Dziewczyna stała po drugiej stronie barierki. Nie było wątpliwości, iż zamierza skoczyć z mostu…
Na samym początku nocnego dyżuru „karetka” przywiozła młodego mężczyznę. Jego samochód zderzył się z terenówką na skrzyżowaniu. Po wielogodzinnej operacji pacjenta przewieziono na intensywną terapię, a chirurg Helena Nowacka w pokoju lekarskim notowała przebieg zabiegu.
— Kawę, Heleno — powiedziała doświadczona pielęgniarka Katarzyna Wiśniewska, stawiając na brzeg stołu kubkę z gorącym napojem.
— Dziękuję. Gdy pacjent przyjdzie do siebie, zawołajcie mnie — odparła Helena, nie odrywając wzroku od dokumentów.
— Odpocznij, póki jest spokój.
— Sami wiecie, taki początek dyżuru niczego dobrego nie wróży — odpowiedziała Helena.
I jakby przeczuła. Nie zdążyła dopić kawy, gdy przywieziono kolejnego pacjenta. Nad ranem Helena była już na nogach z wysiłku i zasnęła przy biurku, opierając głowę na papierach. Obudziła ją Katarzyna, informując, iż pacjent po wypadku odzyskał przytomność.
Helena mogła powiedzieć, iż jej dyżur się skończył, iż zajmie się nim kto inny, ale wstała i poszła na intensywną terapię. Nie w jej naturze było wychodzić, nie upewniwszy się, jak czuje się operowany przez nią człowiek.
Pod jarzeniówkami szpitalny korytarz lśnił jak tafla wody. Helena cicho weszła na salę. Wczoraj ledwo go rozpoznała, dziś zobaczyła przystojnego mężczyznę oplecionego przewodami i czujnikami. Spojrzała na monitory, a gdy znów na niego spojrzała, zauważyła, iż obserwuje ją uważnie.
Nawet na szpitalnym łóżku emanował pewnością siebie i patrzył na nią z lekką wyższością. Chciałaby choć odrobinę takiej pewności. Z trudem powstrzymała się, by nie odwrócić wzroku.
— Jak się pan czuje, panie Aleksander? Musieliśmy usunąć śledzionę. Stracił pan dużo krwi. Złamane są dwa żebra, ale płuco nietknięte. Życie nie jest zagrożone. Miał pan szczęście. Dzwonili już z policji — chcą porozmawiać. Poprosiłam, by dali panu czas.
— Dziękuję — mruknął.
— Mój dyżur się kończy, do zobaczenia jutro. — Wyszła.
Któraś z karetek podwiozła ją do domu. W przedpokoju powitał ją rudawy kot. Otrzepała buty, a on, zadzierając ogon, pobiegł do kuchni. Strasznie chciała spać, ale najpierw musiała nakarmić Bonifacego, inaczej nie dałby jej zasnąć. Zasnęła, zanim głowa dotknęła poduszki.
Następnego dnia pacjent wyglądał lepiej, choćby się uśmiechnął, gdy Helena weszła.
— Dzień dobry. Widzę poprawę. Dzisiaj przeniosą pana na oddział, oddadzą telefon, będzie pan mógł zadzwonić.
— Nie mam tu nikogo. Sporo kłopotu pani wczoraj narobiłem? — Wciąż patrzył z tą samą pewnością siebie. Skąd on to ma?
— Kiedy mnie pani wypisze?
— Dopiero co po operacji, połamane żebra… Tydzień minie, zobaczymy. Przepraszam, innymi pacjentami się zajmę. — Wyszła.
Przed wyjściem zajrzała jeszcze raz, sprawdziła kroplówkę. Gdy spojrzała na niego, znowu złapała jego zainteresowane spojrzenie. Uśmiechnął się.
Przeszedł ją dreszcz. Takie uśmiechy już widziała. Pamięć miała świetną, ale tego mężczyzny nie rozumiała. Tylko ten grymas wydał się znajomy.
Cały wieczór łamała sobie głowę, gdzie mogła go spotkać. Następnego ranka czekał już na nią, siedząc na łóżku. Ktoś przyniósł mu koszulkę.
— Pielęgniarka. Moje rzeczy były zakrwawione — wyjaśnił, widząc jej zdziwienie. — Mam wrażenie… — Spojrzał na jej identyfikator. — Heleno, czy coś pani chce mnie zapytać?
— Nie, to znaczy… tak. Czy my się znamy?
— Nie przypominam sobie. Mam dobrą pamięć do twarzy, nie zapomniałbym takiej kobAleksander spojrzał na nią uważnie, po czym cicho odpowiedział: „Może właśnie teraz powinniśmy zacząć się poznawać od nowa”, i w jego oczach zobaczyła tę samą iskrę, która uratowała ją kiedyś na moście.