Dzień, w którym odesłałam teściową do domu mojego niewiernego męża i jego kochanki słowami, które ich oniemiły” 4 min czytania

twojacena.pl 3 godzin temu

Pewnego dnia odstawiłam moją teściową do domu mojego niewiernego męża i jego kochanki, wypowiadając słowa, które oniemiły ich oboje.

Marcin i ja byliśmy małżeństwem przez siedem lat. Od samego dnia ślubu zgodziłam się mieszkać z jego matką, panią Haliną, kobietą, która po udarze była częściowo sparaliżowana i wymagała stałej opieki przy każdym posiłku, każdej drzemce. Na początku myślałam, iż to będzie proste była moją teściową, ja jej synową, a opieka nad nią to po prostu mój obowiązek.

Ale nigdy nie przypuszczałam, iż ciężar tej odpowiedzialności ciągnąłby się tak długo a najgorsze było to, iż spoczywał wyłącznie na mnie, choć powinien dzielić go ze mną jedyny człowiek, który miał to robić mój mąż, Marcin.

Marcin pracował w dzień, a wieczorami wpatrywał się w telefon. Często mówił: Ty lepiej zajmujesz się mamą niż ja. jeżeli spróbuję, tylko ją skrzywdzę. Nigdy nie miałam do niego o to pretensji.

Myślałam, iż takie jest życie: żona prowadzi dom, mąż zarabia na utrzymanie. Aż odkryłam, iż Marcin nie tylko pracuje miał kogoś jeszcze.

Pewnego dnia natknęłam się na wiadomość: Dzisiaj znowu przyjdę. Być z tobą to tysiąc razy lepsze niż w domu. Nie krzyczałam, nie płakałam, nie robiłam sceny.

Cicho tylko zapytałam: A twoja matka, którą zaniedbywałeś przez te wszystkie lata?. Marcin milczał. Następnego dnia wyprowadził się. Wiedziałam dokładnie, dokąd poszedł.

Spojrzałam na panią Halinę, kobietę, która kiedyś krytykowała każdy mój kęs, każdą drzemkę, mówiąc, iż nie jestem godna być jej synową, i poczułam, jak ściska mnie w gardle. Chciałam rzucić to wszystko. Ale wtedy przypomniałam sobie: człowiek musi zachować godność.

Tydzień później zadzwoniłam do Marcina. Masz wolne? Przywiozę twoją matkę, żebyś się nią zajął.

Spakowałam leki, dokumentację medyczną i stary zeszyt z notatkami do płóciennej torby. Tego wieczoru pomogłam jej usiąść na wózku i powiedziałam łagodnie: Mamo, zawiozę cię do Marcina na kilka dni. Ciągle to samo miejsce może znudzić. Skinęła głową, a jej oczy błyszczały jak u dziecka.

W małym mieszkaniu nacisnęłam dzwonek. Marcin otworzył drzwi, a za nim stała ta druga, w jedwabnym szlafroku i z jaskrawą szminką na ustach. Wprowadziłam panią Halinę do salonu, ułożyłam koce i poduszki, a torbę z lekami postawiłam na stole.

W domu unosił się intensywny zapach perfum, ale było zimno i cicho. Marcin wybełkotał: Co co ty robisz?.

Uśmiechnęłam się słodko. Pamiętasz? Mama jest twoja. Ja jestem tylko synową. Opiekowałam się nią siedem lat wystarczy. Kobieta za nim zbladła, z łyżką jogurtu, którego nie zdążyła zjeść.

Odeszłam spokojnie, jakbym kończyła długo zaplanowane zadanie. Tu masz jej historię choroby, recepty, pieluchy, podkłady i maść na odleżyny. Wszystkie dawki zapisałam w zeszycie.

Zostawiłam zeszyt na stole i odwróciłam się, by wyjść. Głos Marcina poderwał się: Porzucasz moją matkę? To okrutne!.

Zatrzymałam się, nie odwracając, i odpowiedziałam spokojnie, ale stanowczo:
Ty zaniedbywałeś ją przez siedem lat czy to nie jest okrucieństwo? Opiekowałam się nią jak własną rodziną, nie dla ciebie, ale dlatego, iż to matka. Teraz odchodzę, nie z zemsty, ale bo spełniłam swoją część jako człowiek.

Zwróciłam się do tamtej kobiety i spojrzałam jej w oczy, lekko się uśmiechając. jeżeli go kochasz, pokochaj go całego. To w pakiecie.

Potem położyłam dokumenty mieszkania na stole. Dom jest tylko na moje nazwisko. Nie zabieram nic. On wziął tylko swoje ubrania. Ale jeżeli kiedykolwiek będziecie potrzebować pieniędzy na opiekę nad mamą, dalej będę pomagać.

Pochyliłam się i pogłaskałam włosy teściowej ostatni raz. Mamo, zachowuj się tu grzecznie. jeżeli będzie ci smutno, przyjdę cię odwiedzić.

Pani Halina uśmiechnęła się, jej głos drżał. Tak wpadnij, jak wrócisz do domu.

Wyszłam, zamykając za sobą drzwi. W pokoju zapanowała cisza, przepełniona mieszaniną perfum i oliwki do masażu. Tej nocy spałam spokojnie, bez snów. Następnego ranka wstałam wcześnie, zabrałam syna na śniadanie i przytuliłam nowy początek bez łez, bez urazy.

Idź do oryginalnego materiału