Brytyjski parlament znów pochyla się nad jednym z najdelikatniejszych i najbardziej kontrowersyjnych tematów naszych czasów — legalizacją eutanazji. Z opublikowanego raportu ministerstwa zdrowia wynika, iż jeżeli nowe prawo wejdzie w życie, już w pierwszym roku może z niego skorzystać choćby 1300 osób. To dramatyczna liczba, która skłania do refleksji — nie tylko nad losem tych, którzy cierpią, ale też nad kierunkiem, w jakim zmierza rozumienie godności człowieka.
Zgodnie z projektem ustawy, wspomagane zakończenie życia byłoby dostępne jedynie dla dorosłych, śmiertelnie chorych mieszkańców Anglii i Walii. Warunkiem ma być m.in. pełna zdolność do podjęcia świadomej decyzji, jasne wyrażenie woli oraz przewidywany przez lekarzy okres życia nie dłuższy niż sześć miesięcy. Ostateczną decyzję poprzedzałaby opinia dwóch lekarzy oraz specjalnego panelu, w którego skład weszliby prawnik, psychiatra i pracownik socjalny.
To, co w języku legislacyjnym brzmi jak rozsądny i uporządkowany proces, dla wielu może oznaczać osamotnienie, społeczną presję i poczucie bycia ciężarem. Bo czy w świecie, który coraz częściej mierzy wartość ludzkiego życia przez pryzmat jego „przydatności” lub „jakości”, decyzja o śmierci naprawdę będzie w pełni wolna?
Obecne prawo w Anglii i Walii jasno sprzeciwia się wszelkiej formie pomocy w samobójstwie. I nie bez powodu: nie tylko chroni najsłabszych, ale też przypomina o tym, iż każda osoba — niezależnie od stanu zdrowia — ma niezbywalną wartość i zasługuje na opiekę, towarzyszenie i wsparcie aż do naturalnego końca życia.
Choć projektodawczyni ustawy, posłanka Partii Pracy Kim Leadbeater, przekonuje, iż nowe przepisy miałyby być „skuteczne i bezpieczne”, to wielu ekspertów wyraża obawy o ryzyko nadużyć. Historia pokazuje, iż choćby najlepiej zaprojektowane mechanizmy mogą z czasem ulec rozluźnieniu, a granica między współczuciem a zgodą na eliminację cierpiących może się niebezpiecznie przesunąć.
Trudno nie zauważyć, iż w debacie o eutanazji zbyt często milknie głos tych, którzy mogliby żyć dalej — gdyby tylko dostali odpowiednie wsparcie: psychiczne, duchowe i medyczne. W czasach rosnącej samotności i przeciążonej służby zdrowia, decyzja o zakończeniu życia może być wołaniem nie o śmierć, ale o obecność drugiego człowieka.
Koszty finansowe? Raport szacuje, iż prowadzenie paneli opiniujących wnioski o eutanazję pochłonie od 10,9 do 13,6 mln funtów rocznie. Jednocześnie wskazuje się na możliwe oszczędności dla służby zdrowia. Ale czy wartość ludzkiego życia naprawdę da się przeliczyć na funty?
Parlament podejmie decyzję 16 maja. Będzie to głosowanie nie tylko nad literą prawa, ale nad przyszłością społeczeństwa, które musi zdecydować, czy chce być wspólnotą życia — czy wygody.
Obecnie pomoc w samobójstwie jest w Anglii, Walii i Północnej Irlandii przestępstwem, za które grozi wyrok do 14 lat więzienia.
Czy cierpienie jest tak bezsensowne, iż odpowiedzią na nie musi być śmierć? A może prawdziwym wyzwaniem naszych czasów jest nauczyć się być z drugim człowiekiem do końca — choćby jeżeli ten koniec jest trudny?
jb
Źródło: tvrepublika.pl