Najwidoczniej nie moge funkcjonowac bez wyzwan. Kreatywne styczniowe wyzwanie mialo wczoraj interesujące zadanie: nastawic alarm na jakis okreslony czas i jak zadzwoni, pstryknac zdjecie tego co w tym momencie sie robi. Nastawialam alarmy co 50 min zaczynajac od sniadania. Pozniej bylo podlewanie kwiatow ogladanie YouTube, wyprawa do spozywczego. Zbierajac swiateczne duperelki zapatrzylam sie na dunski leksykon sztuki, nieczytany od lat. Zapal do yogi wygasl moze wiec czytanie dziennie kilku artykulow lekskonu w zamian.
Po powrocie lunch, quiltowe dwugodzinne zoom spotkanie, czas na domowe capuccino, a pozniej przygotowanie i gotowanie obiadu.
Po nastawieniu zmywarki trzeba bylo poskladac wysuszone bluzki, pozniej z przyjemnoscia wypic herbate, poczytac, i nabic sprzet na nocne sluchanie ksiazki.