Fascynująca codzienność nocnego zbieracza odpadków

newsempire24.com 1 dzień temu

Witek budził się o trzeciej nad ranem, by sprzątać śmieci na ulicach Warszawy. Dzięki dobrym ocenom w szkole dostał stypendium na studia. Marzył, by zostać inżynierem. Nie dla bogactwa, ale by poprawić los swojej rodziny.

Ale droga nie była łatwa. By pogodzić pracę z nauką, musiał planować każdą minutę. Wstawał przed świtem, uczył się godzinę lub dwie, a potem od piątej do dziewiątej zbierał śmieci. Czasem dłużej. Wracał do domu biegiem lub mył się w publicznej toalecie. Zimą marzł, latem pot nie schodził z ciała.

Często spóźniał się na wykłady. choćby gdy się umył, woń śmieciarki ciągle go prześladowała. Nie był winien – nie mógł tego zmienić.

Koledzy z uczelni odwracali się od niego. Szepcząc za jego plecami, otwierali okna z przesadą, żartowali. Nikt nie chciał siedzieć obok. Witek spuszczał wzrok. Nie odzywał się, tylko otwierał zeszyt i słuchał. Czasem ze zmęczenia trzęsły mu się dłonie, czasem oczy same się zamykały. Ale wytrwał. Bo chciał zmienić swój los.

Wykładowcy widzieli jego starania. Zawsze odpowiadał celnie, gwałtownie pojmował, nigdy nie oszukiwał. Nie narzekał.

Pewnego dnia, po trudnym egzaminie, profesor wszedł do sali z grobową miną. Ogłosił, iż wszyscy oblali. Zapadła cisza. A potem dodał:

— Wszyscy poza Witkiem.

Rozległy się szepty. Niektórzy nie wierzyli, inni warczeli: „Pewnie ma układy”, „Skąd on ma czas na naukę?”. Profesor spojrzał na Witka i zapytał głośno:

— Jak to robisz, iż tak świetnie przyswajasz materiał?

Witek się zmieszał. Nie był przyzwyczajony do uwagi. Przełknął ślinę i odrzekł:

— Powtarzam na głos, aż zrozumiem. Robię notatki. Nagrywam się i słucham w pracy.

Nikt nie odpowiedział.

Tego samego dnia profesor usłyszał, jak grupa studentów wyśmiewa się z Witka. Stanął przed nimi i powiedział twardo:

— Nie wiecie, co to poświęcenie. On od świtu zbiera śmieci, gdy wy śpicie. A mimo to uczy się lepiej niż wy i nie jęczy. Powinniście się wstydzić. Zamiast drwić, uczcie się od niego.

Studenci zamilkli. Kilku spuściło wzrok. Jeden podszedł do Witka i przeprosił. Drugi też. Profesor usiadł obok niego i rzekł:

— Nie poddawaj się. Życie bywa niesprawiedliwe, ale twoja walka ma sens. Nie jesteś sam.

Witek tylko się uśmiechnął. W głębi serca poczuł, iż trud wreszcie przynosi owoc.

Nie rezygnuj. Twoja wartość nie zależy od spojrzeń innych, ale od tego, jak walczysz, gdy nikt nie poda ręki. Jak Witek. Wytrwaj – każdy trud kiedyś zaprocentuje. Zasługujesz na to.

Idź do oryginalnego materiału