To miał być weekend pełen kultury … już w sobotę z samego rana jadąc do pracy rowerem dochodziły do mnie dźwięki koncertu ... żab z pobliskiego stawu, wtórowały mu ptaki na okolicznych drzewach. Dopiero kiedy dojeżdżałem do węzła autostrady A1 wszystko zagłuszył hałas pędzących po wiadukcie aut. Była godzina 5.20 a do końca dnia jeszcze kawał czasu, w dodatku czekały mnie nocne atrakcje w postaci zwiedzania muzeów…
Dostałem wiadomość od Agnieszki - “wieczorem idziemy na balet do opery”. Czyli ze zwiedzania muzeów nici - pomyślałem.
Tak więc wieczorem zasiadłem na widowni Teatru Wielkiego. Na scenie dwóch prawie nagich mężczyzn, ubranych jedynie w stringi przy akompaniamencie dźwięków przypominających skrzypienie starych wrót zamkowych prezentowało w różnych pozach swoje muskularne ciała. Chyba nie znam się na sztuce baletu - dźwięki ukoiły mnie do snu. Zbudził mnie aplauz widzów. Kolejne akty przedstawienia na szczęście były już bardziej interesujące a finał pierwszej części - w utworze De Punta a Cabo (Od początku do końca) w grupowym wykonaniu kubańskiego zespołu ACOSTA DANZA bardzo mi się spodobał!
Druga część wieczoru w Teatrze Wielkim była zarezerwowana dla Carmen - w której zaprezentowane zostały ponadczasowe tematy w oszczędnych ale wyrazistych dekoracjach.
Na nocne zwiedzanie muzeów w tym roku zabrakło już czasu.
|
wieczór w łódzkiej operze |
Z samego rana ruszyliśmy na wycieczkę rowerową, która miała być kontynuacją kulturalnej soboty. W towarzystwie znanej paczki z wycieczek PTTK ruszyliśmy w kierunku Górki Pabianickiej, gdzie dołączył do nas Rysiu, z którym miałem zaszczyt podróżować wzdłuż rzeki Wisły w 2015 roku. Przez Pabianice udaliśmy się w kierunku Łasku, gdzie zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek na głównym placu miasta - Starym Rynku. Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie przed pomnikiem “Walczących o niepodległość” autorstwa małżeństwa Zbigniewa i Krystyny Dudek - wzniesiony został w roku 2009 na miejscu zburzonego pomnika dla upamiętnienia walk o wyzwolenie miasta przez żołnierzy polskich i radzieckich (1968 r.).
|
Z Rysiem przejechałem setki kilometrów wzdłuż Wisły |
|
pomnik "Walczącym o niepodległość" w Łasku |
Ruszyliśmy drogą wojewódzką na Wieluń, gdzie dojechaliśmy do miejscowości Sędziejowice. Tutaj znajduje się Zespół Szkół Rolniczych im. Władysława Grabskiego z 85-letnią tradycją istnienia a przy nim mini skansen maszyn rolniczych. Dziś, rolniczy charakter szkoły powoli zatraca się, choć przez cały czas kształci ona wysokiej klasy specjalistów z dziedziny rolnictwa przygotowując ich do funkcjonowania w zjednoczonej Europie.
|
park zabytkowych maszyn rolniczych w Sędziejowicach |
Po niecałych trzech kilometrach dalszej jazdy docieramy do miejscowości Brzeski w powiecie łaskim. W oddali ukazuje nam się duży budynek, który przypomina angielską stodołę z zaokrąglonym dachem. To budynek po dawnej dyskotece Protector. Dopiero teraz uświadamiam sobie, gdzie dojechaliśmy - tutaj nie jedno dziewictwo było utracone przy akompaniamencie dudniących basów i oparach alkoholu oraz innych środków rozweselających.
My tym razem nie jedziemy na dyskotekę ;) Skręcamy w wiejskie podwórko, gdzie wesoło merdając ogonem wita nas miły piesek. Za chwilę wychodzi do nas Pan Andrzej, który zaprasza nas do swojego warsztatu. Poznajemy tutaj bardzo ciekawą historię tworzenia instrumentów klawiszowych opartych na systemie pneumatyki. Pan Andrzej Sutowicz jest znanym w Europie Organmistrzem - czyli producentem i konserwatorem zabytkowych organów kościelnych.
|
Organmistrz Andrzej Sutowicz |
Wpierw wprowadza nas w świat metalurgii, gdzie dowiadujemy się istotnych rzeczy na temat materiałów z jakich powstają piszczałki do organów. W jaki sposób tworzą się dźwięki, co to jest fala dźwiękowa oraz jak powstaje. Pokazuje nam w jaki sposób tworzy się z arkuszy cynowych blach z domieszką ołowiu rurki, z których następnie wykonuje się piszczałki. Możemy tutaj zaobserwować różnej wielkości tuby, które adekwatnie do swojej wielkości powodują wydobywanie się dźwięku o różnej barwie.
Następnie przechodzimy do stolarni, okazuje się, iż piszczałki organów nie muszą być produkowane wyłącznie z cyny ale mogą być tworzone również z drewna. Dostrzegam w warsztacie stolarskim wysokiej klasy narzędzia m.in. firmy Festool, którymi posługują się fachowcy wysokiej klasy. Pan Andrzej z chęcią podejmuje dyskusję na temat zaplecza narzędziowego. Ja sam trochę się znam na tym, bardziej z teorii niż z praktyki chociaż i taką w życiu przeszedłem ucząc się w Technikum Przemysłu Drzewnego.
W warsztacie dostrzegamy pomysłowo zrobione pojemniki na drobne przedmioty m.in. śruby, wkręty czy inne artefakty wykorzystywane przy produkcji. Zrobione są ze słoików po przetworach, których zakrętki są przymocowane śrubą do belki regału. Wystarczy odkręcić słoik i sięgnąć po potrzebne przedmioty. Ten pomysł bardzo mi się spodobał i sądzę, iż go wykorzystam w swoim warsztacie.
|
ciekawy pomysł na drobiazgi w warsztacie |
Przechodzimy do kolejnego budynku, który jest zbudowany z cegły. Budynek ma około stu lat i przez cały czas jest wykorzystywany. W środku znajduje się pracownia malarska, oraz duma właściciela zakładu maszyna CNC - czyli sterowana cyfrowo frezarka, która pozwala wykonywać ornamenty w drewnie, niczym artysta rzeźbiarz. Wystarczy wprowadzić we właściwym oprogramowaniu komputerowym wzór, zamocować deskę i za jakiś czas wrócić po gotowy element.
|
pracownia malarska |
|
maszyna CNC |
|
skrzynia na miech |
W warsztacie u Pana Andrzeja zauważyłem również inne interesujące meble wykonane lub poddane renowacji. Między innymi stolik z okrągłym blatem a na nim wzór czarno-białych klawiszy organowych - idealnie ukazuje duszę artysty i jego zamiłowanie do muzyki.
|
babciny kredens dzięki renowacji
dostał drugie życie |
Na koniec przechodzimy do instrumentu - jego szczegółowej budowy oraz sposobu działania, który z chęcią Pan Andrzej nam wykłada. Pokazując poszczególne kroki tworzenia dźwięku. Zaczynając od miechu, który powoduje wtłoczenie powietrza w instrument, poprzez odpowiednie wężyki, które doprowadzają powietrze do miniaturowych poduszeczek, które mają z zadanie podniesienie odpowiedniej zatyczki po naciśnięciu danego przycisku w klawiaturze. I w tym momencie powstaje cud - wydobywa się dźwięk! Nie mogłem się oprzeć, i musiałem zagrać chociaż kawałek Beethovena - Fur Elise.
|
Pan Andrzej z pełną fascynacją opowiadał nam o instrumentach z duszą |
Po szkoleniu z budowy instrumentu podeszliśmy do komputera, gdzie Mistrz pokazał nam jakie projekty dotąd wykonywał. Opowiedział nam o swoim pierwszym zamówieniu, o tym jak niemiecka firma z tego samego fachu uważała, iż się nie da zrobić pewnego zamówienia a Pan Andrzej to wykonał! Usłyszeliśmy także o aniołkach co na kotłach grają w kościele pokoju w Świdnicy. Z chęcią zajrzymy do niego w połowie czerwca przy okazji uczestnictwa w Ogólnopolskim Zlocie Przodowników Turystyki Kolarskiej PTTK w Świdnicy.
Po sesji zdjęciowo-filmowej z dorobku Pana Andrzeja udaliśmy się na kawę i herbatę, którą zostaliśmy przez Mistrza poczęstowani. Zwiedziliśmy także ogród przy posesji. W ogrodzie odnaleźliśmy kolejne ciekawostki jak nietypowy kwietnik zrobiony ze starej kuchenki typu westfalka.
Panu Andrzejowi Sutowiczowi jesteśmy bardzo wdzięczni za uchylenie rąbka tajemnicy powstawania tak wspaniałych instrumentów jakimi są organy. Organmistrzostwo, to nie tylko cynowe piszczałki, to także wiedza z zakresu stolarki, muzykologii czy chemii i fizyki. Jednym słowem można rzec to pasja!
Pan Andrzej pomimo bardzo poważnej muzyki i instrumentów, to bardzo otwarty i przyjazny człowiek z poczuciem humoru. W prezencie dostaliśmy zegar, który zawiśnie w siedzibie naszego ŁKTK PTTK.
Nasza dalsza wędrówka w tym dniu potoczyła się drogą do Zduńskiej Woli, gdzie z częścią grupy się rozstaliśmy. Dwoje uczestników wycieczki postanowiło kontynuować jazdę pociągiem, reszta grupy pojechała ze mną rowerami w kierunku Łasku i Pabianic. W między czasie udaliśmy się do cukierni w celu nabycia słodyczy - przed wyruszeniem w drogę nabraliśmy sił przy pysznych ciasteczkach.
Po dojechaniu do Pabianic, pożegnał się z nami Rysiu, który tutaj odłączył się od grupy do domu. My natomiast udaliśmy się do pobliskiego marketu w celu nabycia wody i bułek na jutrzejsze śniadanie do pracy. Agnieszka z resztą grupy została przy rowerach, ja natomiast buszowałem po sklepie. Wtem zauważyłem …
… a może to On zauważył mnie? W każdym razie od tamtego momentu został z nami! KURCZAK - bo o nim mowa, kolejny towarzysz naszych wspólnych wycieczek rowerowych zaprzyjaźnił się z Agnieszką!
|
nasz nowy kompan podróży - KURCZAK! |
To był naprawdę kulturalny weekend pod znakiem muzyki, baletu, sztuki!
Zapraszam na stronę Pana Andrzeja Sutowicza - www.organmistrz.com
Pomysł i realizacja wycieczki Jacek Siech.
Prowadzący grupę, tekst i multimedia #CYKLOTURYSTA Rafał Grabarczyk