Jeden z moich ulubionych memów o feministkach. Znany od lat i zawsze bawi tak samo mocno. Choć równie mocno obnaża ich hipokryzję i prawdziwe wewnętrzne pragnienia.
Feministki, pod przykrywką poszanowania odmiennej kultury i religii, nie mieszają się w kulturę muzułmańską. Jedną z najbardziej patriarchalnych kultur tego świata. Zwyczajne robienie ku*wy z logiki, bo gdyby ich akceptacja i tolerancja wynikała z autentycznego szacunku to szanowałyby również kulturę chrześcijańską, na którą plują na każdym kroku.
Plują, bo narzuca im pewne standardy moralne, takie jak uznawanie człowieczeństwa od poczęcia, wierność w małżeństwie czy oddanie rodzinie. Straszne te chrześcijany i inne katole.
Te same wartości, choć w jeszcze bardziej restrykcyjnej formie narzuca kobietom kultura muzułmańska. Oczywiście w internecie znajdziemy informacje, iż w krajach islamskich aborcja jest jak najbardziej dopuszczalna i regulowana prawnie, aczkolwiek w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Spróbuj tam chłopu powiedzieć, iż zamierzasz wyskrobać jego dzieciaka, bo to Twoje ciało i Twój wybór... Bardzo gwałtownie Ci wyjaśni, iż jesteś w błędzie. I to tak Ci wyjaśni, iż poskładasz się jak motyl z origami. Spróbuj mu powiedzieć, iż potrzebujesz do szczęścia dodatkowego ruch*acza, gdyż nie czujesz się w pełni usatysfakcjonowana pożyciem, a uprawianie seksu z jednym mężczyzną ogranicza Twoją wolność seksualną to poczujesz smak żrącego kwasu, który wypali Ci twarz do tego stopnia, iż żaden hijab Ci nie pomoże.
Broń Boże, żebym popierała przemoc. Takie dramaty nigdy nie powinny mieć miejsca. Feministki również o tym wiedzą, a mimo to w pełni na to pozwalają. Dlaczego? Bo tak naprawdę tęsknią za kulturą patriarchatu.
A kultura patriarchatu nie jest przemocowa. Jest najzwyczajniej w świecie stabilna. Bo zdrowi, silni mężczyźni są stabilni emocjonalnie. Bo siłę mężczyzny mierzy się jego zdolnością do panowania nad swoimi emocjami, ale również emocjami kobiety.
Nie chce mi się rozprawiać o politycznym podłożu feminizmu, bo ja baba jestem i wolę mówić z serca. Na przestrzeni dziejów, sytuacja ekonomiczna oraz odgórne zagrywki elit, w pewien sposób zmusiły kobiety do upodabniania się do mężczyzn. Mówimy tu oczywiście o pierwszej fali feminizmu, która nigdy nie powinna być powiązana ze współczesną. Już którąś z kolei. I choć sama jestem (możeta mnie zjeść) ogromną zwolenniczką modelu rodziny, w której to mężczyzna zarabia na rodzinę, a kobieta jest opiekunką domowego ogniska to w pełni szanuję to, iż kobieta chce podjąć pracę choćby jeżeli ma dzieci.
I ta wyższa konieczność doprowadziła do tragedii, gdyż pod przykrywką równości i walki o prawa kobiet doszliśmy do momentu zwyczajnego popier*olenia w głowach.
Ktoś mi kiedyś w komentarzach napisał, iż feminizm jest prowokacją wobec mężczyzn, żeby ci uderzyli wreszcie pięścią w stół i przestali pozwalać wchodzić sobie na głowę. I ja się z tym stwierdzeniem w bardzo dużej mierze zgadzam.
Spieszę z wyjaśnieniem, opierając się na własnym przykładzie.
(W tym momencie Madka robi se drina z Martini)
Otóż, jeszcze za czasów, kiedy byłam feministką miałam epizod chęci przejścia na islam, mimo iż byłam z związku. I w tym związku mieliśmy dzieci. Przez jedną koleżankę poznałam gościa z Algierii. Nie było dla mnie absolutnie niczym złym rozmawianie z mężczyzną o innej kulturze, tym bardziej, iż sama byłam na etapie wiary w multikulti i ksenopolityzm. Facet typowy muzułmanin. Z twardymi zasadami wywodzącymi się z jego religii. Dom, małżeństwo, on praca, ona rodzenie dzieci i dom. Pełne kobiece oddanie i posłuszeństwo żony wobec męża.
W domu miałam naprawdę dobrą sytuację. Znaczy wtedy myślałam, iż dobrą. Miałam mężczyznę, który wspierał mnie w udziale w feministycznych marszach. Dziś choćby zastanawiałam się nad tym, dlaczego to robił skoro to zawsze rozsądny facet był, w pełni rozumiał role społeczne i cechował się ogromną inteligencją, mimo, iż później alkohol i narkotyki go zgubiły. I zrozumiałam dlaczego. Mieliśmy na wychowaniu dwójkę dzieci, straciliśmy trzecie w wyniku poronienia w 5 miesiącu ciąży, a krótko potem zaszłam w kolejną ciążę. On musiał wrócić do pracy i tam umierać, a ja umierałam w domu z dziećmi i w ciąży wiedząc, iż brakuje mi jednego dziecka. Feminizm był dla mnie formą wyparcia. Wmówienia sobie, iż dziecko nie ma takiej wartości, po to, żeby uratować się przed samozagładą. Przed wykończeniem psychicznym. On uznał, iż każda forma mojego uwolnienia i przebywania poza domem pozwoli mi wrócić do żywych. Niestety przerodziła się w radykalny feminizm, choć szczęście w nieszczęściu, nie na długo. Ja go za to nie winię i nigdy nie będę.
I mimo tej dobrej dla mnie wtedy sytuacji, na etapie radykalnego feminizmu w pełni przyjmowałam poglądy obcej kultury, zupełnie sprzeczne z moimi, które wtedy wyznawałam. Dlaczego?
I tu dochodzimy właśnie do wewnętrznego pragnienia feministek... Bo islam zapewnia stabilność. Owszem, czasem chorą, bo przemocową, ale z racji wcześniejszego obracania się w takich kręgach, nie znam ani jednej muzułmańskiej rodziny, w której stosuje się przemoc, jeżeli zachowane są ich tradycyjne wartości i poszanowanie ról społecznych. A w takim modelu kobiety siedzą w domach i wychowują dzieci, a mężczyźni zarabiają na rodzinę.
Dlatego właśnie islam prawie mnie zwerbował. Bo mimo ucieczki w radykalny feminizm, naturalnym instynktem kobiety jest pełnienie kobiecej roli społecznej. Wydawanie na świat potomstwa i dbanie o ognisko domowe. Pod skrzydłami mężczyzny, który zapewnia bezpieczeństwo. W domu dostałam skrajną wolność. Kobiety bazują na emocjach, więc czasem to pojmowanie wolności nie jest rozsądne i nie ma wiele wspólnego z logiką. "Puszczenie luzem" wiąże się z brakiem bezpiecznego zaplecza. A kobiety potrzebują bezpiecznego zaplecza w postaci mężczyzny.
Islam działa bardzo stanowczo i radykalnie. Wiecie, kto wysyłał mi Koran i książeczki o islamie dla dzieci? Kobiety z wielkich miast. Polskie kobiety. Z kim pisałam na grupach, które oferowały pomoc w przejściu na islam? Młode dziewczyny wychowywane bez ojców albo kobiety, które miały już dzieci, rodziny i totalną wolność. One już tego nie chciały. One przeszły na islam, ponieważ w zaściankowej Polsce kultura chrześcijańska je ogranicza, tak bardzo, iż jej nienawidzą, ale nie aż tak bardzo, żeby nie wybrały innej, jeszcze bardziej ograniczającej.
Feministki nie protestują przed meczetami nie tylko dlatego, iż boją się, iż stracą głowy. One tam głęboko w środku tęsknią za ustawieniem ich na odpowiednich miejscach, bo same siebie pogubiły.
Dlatego nigdy nie skrytykują kultury muzułmańskiej jako całości. Owszem, czasem sprzeciwią się jakiejś wybranej sytuacji przemocy wobec tamtejszej kobiety, ale nigdy nie uderzą w patriarchalną kulturę tego społeczeństwa.
Dlatego kobiety muzułmańskie same przeciwko niej na ogół nie protestują. Wolą być posłuszne i żyć stabilnie niż latać po ulicach z gołymi dupami, krzyczeć i nie wiedzieć, o co tak naprawdę im chodzi.
W islamie feminizm jako krzycząca ideologia sporej części społeczeństwa absolutnie nie istnieje, ponieważ świadomość i przywiązanie do ról społecznych jest mocno zakorzenienione i zapewnia przetrwanie. Dlatego coraz bardziej się rozszerza.
I to kolejny dowód na to, iż współczesny feminizm wynika z braku odpowiedniej męskiej energii. Ojca. A to przekłada się na mężczyzn, którzy stają się partnerami. I na wszystkich mężczyzn.
Bo jak świat mi światem, Stabilność jest Patriarchatem.