W paryskich knajpkach rozegrały się sceny rodem z programu "Ukryta kamera". Dwóch dziennikarzy z "Le Parisien" postanowiło sprawdzić, czy obcokrajowcy faktycznie są naciągani przez kelnerów. Jeden z nich udawał Amerykanina, drugi wcielił się w lokalsa. Zamawiali identyczne dania, a gdy przychodziło do regulowania rachunków, wychodziło szydło z worka. Turysta zapłacił zdecydowanie więcej za te same pozycje z menu. Efekt śledztwa wywołał lawinę komentarzy i poruszenie w branży gastronomicznej.
REKLAMA
Zobacz wideo "Gdyby nie podwójne łóżko, nie zaszłabym w ciążę", czyli najbardziej absurdalne skargi turystów na biura podróży
Na co trzeba uważać we Francji? Rachunek w restauracji może zaskoczyć
Wszystko zaczęło się w niepozornej restauracji w pobliżu wieży Eiffla, do której zawitali wystylizowani reporterzy. Jeden z nich w baseballówce i koszulce z jej wizerunkiem udawał turystę z USA, drugi zachowywał się jak miejscowy. Obaj zamówili lasagne, colę i wodę. Rachunki ujawniły spore różnice. Francuz otrzymał darmową karafkę wody i puszkę coli za 6,50 euro. Turysta nie dostał darmowej wody, musiał kupić butelkowaną za 6 euro, a za napój zapłacił 9,50 euro. Na rachunku pojawiła się też pozycja za czosnkową grzankę, której w ogóle nie zamawiał.
Internauci nie kryją, iż podobne sytuacje spotkały ich w Paryżu.
Gdy zamawiasz wodę, kelner przynosi butelkę i pobiera opłatę, choć karafka z kranówką jest za darmo
- opisał jeden z użytkowników Reddita. Ktoś inny dopisał:
To nie dotyczy tylko Amerykanów, ten trik stosuje się wobec każdego turysty, który nie zna zasad.
Eksperyment powtórzono w pobliskiej kawiarni. Tam również "amerykański" dziennikarz został obciążony dodatkową opłatą serwisową, podczas gdy Francuz jej nie zapłacił. W obu lokalach suma rachunków turysty była średnio o połowę wyższa niż klienta miejscowego. Franck Trouet z organizacji GHR, cytowany przez "The Independent" nazwał takie praktyki "hańbą dla zawodu". - Nie można tych ludzi nazwać kelnerami - dodał. Przypomniał też, iż we Francji woda i chleb powinny być darmowe, a napiwek to jedynie dobrowolne podziękowanie.
W kwietniu dziennik ujawnił również inny trik stosowany w kawiarniach: podmienianie droższego wina na tańsze, mimo iż na rachunku widniała wyższa cena. Kelnerzy przyznali anonimowo dziennikarzom "Le Parisien", iż właściciele lokali często zachęcają ich do "maksymalizowania zysków", licząc na to, iż zagraniczni goście i tak nie zauważą różnicy. To właśnie turystyczne dzielnice, takie jak Pola Marsowe, są miejscem, gdzie niechlubne praktyki zdarzają się najczęściej.
Była kelnerka wyjaśnia, na co zwracać uwagę. Kilka rad przyda się we Francji
Rhiannon Lucy Cosslett, felietonistka "Guardiana" i była kelnerka w Paryżu, nie była zaskoczona wynikami śledztwa. Przyznała, iż upselling, czyli zachęcanie klientów do droższych opcji, to codzienność w gastronomii. Problem pojawia się wtedy, gdy turystom dolicza się niezamawiane produkty albo sztucznie zawyża ceny.
Podzieliła się praktycznymi wskazówkami, jak nie dać się naciągnąć. Radzi, by zawsze mówić "bonjour" (dzień dobry), kiedy wchodzi się do lokalu, używać "s’il vous plaît" (proszę) oraz "merci" (dziękuję) podczas zamawiania. Warto też poprosić o darmową wodę z kranu, wyrażeniem: "une carafe d’eau, s’il vous plaît" i upewnić się, iż chleb nie został doliczony osobno.
Najważniejsze jest jednak sprawdzanie paragonu i kwoty na terminalu przed zapłatą. jeżeli kelner proponuje inny napój czy wino, trzeba zapytać o cenę. Jej zdaniem lepiej unikać miejsc z naganiaczami przy wejściu oraz tych z przesadnie turystycznym wystrojem. Jak podkreśla, kelnerzy chętniej korzystają z trików przy turystach, którzy są zachwyceni atmosferą i nie weryfikują rachunku. Dlatego czujność i odrobina francuskiej grzeczności mogą oszczędzić sporo pieniędzy i nerwów. Czy zdarzyło ci się, iż w restauracji doliczono dodatkowe opłaty, o których wcześniej nie wiedziałeś/aś? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.