Polskie lato nad polskim morzem? Tak, gdy jest ciepło, gdy świeci słońce… z tym, iż tego akurat przewidzieć się nie da, a spędzenie urlopu czy wakacji w strugach deszczu to mało przyjemna perspektywa. Dlatego nad polskie morze wybieram się przeważnie na weekendy i jest to zwykle spontaniczny wyjazd. Na dłuższy urlop planuję kraje, w których pogoda jest gwarantowana, a wejście do morza czy oceanu nie wymaga zaciśnięcia zębów i wstrzymania oddechu. Wyjazdy do ciepłych państw jak najbardziej możliwe są w czasie naszego lata, a więc wtedy, gdy u nas realizowane są właśnie wakacje. Egzotyczne kraje cieszą się coraz większą popularnością, coraz częściej pytacie mnie o radę, gdzie wybrać się właśnie o tej porze. Oto pięć moich propozycji. Na Zanzibar można podróżować praktycznie cały rok. Występują tu dwie pory deszczowe. Dłuższa – od końca marca do początku czerwca. Wówczas faktycznie pada, niebo zasnute jest gęstymi chmurami, wiele hoteli się zamyka, bowiem aura nie rozpieszcza. Krótsza – w listopadzie, niemiej ta jest jedynie umowna, bowiem wówczas pada dwa lub trzy razy w tygodniu. Najlepszym okresem na wypoczynek na Zanzibarze są miesiące lipiec, sierpień oraz wrzesień, to tutejsza zima, jest ciepło, jednak nie tak wilgotno, jak w styczniu czy lutym. Zanzibar to oczywiście białe szerokie i piaszczyste plaże, okolone wysokimi palmami. To ocean, którego kolor, a adekwatnie kolory przyprawiają o zawrót głowy, turkus zmieniający się w zieleń, wręcz seledyn, by potem ponownie przybrać niebieską barwę. Do tego pływy, które urozmaicają tenże obrazek, odkrywając słynne poletka algowe. Gdy tylko jest odpływ, zanzibarskie kobiety ruszają do pracy, pole algowe wymaga ich codziennej uwagi, algi muszą zostać oczyszczone z wodorostów, żniwa zaś następują po sześciu miesiącach od stworzenia nowego pola. Zanzibar to także niesamowita kultura Suahili, to tak naprawdę mieszanka kultur, które spotkały się w tym miejscu kilka stuleci temu. Największe wpływy miał tu sułtanat Omanu oraz przybysze z Indii. Widać to i czuć, zarówno w kuchni zanzibarskiej, jak i wszelakich tradycjach czy obrzędach. Zanzibar pachnie, pachnie przyprawami, goździkami, kardamonem, cynamonem, wanilią czy też imbirem, pachnie kwiatami yang yang oraz oudi, kadzidłem z drzewa aloesu. Na Zanzibarze z pewnością nudzić się nie można, to ciągłe odkrywanie smaków oraz zapachów tego niezwykle interesującego miejsca. Bali… już sama nazwa brzmi bardzo egzotycznie i kojarzy się z ewidentnie z soczystymi polami ryżowymi. Najlepszym okresem na wyjazd w to miejsce są także nasze wakacyjne miesiące, czyli lipiec, sierpień oraz wrzesień, choć tak naprawdę pora sucha zaczyna się już w kwietniu. Najwięcej pada w styczniu oraz lutym, czasem są to przeloty, a czasem niebo porządnie się zasnuje i pada, wręcz leje przez kilka dnia. Wyjazd w porze deszczowej to w zasadzie loteria, jeżeli chodzi o pogodę. Idealną więc porą jest czas naszych wakacji. Opinie o Bali są podzielone, jedni twierdzą, iż wyspa nie ma nic do zaoferowania, jest komercyjna i nie warto tam jechać. Inni zaś zachwycają się jej pięknem i właśnie do tej grupy należę i ja. Bali jako jedyna wyspa Indonezji nie jest muzułmańska, to wyspa hinduistyczna i widać to na każdym kroku. Wystarczy wyjechać z kurortów takich, jak Kuta czy Nusa Dua, by zobaczyć prawdziwe Bali. Magiczne świątynie, hinduistyczne obrządki oraz festiwale, wszystko autentyczne, nie przygotowane pod turystów, którzy to mają okazję do obserwowania prawdziwego życia oraz tradycji Balijczyków. Zachwycają obrządki, zachwyca architektura, choćby zwykłe domy budowane są na wzór hinduistycznych świątyń, małe ołtarzyki pięknie przystrojone, pełne są ofiar z jedzenia, kwiatów, otulone kadzidlaną wonią. Bali pachnie… pachnie także aromatyczną kuchnią, lokalne restauracje typu warungi kuszą świeżymi, egzotycznymi potrawami. Bali to także przyroda, to soczyście zielone pola ryżowe, wodospady, tropikalne lasy oraz aktywne wulkany. To także raj dla surferów, bowiem wiatry na wybrzeżu idealnie wieją dla miłośników tego sportu. Co prawda plaże na Bali nie należą do najpiękniejszych, jednak znaleźć tu można całkiem urokliwe zakątki. A jeżeli ktoś marzy o rajskich widokach, białym piasku i krystalicznie czystej wodzie, śmiało może udać się na pobliskie wyspy Gili. Mówią, iż to prawdziwi raj… i mają rację. Seszele to archipelag małych wysp na Oceanie Indyjskim, w jego skład wchodzi 115 wysp, z czego tylko 33 są zamieszkałe. Najlepszą porą na odwiedzenie tego rajskiego zakątka są również miesiące wakacyjne. Pora sucha trwa tu od maja do listopada. Wówczas wiejący w tym czasie wiatr przynosi przyjemną bryzę, temperatury nie są męczące, a opady występują sporadycznie. W zasadzie wyspy można odwiedzać przez cały rok, choć ci, którzy chcą się cieszyć idealną pogodą, powinni unikać okresu od grudnia do marca, kiedy to wilgotność powietrza oraz opadów znacznie się zwiększa. A co można robić na Seszelach? Plażować, plażować, plażować… to tutaj znajdują się jedne z najpiękniejszych plaż świata. Miękki biały piasek, ogromne granitowe głazy, chylące się ku wodzie palmy to właśnie obrazek prosto z seszelskiego raju. Wyspy są bardzo bezpieczne, nie występuje tu ani malaria, ani denga (choć oczywiście może się zdarzyć, iż jakaś tropikalna choroba zostanie przywieziona z innego rejonu), na lądzie nie ma również jadowitych zwierząt. Tak naprawdę noc spokojnie można spędzić w tropikalnym lesie czy też na plaży bez obawy o śmiertelne ugryzienia. Trzy główne wyspy, które odwiedzane są przez turystów to Mahe, Praslin oraz La Digue. Ta pierwsza, największa, najbardziej komercyjna, często stanowi krótki przystanek podczas całej podróży. A jednak i tutaj można znaleźć prawdziwe perełki, jeżeli chodzi o plaże. Z Mahe warto udać się na Praslin, gdzie oprócz pięknych plaż, znajdują się także dwa rezerwaty przyrody Vallee de Mai oraz Fond Ferdinand, gdzie rośnie największa na świecie palma kokosowa, lodoicja seszelska, której owoc, kokos morski, może ważyć choćby 30 kg. Co ciekawe, żeński owoc przypomina pewną kobiecą część ciała, męski zaś budzi skojarzenie z męską. Z Praslin koniecznie trzeba udać się na La Digue, najmniejszą z trzech wymienionych wysp. To prawdziwa perełka pod każdym względem. Nie ma tu ruchu samochodowego, a głównym środkiem transportu jest rower. To tutaj znajduje się najpiękniejsza plaża Seszeli, słynna Anse Source d’Argent, która to jest właśnie symbolem rajskości. Namibia to kolejna afrykańska propozycja. Tym razem plaże nie są główną atrakcją. Najlepsze miesiące na podróż do tego niezwykle interesującego kraju to czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień oraz październik. Jest to pora sucha, a więc nie pada, co sprzyja łatwiejszej obserwacji zwierząt, które to gromadzą się wówczas przy wodopojach. To tutejsza zima. Tutejsza lato zaś to pora deszczowa, najwięcej pada w styczniu oraz lutym. Przez silne ulewy większość szutrowych dróg może być nieprzejezdna. W porze mokrej krajobraz jednak się zmienia, pustynia zmienia się w zieloną oazę, co również ma swój urok. Mówią, iż Namibia to Afryka dla początkujących i coś w tym jest. Klimat egzotyczny, afrykański, a jednak w porównaniu chociażby z Tanzanią, panuje tu prawdziwy porządek, a biały człowiek nie wzbudza takiej sensacji. Niemieckie rządy zrobiły tu swoje, choć i Anglicy też tu byli. Najlepszy patent na Namibię to wynajęcie samochodu, często z namiotami na dachu, który stanowi de facto dom podczas całej podróży. Kraj jest naprawdę duży i każda jego część warta jest zobaczenia, od południowego kanionu Fish River, przez Sossusvlei wraz z najbardziej pomarańczowymi wydmami na świecie, przez Park Narodowy Etosha, miejsce magiczne jak Spitzkoppe aż po samą północ, gdzie można podziwiać spektakularne wodospady Epupa oraz poznać żyjące tu plemiona Himba oraz Herero. Nie da się w kilku zdaniach opisać piękna i wyjątkowości tego kraju, to trzeba przeżyć, to trzeba zobaczyć. Świetna propozycja na nasze wakacje! Już sama nazwa brzmi niezwykle egzotycznie i jestem pewna, kojarzy się przede wszystkim ze słynną Aleją Baobabów oraz królem Julianem. Podróż na tę wyspę musi być niezapomnianym przeżyciem, Madagaskar jest bardzo wysoko na mojej liście marzeń i jeżeli tylko bilety w atrakcyjne cenie się trafią, bez zastanowienia kupuję. W tę część Afryki również najlepiej wybrać się w nasze wakacje, od maja od października panuje tu pora sucha. To tutejsza zima, wilgotność mniejsza, ale wciąż bardzo ciepło. Pada naprawdę sporadycznie w przeciwieństwie do pory mokrej, a szczególnie miesięcy styczeń-luty. Wówczas spodziewać się można dość obfitych opadów, przez co wiele dróg może być nieprzejezdnych. Madagaskar to czwarta co do wielkości wyspa naszego globu, po Grenlandii, Nowej Gwinei i Borneo. Pod wieloma względami jest unikatowa, a więc jedyna w swoim rodzaju. Ponad 90% żyjących tu gatunków zwierząt oraz występujących roślin uchodzi za endemiczne, a więc występujące tylko na tej wyspie. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, iż Madagaskar był niegdyś częścią Półwyspu Indyjskiego, który to oderwał się od kontynentu i samotnie dryfował po oceanie. Jego flora i fauna rozwijały się w totalnej izolacji. Co można zobaczyć na tej niezwykłej wyspie? Począwszy od lasu deszczowego Andasibe, przez wysepki Ile Sainte Mairc oraz Ile aux Nantes, dalej przez kilka parków narodowych Ankarana Special Reserve, Isalo National Park po słynną Aleję Baobabów. I tutaj dochodzimy do bardzo istotnego punktu. Tropiki bowiem niosą ze sobą szereg zagrożeń. Wjazd do takich miejsc musi być poprzedzony konkretnymi przygotowaniami, pewne reguły są ogólne i tyczą się wszystkich krajów, pewne są specyficzne jedynie dla danego, więc trzeba się dobrze zapoznać z sytuacją i warunkami, panującymi w regionie, do którego się wybieramy. Podstawa wszystkich podstaw to szczepienia. Chociaż często nie ma szczepień obowiązkowych, to jednak pakiet, który trzeba mieć to WZW typu A i B, dur brzuszny oraz błonica + tężec + polio + krztusiec. W Afryce wymagana może być szczepionka na żółtą febrę i tak np. na Zanzibarze, Seszelach czy w Namibii nie jest już obowiązkowa, pod warunkiem, iż nie przylatujemy z żadnego zagrożonego tą chorobą kraju, ale już np. na Madagaskarze zakres tropikalnych chorób jest o wiele szerszy i trzeba dobrze zapoznać się z ich specyfiką. Ostatnio nasiliły się zachorowania na dżumę. W Afryce występują także choroby, na które nie ma szczepionek, i o ile denga pojawia się sporadycznie, o tyle malaria dość często, więc w tej kwestii koniecznie należy skonsultować się z lekarzem medycyny podróży, który jeżeli konieczne, zaleci stosowanie leku antymalarycznego malarone. Dodatkowo, obowiązkowo stosujemy repelenty na komary, polecana Mugga z 50% zawartością deet, moskitiery oraz długie rękawy i spodnie wieczorem, bowiem komary, przenoszące malarię, aktywne są o zmierzchu oraz o świcie. W Azji zaś, a konkretnie na Bali, poważnym zagrożeniem może być denga, na którą nie ma ani szczepionki, ani lekarstwa. Przenoszą ją komary, które aktywne są także w dzień. W tym przypadku repelenty, moskitiery, długie rękawy oraz kadzidełka z pewnością nam pomogą uchronić się przed zachorowaniem. Kolejnym zagrożeniem jest inna flora bakteryjna, co wbrew pozorom, może także okazać się groźne i wyniszczające dla organizmu. Do tego wszelakie obce bakterie, znajdujące się w wodzie, oprócz zatrucia, mogą także przynieść inne niemiłe niespodzianki w postaci ameby czy drankunkulozy. Dlatego pijemy tylko wodę butelkowaną, w większości przypadków zęby myjemy również wodą butelkowaną lub przegotowaną. Do tego przed wyjazdem warto zacząć przyjmować probiotyki oraz kontynuować to także w czasie podróży. Nie zapominajmy także o czymś mocniejszym, procenty równie dobrze działają na obcą florę bakteryjną i jest to bardzo skuteczna i potwierdzona metoda, dlatego zdecydowanie warto mieć ze sobą małą flaszeczkę czegoś mocniejszego. Nie zapominajmy również o ostrym słońcu, które w tropikach potrafi nieźle przygrzać. O udar bardzo łatwo, czego doświadczyłam już na własnej skórze. Wcale nie trzeba przebywać centralnie na słońcu, wystarczy nie nawadniać się przez dłuższy czas. Tak więc, pijemy, pijemy i jeszcze raz pijemy. Większość i tak gwałtownie wypocimy. Do tego krem z wysokim filtrem i wszystko powinno być dobrze. Pamiętajmy także o zabraniu odpowiednich leków. Będąc w Afryce nie zawsze mamy od razu dostęp do lekarza czy apteki. Co powinno znaleźć się w naszej apteczce? Leki na przeziębienie (paracetamol, nie ibuprom, gdyż w przypadku podejrzenia dengii, nie wolno przyjmować ibuprofenu, który rozrzedza krew), leki zawierające pseudoefedrynę, coś na gardło, problemy żołądkowe, np. nifuroksazyt, a także antybiotyk na poważniejsze zatrucia, probiotyki na wzmocnienie flory bakteryjnej oraz koniecznie elektrolity. Repelent na komary (50% deet). Niby oczywista sprawa, a jednak wiele osób ignoruje ten punkt lub wykupuje jedynie podstawowy pakiet. Dlaczego odpowiednie ubezpieczenie jest tak ważne? Z kilku powodów. Po pierwsze – koszty leczenia. jeżeli wylądujemy w szpitalu, do tego będzie potrzebny transport lotniczy, koszty takiej operacji są ogromne i często podstawowy pakiet może nie wystarczyć na pokrycie całości. Do tego dochodzi odpowiedzialność cywilna, następstwa nieszczęśliwych wypadków, zagubiony lub zniszczony bagaż bądź sprzęt. Wbrew pozorom, bagaże się gubią, czego osobiście doświadczyłam podczas podróży do Omanu. Tym razem nie spakowałam się odpowiednio, w podręcznym bagażu nie miałam nic oprócz dokumentów oraz aparatu, a de facto zawsze wrzucam kilka ubrań i kosmetyków....