż Paweł w bagażniku.

  • Społeczność - od couchsurferów w Lahore po Polonię w Chicago: bilet do globalnej sieci życzliwości wystawia czasem… biało-czerwona miękka tablica rejestracyjna.

Polonez Truck, Fiat 125p i ciąg dalszy historii PRL-u

W moim zeszłorocznym tekście o Polonezie Trucku na Korfu pisałem, iż samochody z Żerania zyskały „drugie życie w ciaśniejszych zakątkach mapy”. Historia Asi i Pawła pokazuje, iż to życie trwa - i kwitnie - także na trasach transkontynentalnych. Spotkany w Tajlandii Polonez MR’83, rozbite resztki 125p na złomie w Goa, polskie kluby klasyków od Vancouver po Chicago: motoryzacja PRL jest dziś językiem uniwersalnym.

Kto wie, czy właśnie to - bardziej niż paszport pełen pieczątek - nie jest największą wartością takich podróży. W czasach, gdy samochód bywa postrzegany wyłącznie jako narzędzie transportu, 40-letni Fiat potrafi o sobie opowiedzieć i wciągnąć w dialog ludzi, którzy w normalnych warunkach nigdy by ze sobą nie rozmawiali.

Echa Mosiny

Trzeci tekst z tegorocznego Festiwalu „Podróżýj” domyka dyskretną trylogię:

  1. Adam Bielecki przypomniał, iż styl „na lekko” w górach ma wymiar etyczny.

  2. Marcin Szwarc przekonywał, iż najpiękniejszy hotel świata mieści się pod gwiazdami, a nocleg wymaga przede wszystkim pokory.

  3. Asia i Paweł udowadniają, iż zamiast marzyć latami o wyprawie dookoła świata, lepiej zapalić silnik Fiata 125p i pojechać - choćby jeżeli po drodze trzeba wymienić głowicę w San Francisco.

Jeśli fascynuje Cię wątek polskich klasyków w egzotycznym terenie, zajrzyj także do mojego wcześniejszego reportażu z Korfu: Polonez Truck - zapomniany relikt PRL”. To opowieść o kolejnej maszynie z Żerania, która dawno temu przestała pytać o granice.

Na finał

480 dni między Gorzowem a Pacific Coast Highway to nie była wyprawa „backpackerska”, „vanlife” ani „overlanding” w Instagramowym wydaniu. To była poprawka do podróżniczego równania, w którym marzenie mnoży się przez metodę prób i błędów, a dzieli przez strach przed nieznanym.

Fiat 125p wrócił odmalowany kurzem pięciu stref klimatycznych, a Asia i Paweł powtarzają, iż zrobią to ponownie - tylko wolniej. Silnik przez cały czas klekocze na wolnych obrotach, smar w półosi wciąż pamięta irańskie drogi, a świat jest równie wielki jak zawsze.

Resztę dopiszą następnym razem. Jak znam życie - kluczem 13.

Idź do oryginalnego materiału