„Dziewczyny, wybaczcie mi” – powtarzała. „Narobiłam takiego skandalu! Oskarżyłam was!”
„Gdzie mój koc?! Gdzie on?!” – głos Natalii Wójcik rozbrzmiewał po całym mieszkaniu, aż stare tapety w przedpokoju zdawały się drżeć. „Zosiu! Zofio Stanisławo! Natychmiast oddaj mój koc!”
„Jaki znów twój koc, Natalio?” – z kuchni wyjrzała sąsiadka z komunalki, wycierając mokre ręce o fartuch. „Oszalałaś? O czym mówisz?”
„Nie udawaj niewiniątka! Mój wełniany koc w kratkę, ten sam, który zostawiła mi moja śp. matka! Wiem, iż go wzięłaś!”
Zofia Stanisława głośno westchnęła i wyszła do korytarza, gdzie już zebrali się pozostali mieszkańcy. Stary Kazimierz Kowalski wyjrzał ze swojego pokoju w kapciach, a młoda Kinga z niemowlęciem na rękach zastygła przy drzwiach, kołysząc dziecko.
„Natalio, uspokój się!” – próbował ułagodzić emeryt. „Co za awantura! Dziecko już płacze!”
„A mnie tam dziecko nie obchodzi!” – wrzasnęła Natalia, wymachując rękami. „Mój koc ukradli! Matczyny koc! Jedyna rzecz, która mi po niej została!”
„Daj już spokój!” – nie wytrzymała Zofia. „Co za histeria? Jakiego koca? Nigdy go na oczy nie widziałam!”
„Kłamiesz! Wczoraj wieczorem go prałam, powiesiłam w łazience do suszenia. A dziś rano zniknął! Kto mógł go wziąć, jeżeli nie ty? Przecież ty tu jesteś największą gospodynią!”
Kinga po cichu wróciła do swojego pokoju, nie chcąc mieszać się w awanturę. Niemowlę rzeczywiście zaczęło popłakiwać od podniesionych głosów. Kazimierz pokiwał głową i również się wycofał.
„Natalio…” – Zofia wzięła głęboki oddech – „rozumiem, iż jesteś zdenerwowana. Ale oskarżać mnie o kradzież… To już przesada!”
„A kto inny?” – Natalia założyła ręce na biodra. „Kazimierz? W jego wieku koc mu niepotrzebny! Kinga? Ma własnych rzeczy pod dostatkiem! Zostajesz tylko ty!”
„A idźże ty z tymi oskarżeniami!” – Zofia nie wytrzymała. „Mam już dość! Raz cukier ci ginie, raz mleko, teraz koc! Może sama go gdzieś schowałaś?”
„Jak śmiesz!” – Natalia poczerwieniała. „Co ja, obłąkana jestem? Żebym sama swój koc ukradła?”
„A skąd mam wiedzieć!” – machnęła ręką Zofia. „Może zapomniałaś, gdzie go położyłaś. Wiek już nie ten.”
„Nie waż się wspominać o mojej pamięci!” – Natalia uderzyła pięścią w ścianę. „Pamięć mam doskonałą! I doskonale pamiętam, iż koc wisiał w łazience!”
Zofia opadła na korytarzowy stołek. Życie z Natalią stawało się coraz cięższe. Dawniej była tylko zrzędliwą sąsiadką, teraz zmieniła się w domowego tyrana.
„Natalio” – powiedziała cicho – „zastanówmy się spokojnie. Opisz mi ten koc. Jaki był?”
„Wełniany” – Natalia nieco zniżyła ton. „Szary w kratkę, z frędzlami. Mama go jeszcze przed wojną zrobiła. Chroniłam go jak oka w głowie.”
„Kiedy ostatnio go widziałaś?”
„Wczoraj prałam. Delikatnie, manualnie, proszkiem dla dzieci. Potem powiesiłam w łazience. A rano poszłam po niego – i nie ma!”
Zofia zamyśliła się. Koc mógł ktoś zabrać, ale po co? W tej komunalke wszyscy znali się od lat. Kazimierz – uczciwy jak drut, były wojskowy. Kinga – młoda matka, zajęta dzieckiem. Zostawała ona sama, ale po co jej cudzy koc?
„A może spadł?” – zasugerowała. „Sznurek mógł się urwać?”
„Już sprawdzałam!” – Natalia machnęła ręką. „Wszędzie szukałam! I w łazience, i w pralce. Nigdzie go nie ma!”
„Dziwne” – mruknęła Zofia. „Naprawdę dziwne.”
Z kuchni dobiegło syczenie – coś się gotowało. Zofia poderwała się.
„Ojej, ziemniaki!” – pobiegła ratować obiad.
Natalia została sama w korytarzu. Przeszukała całe mieszkanie, zajrzała w każdy kąt. Koc przepadł jak kamień w wodę. A przecież to nie była zwykła rzecz. Gdy umarła matka, Natalia zabrała z rodzinnego domu kilka – kilka zdjęć, okulary i właśnie ten koc. Resztę rozebrali krewni.
Pachniał matczyną sypialnią, jej perfumami i tym szczególnym ciepłem, które pamięta się tylko z dzieciństwa. Natalia okrywała się nim, gdy była chora, gdy było jej smutno, gdy tęskniła.
„Kazimierzu!” – zapukała do drzwi emeryta. „Mogę na chwilę?”
Drzwi się otwarły. Kazimierz stał w swetrze, z gazetą w ręku.
„Wejdź, Natalio. Tylko bez krzyków, proszę.”
„Przepraszam za wrzaski” – powiedziała zawstydzona. „Ale koc naprawdę zaginął. Nic nie widziałeś?”
„Siadaj” – wskazał krzesło. „Herbaty się napijesz?”
„Dzięki.”
Kazimierz nastawił czajnik, wyjął z szafki ciastka. W jego pokoju panował spokój. Na ścianach wisiały wojskowe fotografie, na stole leżały książki.
„Opowiedz jeszcze raz o tym kocu” – poprosił. „Szczegółowo.”
Natalia opowiedziała. Kazimierz słuchał uważnie, czasem kiwał głową.
„Wiesz” – powiedział w końcu – „w naszej komunalke wszyscy się znają. Nikt by nie ukradł. Zwłaszcza koca. To nie pieniądze, nie biżuteria.”
„No to gdzie on jest?”
„A może go gdzieś przełożyłaś? Zmieniłaś miejsce suszenia?”
„Nie!” – Natalia podskoczyła. „Nie jestem dzieckiem! Wiem, gdzie co zostawiam!”
Kazimierz nalał herbaty, podsunął jej filiżankę.
„Natalio, a dawno go prałaś?”
„Z dwa miesiące temu. Dlaczego?”
„Tak tylko pytam. Może gdzieś się zapodział? Za szafą, pod łóżkiem?”
„Wszędzie już szukałam!” – Natalia łk