Dziś jestem naprawdę szczęśliwą kobietą w drugim małżeństwie. Mam u boku dobrego, ciepłego mężczyznę. Żałuję tylko jednego – iż nie rozwiodłam się wcześniej i przez lata łudziłam się, iż nasze problemy same się rozwiążą. Teraz wiem jedno: nigdy więcej nie zamieszkam z rodzicami partnera

przytulnosc.pl 4 dni temu

Za Michała wyszłam mając dwadzieścia lat. Wszystko było jak z bajki – zakochałam się w przystojnym chłopaku, randki, wspólne mieszkanie, zaręczyny. Po roku byliśmy już po ślubie. Wesele zorganizowaliśmy takie, jak sobie wymarzyliśmy – wszystko dopięte na ostatni guzik. Ale noc przed ślubem spędziłam sama… i wtedy pojawiły się wątpliwości. Coś we mnie cicho podpowiadało, iż może to nie jest ta droga. Próbowałam te myśli od siebie odsunąć, bo przecież wszystko było już zaplanowane, goście zaproszeni, sukienka wisiała gotowa.

Dziś wiem, iż ten cichy głos miał rację. Minęło kilka lat, a nasz związek zaczął się kruszyć. Coraz więcej nieporozumień, brak kompromisów, obojętność, zanik szacunku. Michał okazał się zupełnie innym człowiekiem, niż potrzebowałam u swego boku. Jesteśmy z zupełnie różnych światów, nie mamy wspólnych pasji, celów, rozmów.

Jego interesował tylko komputer. Nie chciał się rozwijać, nie myślał o wspólnej przyszłości, nie miał ambicji. Mieszkaliśmy z jego rodzicami, gdzie czułam się obco, niewygodnie. Każda próba rozmowy o zmianie, o wynajmie czy kupnie mieszkania kończyła się niezadowoleniem całej rodziny. Kiedy zaproponowałam kredyt hipoteczny, temat został natychmiast ucięty jak coś niewłaściwego.

Ten mój cichy wewnętrzny głos znów się odezwał. Mówił: „To nie jest życie dla ciebie. Odejdziesz, odzyskasz siebie”. Ale znów go zignorowałam. Trzymałam się nadziei, iż coś się jeszcze zmieni. Że zaczniemy rozmawiać, iż zbudujemy wspólne jutro. I tak – w tych złudzeniach – straciłam kilka lat życia. Nie chcę już wracać do szczegółów. To zamknięty rozdział, który dziś już choćby nie budzi emocji.

Został tylko żal. Żal za straconymi latami, które mogłam poświęcić na coś innego. Mogłam poznać nowych ludzi, podróżować, rozwijać się, zamiast siedzieć w czterech ścianach i grać rolę przykładnej żony. Dziś jestem inną kobietą. Jestem żoną mężczyzny, który mnie rozumie, wspiera i z którym codzienność jest radością.

I tylko żałuję, iż tak długo nie słuchałam swojego wewnętrznego głosu. Niestety, często dopiero po latach odkrywamy, iż ten głos miał rację od samego początku.

Idź do oryginalnego materiału