Dzień, w którym odesłałam teściową do domu mojego niewiernego męża i jego kochanki, rzucając słowa, które odebrały im oddech (4 min czytania)

newsempire24.com 1 dzień temu

Dzień, w którym oddałam teściową do domu mojego niewiernego męża i jego kochanki, słowami, które zostawiły ich bez tchu

Marcin i ja byliśmy małżeństwem od siedmiu lat. Od samego dnia ślubu zgodziłam się mieszkać z jego matką, panią Zofią, kobietą, która przeszła udar, była częściowo sparaliżowana i potrzebowała ciągłej opieki przy każdym posiłku i drzemce. Na początku myślałam, iż to będzie proste: była moją teściową, ja jej synową, a opieka nad nią to po prostu mój obowiązek.

Ale nigdy nie przypuszczałam, iż ciężar tej odpowiedzialności ciągnąłby się tak długo a najgorsze było to, iż spoczywał na mnie, a nie na jedynej osobie, która powinna go dzielić moim mężu, Marcinie.
Marcin pracował w dzień, a wieczorami przyklejał się do telefonu. Często mówił: Ty lepiej zajmujesz się mamą niż ja. jeżeli ja spróbuję, będzie cierpiała. Nigdy nie miałam do niego o to żalu.

Myślałam, iż takie jest życie: żona prowadzi dom, mąż zarabia na utrzymanie. Aż odkryłam, iż Marcin nie tylko pracował miał kogoś jeszcze.

Pewnego dnia natknęłam się na wiadomość: Dziś wieczorem znowu przyjdę. Być z tobą jest tysiąc razy lepiej niż w domu. Nie krzyczałam, nie płakałam, nie robiłam sceny.

Zapytałam tylko cicho: A twoja matka, którą zaniedbywałeś przez te wszystkie lata?. Marcin milczał. Następnego dnia wyprowadził się z domu. Wiedziałam dokładnie, gdzie poszedł.

Spojrzałam na panią Zofię, kobietę, która kiedyś krytykowała każdy mój kęs, każdą drzemkę, mówiąc, iż nie jestem godna być jej synową, i poczułam, jak ściska mnie w gardle. Chciałam wszystko rzucić. Ale wtedy przypomniałam sobie: człowiek zawsze musi zachować godność.

Tydzień później zadzwoniłam do Marcina. Masz wolne? Przywiozę twoją matkę, żebyś się nią zajął.

Spakowałam jej leki, dokumentację medyczną i stary zeszyt z notatkami do płóciennej torby. Tamtego wieczoru pomogłam jej usiąść na wózku i powiedziałam łagodnie: Mamo, zabiorę cię do Marcina na kilka dni. Ciągłe siedzenie w jednym miejscu jest nudne. Skinęła głową, z oczami błyszczącymi jak u dziecka.

W małym mieszkaniu nacisnęłam dzwonek. Marcin otworzył drzwi, a za nim stała ta druga, w jedwabnym szlafroku i z ustami pomalowanymi na jaskrawą czerwień. Wprowadziłam panią Zofię do pokoju, ułożyłam koce i poduszki, a torbę z lekami postawiłam na stole.

W domu unosił się intensywny zapach perfum, ale było zimno i cicho. Marcin wybełkotał: Co co ty robisz?.

Uśmiechnęłam się słodko. Pamiętasz? Mama jest twoja. Ja jestem tylko synową. Opiekowałam się nią siedem lat wystarczy. Kobieta za nim zbladła, z łyżką jogurtu, której nie zdążyła zjeść.

Odeszłam spokojnie, jakby kończąc długo zaplanowane zadanie. Masz tu jej historię leczenia, recepty, pieluchy, podkłady i maść na odleżyny. Wszystkie dawki zapisałam w zeszycie.

Zostawiłam zeszyt na stole i odwróciłam się, by wyjść. Głos Marcina podniósł się. Porzucasz moją matkę? To okrutne!.

Zatrzymałam się, nie odwracając, i odpowiedziałam spokojnie, ale stanowczo:
Ty zaniedbywałeś ją przez siedem lat a to nie jest okrucieństwo? Opiekowałam się nią jak własną rodziną, nie dla ciebie, ale dlatego, iż jest matką. Teraz odchodzę, nie z zemsty, ale bo spełniłam swoją część jako człowiek.

Zwróciłam się do tamtej kobiety i spojrzałam jej w oczy, lekko się uśmiechając. jeżeli go kochasz, kochaj go całego. To część pakietu.

Potem położyłam dokumenty domu na stole. Dom jest tylko na moje nazwisko. Nie zabieram nic. On wziął tylko swoje ubrania. Ale jeżeli kiedykolwiek będziecie potrzebować pieniędzy na opiekę nad mamą, przez cały czas będę pomagać.

Pochyliłam się i pogłaskałam włosy teściowej ostatni raz. Mamo, zachowuj się tu grzecznie. jeżeli będzie ci smutno, przyjdę cię odwiedzić.

Pani Zofia uśmiechnęła się, a jej głos drżał. Tak wpadnij, kiedy wrócisz do domu.

Wyszłam, zamykając za sobą drzwi. W pokoju zapanowała cisza, przesycona zapachem perfum i olejku do masażu. Tamtej nocy spałam spokojnie, bez snów. Rano wstałam wcześnie, zabrałam syna na śniadanie i przygarnęłam nowy początek bez łez, bez urazy.

Idź do oryginalnego materiału