LABIRYNT
Absorudzik nagle i niespodziewanie znalazł się w ślepym labiryncie bez wyjścia, w dodatku ciemnym, bezsensownie długim – jak poniedziałkowy dzień. Biegł i biegł spocony, obijając się o jego boki. Bez końca…
Uratowała go jakaś ręka, szarpiąca za ramię.
- Wstawaj, czas iść do szkoły. Znowu się spóźnisz - usłyszał głos Absurdzicy.
I tego dnia Absorudzik z niebywałą ochotą pobiegł do miejsca, którego jeszcze wczoraj serdecznie nienawidził.





