**Dziecięce urazy**
Wisia rozłożyła płatki owsiane na talerze, w jednym z nich dzięki dżemu narysowała śmieszną buźkę dla synka.
– Mężczyźni! Śniadanie! – zawołała, nalewając świeżo zaparzoną herbatę do kubków.
Kuba usiadł przy stole i spojrzał na swój talerz z niezadowoleniem.
– Nie lubię owsianki – mruknął ponuro.
– Co to za nowości? Płatki są bardzo zdrowe. jeżeli chcesz iść na lodowisko, najpierw musisz dobrze zjeść – wtrącił się Marek, siadając naprzeciw syna, nabierając sporą łyżkę i wkładając ją do ust.
– Mmm… Pyszne. Nasza mama jest czarodziejką. Uwierz, nikt nie robi tak dobrej owsianki jak ona.
Kuba spojrzał na ojca z niedowierzaniem, ale też wziął łyżkę do ręki. Gdy skończył, Wisia zabrała pusty talerz i przysunęła mu kubek z herbatą.
– Coś się stało? – zapytała męża. – Ostatnio jesteś taki zamyślony. Problemy w pracy?
– Zjadłem wszystko. Kiedy idziemy na lodowisko? – uradował się Kuba.
– Idź, pobaw się. Musimy z mamą porozmawiać – Marek złapał spojrzenie syna, w którym malowało się niezadowolenie. – Zaraz wrócimy. Idź.
Wisiance przez chwilę wydawało się, iż czyta myśli syna. Zastanawiał się, czy ma się rozpłakać, bo lodowisko może przepaść przez tę rozmowę, czy pójść do pokoju i tam dręczyć się wątpliwościami. Uśmiechnęła się do niego i skinęła głową, potwierdzając, iż lodowisko czeka, tylko trochę później.
Kuba zesunął się z krzesełka i wyszedł z kuchni z obrażoną miną.
– Więc co cię gryzie? – Wisia usiadła na miejscu syna.
– Nie wiem, od czego zacząć. Sam nie rozumiem – powiedział Marek, kręcąc kubkiem po blacie.
– Masz kochankę? Chcesz odejść? – zapytała wprost.
– Wisia, co ty? Jak w ogóle przyszło ci to do głowy? – wybuchnął oburzeniem Marek.
– A co miałam myśleć? jeżeli w pracy wszystko w porządku, to co cię tak męczy? – Wisia zaczęła tracić cierpliwość. – Wczoraj prosiłam, żebyś wyniósł śmieci. Kiwnąłeś głową, ale nie zrobiłeś tego. Jesteś taki rozkojarzony. Mów, tylko nie kłam – dodała ostrzegawczo.
Marek wpatrywał się w żonę uważnie.
– Przyszła do mnie matka – w końcu wykrztusił.
Wisiance było widać, iż słowa kosztowały go dużo wysiłku.
– We śnie? I co ci przekazała z tamtego świata, iż od kilku dni jesteś nieobecny? – zażartowała.
– Nie, nie we śnie. Żywa. – Marek gwałtownie odsunął kubek.
Herbata rozlała się po stole. Wisia natychmiast wstała, chwyciła gąbkę i wytrzeła kałużę.
– Przecież nie żyje. Czy kłamałeś przez cały ten czas? – cisnęła gąbkę w zlew i znów usiadła.
– Nie kłamałem. Jak możesz nie rozumieć? Dla mnie naprawdę umarła – odpowiedział zirytowany jej niezrozumieniem.
– No dobrze, po kolei. Umarła, żywa… Wyjaśnij. Słucham uważnie.
– Co mam wyjaśniać? Miałem wtedy chyba dziesięć lat. Ojciec pił. Często się z mamą kłócili. Była piękna, a on strasznie o nią zazdrosny. Czasem choćby podnosił na nią rękę. Zakrywała siniaki, ale ja je widziałem.
Tamtego dnia ojciec wrócił pijany. Zaczął oskarżać mamę, iż to przez nią pije. Mama początkowo milczała, ale to chyba go jeszcze bardziej wkurzało. Poszedłem do swojego pokoju, słyszałem, jak krzyczą na siebie. Potem nagle coś ciężkiego uderzyło o podłogę i zrobiło się cicho. Poczekałem chwilę i wyszedłem. Ojciec leżał na podłodze, rozrzuciwszy ręce. Z jego głowy sączyła się strużka krwi. A mama… Stała nad nim, zakrywając usta dłońmi.
ZauWisiance podeszła do męża, objęła go mocno i szepnęła: „Jesteśmy rodziną, poradzimy sobie z tym razem, a teraz idźmy na to lodowisko – Kuba już nie może się doczekać.”