Dziecko, nie zwracając na mnie żadnej uwagi, wyciągnęło z mojej torebki wszystko, co tam było. Nie wytrzymałam i zabrałam torebkę. Ale on zdążył zabrać mój telefon i wspiął się do mamy, próbując go włączyć. Tego już nie mogłam znieść

przytulnosc.pl 3 godzin temu

Moja praca jest dobra, dobrze płacą, ale częste delegacje nie zawsze pokrywają się z moimi planami. Jednak praca to praca. Dlatego spakowałam się i wyruszyłam w kolejną podróż służbową. Dziś jadę pociągiem do odległego miasteczka. Wagon sypialny, mam nadzieję, iż odpocznę przed ważnym spotkaniem.

Za chwilę pociąg ruszy i będę mogła się zrelaksować.

Drzwi mojego przedziału otworzyły się i weszła kobieta z chłopcem około sześciu lat. Przywitałyśmy się, a ona zaczęła układać się na swojej koi. Chłopiec ciągle się kręcił, próbował biegać. Mama nie zamierzała go powstrzymywać. Potem zachciało mu się poskakać na moim miejscu. Mama nie powiedziała ani słowa. Zrozumiałam, iż nie zamierza uspokajać dziecka. Mało tego, iż wszedł na moje miejsce, to jeszcze zaczął zaglądać do mojej torebki.

Zwróciłam uwagę Annie, mamie chłopca, ale ona nie zwróciła na mnie uwagi. Rozłożyła pościel, usiadła i wpatrzyła się w telefon.

Dziecko, nie zwracając na mnie żadnej uwagi, wyciągnęło z mojej torebki wszystko, co tam było. Nie wytrzymałam i zabrałam torebkę. Ale on zdążył chwycić mój telefon i wspiął się do mamy, próbując go włączyć. Tego już nie mogłam znieść. Wyciągnęłam rękę i chciałam odebrać telefon.

Ku mojemu zdziwieniu Anna natychmiast zareagowała. Powiedziała, żebym odblokowała telefon, a dziecko na nim pograło. Zrozumiawszy, iż z takimi ludźmi nie da się po dobroci, wstałam i siłą zabrałam swoją rzecz z rąk dziecka. I wtedy się zaczęło! Anna krzyczała, żebym nie dotykała jej dziecka i iż gdy chłopiec czegoś chce, powinnam mu to dać, niech się bawi.

Spokojnie odpowiedziałam, iż dzieci trzeba wychowywać, a nie uczyć zabierania cudzych rzeczy. Sama jest niewychowana i uczy syna grzebać w cudzych torebkach. Kłótnia przerodziła się w bójkę. Wczepiłyśmy się sobie we włosy i leżałyśmy już na podłodze, szarpiąc się nawzajem.

Na krzyki przybiegła konduktorka, nie mogła zrozumieć, co się stało. Nie była w stanie nas przekrzyczeć. Przybiegli mężczyźni z sąsiedniego przedziału. Tylko im udało się nas rozdzielić. Przez cały ten czas dziecko siedziało i bawiło się moim telefonem. Natychmiast wyrwałam go z jego rąk i tym razem już nie oddałam.

Poprosiłam konduktorkę, żeby znalazła mi miejsce w innym przedziale, bo z tą jędzą jechać nie zamierzam. Kobieta obiecała coś wymyślić, a na razie prosiła, żebyśmy siedziały cicho. Anna nie przestawała krzyczeć, jej głos było słychać w całym wagonie, ale ja już nie zwracałam na nią uwagi.

Tylko zagroziłam, iż jeżeli mnie jeszcze raz dotknie, to wyleci z przedziału razem z synem. Założyłam słuchawki i podgłośniłam muzykę. Po pół godzinie konduktorka zaprosiła mnie do innego przedziału, póki jest wolne miejsce, ponieważ nikt nie chciał jechać z Anną.

Odpoczęłam, jakże odpoczęłam, nic dodać, nic ująć!

Idź do oryginalnego materiału