**Cienie przeszłości i nowa droga**
Marta wróciła z pracy do swojego mieszkania w Suwałkach. Gdy otworzyła drzwi kluczem, zastygła w przedpokoju. Obok jej butów i adidasów męża stały eleganckie, obce półbuty. Od razu je rozpoznała – to było ulubione obuwie siostry męża, Justyny. *„Po co ona tu jest? Łukasz nic mi nie mówił o jej wizycie”* – pomyślała, czując, jak w środku narasta niepokój. Chciała zawołać męża, ale przeczucie podpowiedziało: nie śpiesz się. Zastopowała się, nasłuchując rozmowy dobiegającej z salonu. To, co usłyszała, ścisnęło jej serce lodowatym uściskiem.
— Marto, twój znowu w delegacji? — zagadnął ją kolega z pracy, Bartek, doganiając ją na parkingu przed biurem. — Może wpadniemy na kawę? Wypijesz swoje ulubione latte, pogadamy, bo ostatnio tylko „cześć” i „pa”.
— Wybacz, Bartku, dziś się nie da — odpowiedziała Marta, wymuszając uśmiech. — Łukasz obiecał wrócić wcześniej, mamy wybrać meble do kuchni. W końcu jeszcze nie ogarnęliśmy wszystkiego po remoncie. A tak w ogóle, to ostatnio wcale nie jeździ w delegacje.
— I zawsze wraca na czas? — w głosie Bartka pobrzmiała leciutka ironia.
— Nie zawsze — westchnęła. — Teraz potrzebujemy pieniędzy, więc Łukasz zostaje po godzinach. Jak urządzimy mieszkanie, może będzie lżej.
— No tak — uśmiechnął się Bartek, życząc jej miłego wieczoru i odchodząc w przeciwną stronę.
Marta miała szczęście – autobus nadjechał szybko, choć zwykle trzeba było czekać. Usiadła przy oknie i zamyśliła się. Kiedyś prawie wyszła za Bartka. Rozstali się przez głupią kłótnię, o której przyczynach już choćby nie pamiętała. Potem pojawił się Łukasz, a Marta, chcąc udowodnić Bartkowi, iż sobie poradzi, gwałtownie się z nim zaręczyła. *„Patrz, nie jestem sama, teraz pożałujesz”* – myślała wtedy.
Bartek próbował się pogodzić, przepraszał, obiecywał, iż ją uszczęśliwi, ale Marta była już zafascynowana Łukaszem. Uznała, iż nigdy nie kochała Bartka, iż to był błąd. Z czasem prawie o nim zapomniała, ale niedawno został przeniesiony do ich filii z centrali. Bartek udawał, iż cieszy się ze spotkania, ale Marta podejrzewała, iż celowo załatwił przeniesienie, zdobywszy informacje o jej pracy. Cieszyło ją, iż przez cały czas jest singlem i patrzy na nią z tą samą czułością. Głęboko w sercu życzyła mu szczęścia, ale gdzieś tam czuła lekką zawiść do jego przyszłej żony – Bartek potrafił pięknie romansować.
Łukasz był dobrym mężem, ale ostatnio coraz częściej znikał w pracy. Starał się dla ich przyszłości, żeby niczego im nie brakowało, ale dla Marty czasu prawie nie zostawał. Mieszkali w mieszkaniu siostry Łukasza, Justyny, która uprzejmie odstąpiła im lokum, póki jej dzieci są małe. Justyna i jej mąż nie znali problemów finansowych – ona nigdy nie pracowała, a mieszkania traktowali jako inwestycję dla dzieci. Marta i Łukasz zrobili remont według własnego gustu, teraz kupowali meble. Czasem Marta żałowała, iż nie wynajęli gotowego mieszkania. Tyle wydali na remont, iż starczyłoby na lata czynszu albo wkład własny do kredytu. Ale Łukasz zapalił się do pomysłu, gdy Justyna im to zaproponowała.
Marta wysiadła z autobusu i ruszyła w stronę bloku. W powietrzu unosił się zapach nadchodzącego deszczu, ale nie zauważyła chłodu. Myśli plątały się, nie dając się zebrać. Jak długo minęło, odkąd wprowadzili się do tego mieszkania? Rok? Półtora? Czas się zacierał, ale wrażenie, iż to tylko przystanek, nie mijało. Robili remont, urządzali się, ale wciąż czekali na coś więcej – jakby prawdziwe szczęście było jeszcze przed nimi.
Podchodząc do klatki, Marta zdała sobie sprawę, iż idzie wolno, jakby odwlekając powrót. Drzwi wejściowe zaskrzypiały, wpuszczając ją w półmrok. Wchodząc na trzecie piętro, czuła, jak narasta w niej niewytłumaczalny niepokój.
Weszła do mieszkania i stanęła jak wryta. Obok jej butów i trampek Łukasza stały eleganckie półbuty Justyny. *„Po co ona tu jest?”* – przemknęło przez myśl, bo mąż nie wspominał o wizycie.
Chciała zawołać, iż wróciła, ale coś ją powstrzymało. Wyczucie podpowiedziało: poczekaj. Marta zamarła, nasłuchując głosów z salonu.
— My z mężem planowaliśmy urlop — mówiła Justyna. — Ale on nie może się wyrwać, więc pomyślałam, żeby oddać wam vouchery. Tylko pod warunkiem: pojedziesz nie z Martą, a z Kasią.
Marta zdrętwiała. *„Kasia?”* Przypomniała sobie, jak Łukasz raz wspomniał to imię, opowiadając, iż Justyna próbowała ich ze sobą skojarzyć. Wtedy nie zwróciła na to uwagi, ale teraz serce ścisnęło ją złym przeczuciem.
— Justyna, nie potrzebuję Kasi — zirytował się Łukasz. — Mówiłem ci sto razy: mam Martę. Po co znowu to zaczynasz?
Marta odetchnęła z ulgą. Wszystko jasne – Justyna, jak zwykle, wtrąca się z pomysłami. Już miała wejść do salonu, gdy słowa Justyny ją zatrzymały.
— To kogo ty oszukujesz? — głos Justyny stał się ostry. — Pamiętam, jak kochałeś Kasię. choćby mieliście się żenić, a potem obraziłeś się o głupstwo. Przestań udawać, widzę, iż Marta to nie ta. A Kasia — to zupełnie inna liga.
Marta zastygła, nie wierząc własnym uszom. *Kochał? Chcieli się żenić?* Łukasz mówił, iż Kasia mu nie imponuje. Patrzyła w podłogę, próbując się opanować, ale słowa Justyny paliły jak ogień.
— No i co? — Łukasz brzmiał poirytowanie, ale w głosie przebijała niepewność. — To już przeszłość. Nie zaprzeczam, było, ale minęło. Kocham Martę.
— Kochasz? — prychnęła Justyna. — Daj spokój, Łukasz. Oboje wiemy, iż ożeniłeś się z Martą, żeby Kasia zrobiła się zazdrosna, gdy odeszła do innego. A potem wróciła, przepraszała, błagała. A ty przez złość się ożeniłeś.
Marta poczuła, jak ziemia usuwa się spod nóg. *Przez złość?* Czy jej małżeństwo to tylko zemsta**”Ale wtedy Łukasz odwrócił się, spojrzał prosto w drzwi, za którymi stała Marta, i powiedział z determinacją: ‘Justyna, to koniec – wyjeżdżamy dziś, i to razem z Martą, bo tylko z nią chcę budować przyszłość’.”**