— Dziękuję synowi za to święto! — powiedziała teściowa do mikrofonu, ignorując mnie! Mój toast w odpowiedzi sprawił, iż cała sala zamarła w milczeniu.

twojacena.pl 12 godzin temu

Dziękuję, synku, za to święto! krzyknęła teściowa do mikrofonu, kompletnie mnie ignorując! Mój toast w odpowiedzi sprawił, iż cała sala zamarła w ciszy.

No wiecie, jak to bywa. Zbliża się okrągła rocznica teściowej 60 lat. Data poważna, trzeba świętować z przytupem. A kto w naszej rodzinie jest głównym organizatorem, motorem i, jak to mówią, wiecznym zapaleńcem? Oczywiście, ja.

Teściowa, Janina Pawełówna, podeszła do mnie z niewinnym uśmiechem:
Światełko, ty u nas taka dzielna, taka energiczna! I dalej w tym tonie: Pomożesz mi z jubileuszem, co? Ja już stara jestem, nic się nie znam.

Aha, pomożesz! Dziewczyny, to jej pomożesz skończyło się tym, iż wzięłam na siebie absolutnie wszystko. Dwa tygodnie żyłam tym jubileuszem.

Znalazłam restaurację, trzy razy zmieniałam menu, bo ciocia Halina nie je ryb, a wujek Mirek ma alergię na orzechy. Znalazłam wodzireja, dogadałam się z fotografem, sama wymyśliłam dekoracje i pół nocy nadmuchiwałam te głupie balony.

A wisienką na torcie było to, iż cała ta organizacja odbywała się za nasze pieniądze, bo teściowa sama by tego nie udźwignęła.

Mąż stworzył iluzję gorączkowej pracy: jeździł ze mną, siedział przy stole, ale w rzeczywistości tylko wgapiał się w telefon. Na każde moje pytanie kiwał głową, nie odrywając wzroku od ekranu:
Tak, kochanie, świetny pomysł!

A teściowa dzwoniła codziennie i rzucała cenne wskazówki, nigdy nie pytając, czy nie potrzebuję pomocy. Szczerze mówiąc, schudłam trzy kilogramy przez ten stres.

I wreszcie nadszedł ten dzień. Restauracja lśniła, goście eleganccy, jubilatka w nowej sukni jak królowa. A ja? choćby fryzury porządnej zrobić nie zdążyłam.

Biegałam jak opętana: raz z kelnerami rozwiązywałam problemy, raz szukałam zagubionych dzieci, raz uspokajałam pijanego wujka Mirka. Jednym słowem, nie byłam gościem, tylko darmową administratorką wieczoru.

Gdzieś w połowie imprezy w końcu usiadłam, marząc choć o sałatce. I nagle wodzirej ogłasza:
A teraz głos ma nasza droga jubilatka!

Janina Pawełówna, dumna jak paw, chwyta mikrofon. A ja, naiwna, myślałam: no, teraz podziękuje. Wspomni o moich nieprzespanych nocach.

A ona, wodząc wzrokiem po sali, mówi:
Drodzy moi! Jestem tak szczęśliwa, iż was tu widzę! I chcę podziękować mojemu ukochanemu, złotemu synkowi! Bartłomieju, bez ciebie to święto by się nie udało! Dziękuję ci, najdroższy!

Dziewczyny, widelec wypadł mi z ręki. Cała sala wybuchła brawami. Mój mąż wstał, czerwony z dumy, i posłał mamie całusa w powietrzu. A o mnie? Ani słowa. Jakbym była powietrzem.

W tej chwili coś we mnie umarło. I coś się narodziło. Uraza była tak silna, iż na moment przestałam oddychać. A potem przyszła lodowata, dzwoniąca wściekłość. I plan. Zuchwały i publiczny.

Czekałam, aż brawa ucichną, wstałam i podeszłam do wodzireja.
Przepraszam uśmiechnęłam się słodko. Ja też chcę kilka słów.

Wodzirej, niczego nie podejrzewając, podał mi mikrofon.

Wyszłam na środek, zakaszlałam i powiedziałam donośnie:
Drodzy goście! Janino Pawełówno! Dołączam się do tych ciepłych słów! Bartłomiej to istne złoto, syn i mąż idealny! Prawdziwy bohater tego wieczoru! Dlatego chcę podarować jemu i jego cudownej mamie mały prezent

Sięgnęłam do torebki i wyjęłam folder. Ten sam, z rachunkiem z restauracji, który właśnie odebrałam od administracji.

W sali zapadła martwa cisza. Podeszłam do głównego stołu i, patrząc prosto w osłupiałe oczy męża i teściowej, położyłam rachunek przed nimi.

Skoro to wy jesteście organizatorami tego święta powiedziałam wyraźnie do mikrofonu to chyba słuszne, iż i rachunek zapłacicie wy. Prawdziwi bohaterowie nie uchylają się od odpowiedzialności, prawda?

Ich twarze były bezcenne. Mąż zbladł jak ściana i zacisnął dłonie na obrusie. Teściowa otwierała usta, łapiąc powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg.

W sali panowała taka cisza, iż słychać było przelatującą muchę. Pięćdziesiąt par oczu wpatrywało się to we mnie, to w rachunek, to w organizatorów.

Spokojnie odłożyłam mikrofon, wzięłam torebkę i wyszłam, dumnie unosząc głowę. Podobno impreza gwałtownie się skończyła.

Dziękuję, iż dotrwaliście do końca! Wasze lajki to dla mnie siła! Czekam na komentarze i historie

Idź do oryginalnego materiału