Oczywiście wpisane na Listę
Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Linie z Nazca to nie jedyne geoglify w
Ameryce Południowej.
Geoglify z Nazca
Ba, w samym Peru jest ich całe mnóstwo,
niektóre z nich widziałem, a o niektórych nawet
wspominałem.
Kandelabr z Paracas
Wbrew temu, co twierdzą Teoretycy Starożytnej
Astronautyki nie wszystkie owe formy są antyczne. Podobnie jak mury
domów w opisywanej już przeze mnie peruwiańskiej kampanii wyborczej także i zbocza gór służą współczesnemu wyrażaniu
ekspresji.
Kamień wyborczy
Często są to nazwy miejscowości, powitania,
modlitwy, a czasem... No cóż, w Boliwii w drodze z Uyuni do Potosi
na jednej z gór zauważyliśmy wykonaną na zboczu jednej z gór
metodą geoglifu (usunięto wierzchnią warstwę kamieni; narażone
na palące słońce, mróz i wiatr erodują i mają inny kolor niż
warstwy leżące głębiej – działa tu i chemia, i fizyka) reklamę
pizzerii. Już w tym przepięknym (eufemizm) kolonialnym mieście – przyznam,
że całkowitym przypadkiem – natrafiliśmy na ów lokal. Niestety,
wyglądało na to, iż restauracja nie przetrwała czasu paniki koronawirusowej (a w Ameryce Południowej różne dziwy się wtedy
działy), i zamknięta była na cztery spusty. Zresztą pewnie i tak
nie mieli hawajskiej.
Potosi
Ale by oglądać geoglify wcale nie trzeba
opuszczać Europy. Ba, nie trzeba jechać też do gnijących ginących krajów
Dzikiego Zachodu (zwłaszcza, iż nie słyszałem o takich tworach
ani we Francji ani w Niemczech; w Anglii zdaje się jest geoglif
konia). Tak po prawdzie widziałem tylko jedną taką strukturę w
Europie. Na Bałkanach. I nie, wcale nie chodzi o wspominanego na
blogu i docenionego przez UNESCO bułgarskim Jeźdźcu z Madary. To
po prostu olbrzymia płaskorzeźba, niech jej będzie, iż petroglif.
Ładna, ale to nie nasze hasło.
Jeździec z Madary
Państwem o którym mówię jest
jeden z najbardziej tajemniczych państw Europy – Albania. Co
prawda już jakiś czas temu o Albanii i Albańczykach
było, teraz
zresztą zamiast o Bałkanach na blogu pojawiają się wpisy o
Południowej Ameryce – ale myślę, iż będzie to miła odmiana,
żeby W. Sz. Czytelnik się nie znudził. Poza tym na Półwysep
Bałkański dostać się i łatwo, i szybko, i tanio, i Unii
E***pejskiej nie ma (choć ku swojej zgubie Albańczycy dążą doń
niczym ćma do świecy; szansa jest, iż nie zdążą). Na dodatek
geoglif jest w przepięknej okolicy, docenionej i wciągniętej przez
UNESCO na Listę Światowego Dziedzictwa.
Berat
Berat – bo o nim mowa
– to naprawdę stare miasto, posiadające antyczny zamek i otoczone
murami miejskimi stare miasto. Takie cacane i kamienne, jakich to
brak w Ameryce Południowej (znaczy, są tam prekolumbijskie
mury i
twierdze, ale całkiem
inne niż w Starym Świecie – a kiedy już
żeśmy się spotkali, to stare, dobre zamki
przechodziły
do
lamusa;
strasznie mnie cieszą te nowożytne hiszpańskie, francuskie czy
portugalskie forty czasem tam spotykane).
Uliczka w twierdzy starego miasta w Beracie
Ale nie ma się co
wgłębiać w wielowiekową historię miasta, bo geoglif pochodzi z
dużo bliższej nam epoki – ba, część Czytelników bloga zapewne
w niej się urodziła. Chodzi oczywiście o Zimną Wojnę –
globalne starcie pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Związkiem
Socjalistycznych Republik Sowieckich. Albania w tym konflikcie
nie miała oczywiście żadnego realnego znaczenia, choć oczywiście
pierwotnie należała do obozu sowieckiego. W pewnym momencie jednak
miejscowy dyktator Enver Hodża stwierdził, iż w Związku Sowieckim
to jednak nie jest prawdziwy komunizm i zerwał stosunki z Wielkim
Bratem. Ludzie radzieccy nie zareagowali jakoś przesadnie,
zwłaszcza, iż Albania graniczyła tylko z kapitalistyczną Grecją i
Jugosławią – owszem, socjalistyczną, ale pozującą pod rządami
marszałka Tito na niezależną. Hodża przez jakiś czas
współpracował jeszcze z Chińską Republiką Ludową, ale kiedy
Deng rozpoczął i tam reformy, pogniewał się i totalnie zamknął
Albanię przed wpływami zagranicznymi. Stworzył przy tym jeden z
najbardziej paranoicznych systemów dyktatury na Świecie –
chociażby nie budowano tam prostych dróg (żeby wraże –
natowskie bądź sowieckie – samoloty nie wylądowały w czasie
inwazji) oraz zabunkrowano cały kraj (każdy Albańczyk musiał mieć
swój bunkier). Zdaje się jednak, iż o tym już wspominałem.
Albański bunkier
Poza
tym, iż totalnie zniszczył gospodarkę kraju a dzięki Sigurimi,
tajnej policji, wymordował tysiące ludzi, wprowadził także kult
jednostki. Własnej, żeby nie było niedomówień. Nie wiem, czy
uważał się za jakiegoś Skanderbega, największego bohatera
Albanii, ale zamiast religii Albańczycy mieli wyznawać albańskość
z Hodżą na czele. W efekcie albańskie miasta ozdobione zostały
licznymi pomnikami dyktatora. A Tirana otrzymała choćby w związku z
tym piramidę.
Piramida Hodży
W Beracie postanowił uczcić się inaczej. Stare
miasto położone jest tam na urwistym wzgórzu pomiędzy dwoma
całkiem innymi górami – jedna jest skalista i strzelista, druga
niższa i poprzecinana licznymi dolinami okresowych strumieni.
Geolodzy mają wyjaśnienie na taki kształt gór (chronionych
Parkiem Narodowym Tomori), ale ja wolę legendarną wykładnię –
oto dwóch braci pokłóciło się (chyba o dziewoję żyjącą nad
oddzielającą góry rzeką Osum; przepływa ona przez centrum nowego
Beratu, z czasów osmańskich) i, jak to krewcy Bałkańczycy,
zaczęło walczyć. Jeden rzucał kamieniami, a drugi ciął szablą
– stąd i właśnie rysy na stokach Tomori. Taką właśnie
scenografię w roku 1968 wykorzystał Hodża by napisać tam swoje
imię, gdzie litery oddzielone były właśnie V-kształtnymi
dolinkami przypominającymi miejsca po uderzeniach szabli. Wielkie
ENVER. W roku 2012 albańscy studenci (w czasach, gdy studenci
byli kreatywni choć oczywiście nadużywający alkoholu i
wszetecznej mowy; dziś możliwe, iż też nadużywają, ale zamiast
kreatywności mają tiktoki czy inne takie wynalazki) odnowili dawny
napis, ale ściągając wierzchnią warstwę gleby zamienili dwie
pierwsze litery i wyszło NEVER.
Znikający geoglif "Never"
Cóż, nie ma się co dziwić,
rzeczywiście umęczył on Albanię strasznie, zresztą chyba do dziś
Albańczycy jeszcze się nie otrząsnęli. W przeciwieństwie do
przyrody na Tomori – która podobnie jak i Płaskowyż Nazca walczy
z geoglifami. W Peru rysunki są regularnie odnawiane, ale tu nikt
tego nie robi – kilka lat z rzędu odwiedzałem Berat, i z roku na
rok widać go coraz mniej. Najwyraźniej brakło studentów, a sam
geoglif niedługo znajdzie się w rubryce "forget".
Pamiątki po Zimnej Wojnie - wciąż widoczne
Tak
więc zachęcając do odwiedzin Albanii uciekam z powrotem na
kontynent Ameryki Południowej, na pacyficzne wybrzeże Peru, gdzie
oprócz geoglifów jest co oglądać. Choćby piramidy.
Najstarsze piramidy w Ameryce Południowej
I byłbym zapomniał - tak mnie naszło - jeszcze jedna rzecz dotycząca nie tylko Beratu, ale i adekwatnie całej europejskiej kultury (oraz współczesnej Albanii). Oto będąc tu powiedzmy na przełomie sierpnia i września łatwo można skosztować owoców głożyny pospolitej (niektórzy zwą ją jujubą albo chińskimi daktylami; wcale nie chodzi tu o dawne konszachty Mao i Hodży). Nabyć je można bez żadnych charakterystycznych dla Unii E***pejskiej zbędnych ceregieli. Otóż rośliny z rodzaju głożyna (na przykład głożyna afrykańska z okolic Tunezji) badacze mitów utożsamiają z lotosem znanym z Odysei. Owoce te miały powodować senność i amnezję, co można podciągnąć pod działanie lekko psychodelicznych diaspor owego drzewka. Czy europejska głożyna też ma takie adekwatności nie wiem, ale skoro Albańczycy, niepomni reżymu Hodży, tak garną się w struktury Unii E***pejskiej... Mnie nie otumaniły.