– Przyjęłam pod swoje serce pięcioro dzieci. Jedno z nich straciłam na późnym etapie ciąży. Znam bolączki i piękno tego stanu. Rozbawiła mnie kiedyś pewna scena z filmu, w której ciężarna kobieta, odnosząc się do swoich porannych nudności, powiedziała: „jeśli ktoś twierdzi, iż ciąża to stan błogosławiony, mówi jednocześnie, iż nie był w ciąży”. Pomimo tak wielu trudów, jakie się wiążą z wydaniem na świat potomka, uważam, iż jest coś w tym bardzo mistycznego, intymnego, trudnego do wypowiedzenia. Ciąża to nie tylko biologia. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której moje biologiczne dziecko miałoby zostać urodzone przez inną kobietę, bo wiem, jak niesamowicie istotny dla przyszłego rodzicielstwa jest ten czas i moment narodzin – mówi Anna Nowogrodzka-Patryarcha. – Powiem krótko – zamiast surogacji adopcja – dodaje jeż małżonek, Michał Patryarcha w rozmowie z PCh24.pl
TK: Szanowna Anno, Szanowny Michale jak zareagowalibyście, gdyby ktoś zaproponował Wam – oczywiście nie za darmo – „wymarzone dziecko”, które miałoby wybrane przez Ciebie: płeć, kolor oczu i włosów, określone cechy charakteru etc.?
Anna Nowogrodzka-Patryarcha: Taki pomysł to dla mnie czysta abstrakcja. Otrzymałam od Stwórcy w darze i – można powiedzieć – „za darmo” gromadkę dzieci. Po kilkunastu latach od narodzin mojego pierwszego potomka wiem, iż kategoria o nazwie „wymarzone dziecko” nie istnieje. Każdy człowiek, choćby najpiękniejszy i najinteligentniejszy, musi przejeść przez nieraz bardzo trudny proces dojrzewania. Dlatego taka propozycja jest dla mnie z gruntu podejrzana. Jednocześnie myślę, iż dla wielu młodych ludzi mogłaby być atrakcyjna i godna rozważenia, ponieważ wpisuje się w przekaz dzisiejszego świata – „Chcesz? Masz”.
Michał Patryarcha: Odpowiedziałbym pytaniem, czy w jego eugenicznym świecie jest miejsce na tak niewymarzone dzieci jak ja? Jestem niepełnosprawnym facetem, który z powodu nieuleczalnej, genetycznej (sic!) choroby oczu ledwo już widzi, a w przyszłości może całkiem oślepnie. W ojcostwie liczą się relacje, a nie kolor włosów. Moja nastoletnia córa co miesiąc ma coś innego na głowie. Czy moja miłość do niej ma się zmieniać w zależności od jej koloru włosów?
A jak zareagowalibyście, gdyby ktoś zaproponował Wam, iż to inna kobieta urodzi za Ciebie Twoje dzieci?
ANP: Znów odniosę się do swoich doświadczeń. Przyjęłam pod swoje serce pięcioro dzieci. Jedno z nich straciłam na późnym etapie ciąży. Znam bolączki i piękno tego stanu. Rozbawiła mnie kiedyś pewna scena z filmu, w której ciężarna kobieta, odnosząc się do swoich porannych nudności, powiedziała: „jeśli ktoś twierdzi, iż ciąża to stan błogosławiony, mówi jednocześnie, iż nie był w ciąży”. Pomimo tak wielu trudów, jakie się wiążą z wydaniem na świat potomka, uważam, iż jest coś w tym bardzo mistycznego, intymnego, trudnego do wypowiedzenia. Ciąża to nie tylko biologia. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której moje biologiczne dziecko miałoby zostać urodzone przez inną kobietę, bo wiem, jak niesamowicie istotny dla przyszłego rodzicielstwa jest ten czas i moment narodzin.
MP: Powiem krótko – zamiast surogacji adopcja.
„Wymarzone dziecko”, surogacja, to tylko dwa z wielu „ofert” dla osób chcących mieć dzieci, które odwiedzają tzw. targi dzieci (imprezy organizowane w największych miastach świata) podczas których każdy – niezależnie od tego, czy ktoś jest samotny czy w związku; czy jest normalnym człowiekiem, czy homoseksualistą; czy jest mężczyzną, czy kobietą może znaleźć „coś dla siebie”. Dla jednych in vitro, dla innych surogacja, dla bardziej zaawansowanych eugenika. Dlaczego ludzie w ogóle biorą udział w czymś takim? Czy można ich w jakikolwiek sposób usprawiedliwić np. „bo chcą mieć dziecko”?
ANP: Gdy słyszę o takich „imprezach”, mam ochotę głośno krzyczeć: „ludzie to jakieś szaleństwo, nie otwierajcie tej Puszki Pandory”. Sprowadzenie rodzicielstwa do usług, a dziecka do towaru musi skończyć się źle. Zamiast rozważać ten problem na argumenty, przytoczę pewną wypowiedź z książki Tomasza Terlikowskiego pt. „Jak rozmawiać o zapłodnieniu in vitro?”: Kiedy miałem 21 lat, odkryłem, iż moim biologicznym ojcem była próbówka z zamrożoną spermą i etykietką »C11«. To był potężny szok. Przez całe kończące się dzieciństwo cementowały się więzi z moim tatą. Nie mogłem myśleć o nim jako o kimś, kto nie jest moim ojcem, a jednocześnie wiedziałem, iż jesteśmy sobie obcy. Moja tożsamość została rozdzielona. Jej aspekty biologiczny zostały przecięte. W miejscu, gdzie otrzymałem moje genowe dziedzictwo, ujrzałem naczynko nasienia w jakimś chłodnym magazynie. Opłakiwałem tę ludzką twarz ukrytą za próbówką, której nie poznałem, i może nigdy nie poznam. To trochę tak, jakby matka opłakiwała dziecko, którego nigdy nie mogła mieć.
Poruszyło mnie bardzo to świadectwo, a przecież to tylko jedno z tak wielu mrocznych odsłon biznesu in vitro. Odpowiadając na Twoje pytanie, myślę, iż ludzie, którzy rozważają skorzystanie z tego typu „usług” nie są świadomi skutków swoich decyzji. Kierowani naturalnym pragnieniem posiadania dzieci, nie rozumieją, jak niebezpieczny, nieetyczny i głęboko niemoralny jest ten proceder. Dlatego większą winę ponoszą osoby, które to wszystko zaprojektowały – od naukowców do prawodawców. Im, mówiąc językiem Biblii, ciężej będzie w dniu Sądu.
MP: Nie mam pojęcia dlaczego biorą w czymś takim udział. Trzeba by ich zapytać. Ludzie od zawsze traktowali się jak towar. Kiedyś były targi niewolników (podobno przez cały czas są). Istota takich procederów była podobna. Stosunek pana do niewolnika zmieniło chrześcijaństwo. Pozwoliło zobaczyć w drugim bliźniego, wziąć za niego odpowiedzialność. jeżeli na takich targach ktoś wybiera sobie dziecko, choćby w niecnych celach, to pozostaje mieć nadzieję, iż ta relacja go zmieni, iż coś w nim drgnie i owo dziecko przestanie być przedmiotem, a stanie się podmiotem.
Czy nie jest tak, iż dziecko coraz częściej staje się produktem, który można sobie wybrać, zamówić, zakupić, a jeżeli coś pójdzie nie tak – mam tutaj na myśli przede wszystkim sytuację typu: okazuje się, iż dziecko noszone pod sercem przez surogatkę ma zespół Downa. Wówczas „zamówiony produkt” w związku z tym, iż nie spełnia oczekiwań „klienta” zostaje „zutylizowany”… Brzmi brutalnie, ale taka niestety jest rzeczywistość cywilizacji śmierci…
ANP: Trudno w to wszystko uwierzyć, ale sytuacje, o których wspomniałeś wydarzyły się naprawdę. Głośna swego czasu w Polsce była sprawa zastępczej matki, która postanowiła zabić noszone od 9-ciu miesięcy pod sercem dziecko, ponieważ jego „rodzice” nie wywiązali się z zawartej wcześniej między stronami umowy. Media donosiły również o przymuszanych przez „zleceniodawców” do aborcji surogatek. Sceny, jakie kryją się za tymi wydarzeniami, przypominają najstraszniejsze historie z filmów kryminalnych. Rzeczywistość cywilizacji śmierci zatrważa, ale mnie bardziej szokuje powszechna obojętność. Kiedy jako wolontariusz Fundacji Pro-Prawo Do Życia stałam z banerami pokazującymi ofiary aborcji, dziwiła mnie do głębi obojętność odbiorców. Z wieloma z nich rozmawiałam. Na większości poćwiartowane ciałka nienarodzonych dzieci nie robiły wrażenia. Mówili mi, iż kobieta ma prawo… Cywilizacja śmierci jest mroczniejsza niż sądzimy.
MP: Dodałbym jeszcze do tego postępującą w naszym społeczeństwie niechęć, czy wręcz nienawiść do dzieci. Ale pozostało druga, ohydna strona cywilizacji śmierci – stosunek do starości. Schorowany, stary, wymagający uciążliwej opieki starzec również nadaje się do utylizacji. Tylko w nielicznych, prymitywnych społeczeństwach starzec był eliminowany. Zdecydowaną normą przez wieki istnienia ludzkości było otaczanie osób starszych szacunkiem i opieką. choćby u szympansów zauważa się takie zachowania, gdy np. staremu osobnikowi, młode zrzucają w drzew banany, by mógł się posilić. To niech każdy sobie odpowie do kogo mu bliżej.
W 2017 roku media podały następującą informację: „Centrum Medyczne Uniwersytetu w Utrechcie (UMC) przyznało, iż między kwietniem 2015 r. a listopadem 2016 r. z powodu błędu w procedurach mogło dojść do zapłodnienia 26 kobiet nasieniem pochodzącym od innego mężczyzny niż ich współmałżonek”.
W wyjaśniającym ten błąd w procedurach piśmie klinika in vitro tłumaczyła: Podczas zapłodnienia, plemniki pochodzące z leczenia jednej pary, mogły znaleźć się w jajeczkach 26 innych par. W związku z tym istnieje prawdopodobieństwo, iż komórki jajowe zostały zapłodnione przez plemniki innego, niż zamierzonego, ojca.
Część dzieci urodziła się, część została zamordowana w wyniku ludobójczej, diabelskiej aborcji… Minęło ponad 7 lat od tamtego zdarzenia i dalej brak mi słów, żeby to skomentować poza powtórzeniem „banału”, iż tak właśnie wygląda najbardziej obrzydliwe oblicze cywilizacji śmierci… Jak Wy byście to skomentowali?
ANP: Nie po to Bóg dał człowiekowi przykazania, aby go zniewolić. Nie musimy za każdym razem sądzić po owocach. Tak głęboka ingerencja w naturę musi nieść ze sobą tragiczne konsekwencje. Pytanie brzmi: „co się jeszcze ma wydarzyć, by ludzkość uznała, iż to błąd?”.
MP: Polecam książkę Kamila Baułka „Wszystkie dzieci Louisa”. To reportaż o tym, jak jeden facet dzięki in vitro stał się ojcem ponad 100 dzieci! Ta lektura uświadomiła mi coś, nad czym nigdy wcześniej się nie zastanawiałem. Żaden normalny mężczyzna, posiadający kręgosłup moralny, zasady, niezależnie od wyznania i światopoglądu, nie chodzi do banku spermy oddawać nasienie. To chore. Ten proceder opiera się w dużej mierze na facetach zaburzonych, albo kompletnie niedojrzałych.
Wielokrotnie na łamach portalu PCh24.pl i PCh24 TV Anna pisała i mówiła o tym, jak pięknym darem są macierzyństwo i rodzicielstwo. Niestety z drugiej strony w ostatnim czasie obserwowaliśmy wysyp „pseudo-świadectw” w stylu „nie mam dzieci i jestem szczęśliwa, a jeżeli zachce mi się mieć dzieci np. po skończeniu 50 lat, to przecież jest tyle ofert”. Obrzydzanie macierzyństwa i rodzicielstwa to stały element rewolucji. Ale robienie z dzieci produktu, który w razie potrzeby, zachcianki można sobie kupić, to wciąż coś nowego. Czy taka właśnie czeka nas przyszłość? Czy jesteśmy skazani na „dzieci na zamówienie”?
ANP: To prawda, wielokrotnie pisałam o niepojętej wciąż dla mnie wartości macierzyństwa. Ale prawda jest też taka, iż macierzyństwo, rodzicielstwo może być ekstremalnie trudne. Sama tego nieraz doświadczam. I właśnie z racji tych trudności, ale też z egoistycznych pobudek, niektórzy nie decydują się na zrodzenie potomstwa. Medialny antyrodzinny przekaz utwierdza tych ludzi tylko w przekonaniu, iż słusznie czynią. Gdyby im się jednak odwidziało, mogą skorzystać z planu „B”. Tymczasem mądrość wypływa z powiedzenia: „Bóg wybacza zawsze, człowiek czasami, natura nigdy”. Nie wiem, jaka będzie przyszłość, ale mogę z pewnością powiedzieć, iż przyszłość rysuje się w ciemnych barwach.
MP: Co za pesymizm! Ewangelia pojawiła się na świecie, gdy życie większości ludzi (poza wąskim gronem wybrańców) było warte tyle co splunięcie. A mimo to się przyjęła. A może właśnie dlatego?… Im większy grzech, tym większa potrzeba Dobrej Nowiny.
George Fridman w książce „Następne 100 lat” zwraca uwagę, iż wraz z upadkiem jednego z najważniejszych i najpiękniejszych elementów małżeństwa, jakim było spłodzenie potomstwa czymś normalnym i naturalnym stały się tzw. małżeństwa homoseksualne. Skoro „normalne małżeństwa” nie chcą mieć dzieci, to tzw. homo-małżeństwa, które nie mogą mieć dzieci nie są od nich gorsze i należy je zalegalizować. Tzw. homo-małżeństwa to główni klienci tzw. targów dzieci. Jak myślisz, dlaczego? Skąd u tzw. par LGBT tak duża chęć posiadania dzieci, za które są oni w stanie zapłacić niemałe pieniądze?
ANP: Mam koleżankę, która żyje w bliskiej relacji z kobietą. Tłumaczyła mi, iż ich potrzeby są dokładnie takie same jak ludzi w „normalnych związkach” – jak byśmy to ujęli. Odpowiadając na Twoje pytanie, pary gejowskie są głównymi klientami tego biznesu z racji tego, iż są – z natury rzeczy – niezdolni do wydania na świat potomstwa. Twoje pytanie powinno być inne: „dlaczego jest to w ogóle możliwe?”.
Pytam więc: Dlaczego jest to w ogóle możliwe?
ANP: „Jeżeli Boga nie ma, to wszystko jest dozwolone”, jak napisał Fiodor Dostojewski w „Braciach Karamazow”.
MP: Widocznie chęć posiadania potomstwa to jedna z naszych najsilniejszych potrzeb biologicznych. Osobiście znałem jednego geja, który szczerze ubolewał, iż z powodu swojej orientacji nie będzie mógł mieć dzieci. A nie był to żaden zwyrodnialec, który wykorzystałby dziecko seksualnie. Prywatnie porządny człowiek. Biologia się odzywa.
Czy „Targi dzieci” i to, co jest na nich „oferowane” to dopiero początek nowej czegoś, co pozwolę sobie nazwać „epoką eugeniki”? jeżeli tak, to co będzie następne? Czy czeka nas świat przed którym przestrzegał Aldous Huxley? A może czeka nas coś, czego choćby Huxley nie przewidział?
ANP: Nie wiemy i może dobrze, iż nie znamy przyszłości. Pozwolę sobie zacytować Pawłowe słowa, które będą jednocześnie odpowiedzią na Twoje pytanie: Bóg nie pozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne. W czynieniu dobra nie ustawajmy, bo gdy pora nadejdzie, będziemy zbierać plony, o ile w pracy nie ustaniemy. A zatem, dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, zwłaszcza zaś naszym braciom w wierze (Ga, 6, 1-10).
MP: Tomku, nie cierpię bawić się w Kasandrę. Jeszcze się taki nie urodził, który by przyszłość przewidział, a to z tego prostego powodu, iż próbując to uczynić bierzemy pod uwagę te czynniki, które znamy. Nie mamy zaś pojęcia, jakie nowe się pojawią. Ludzie od zawsze przewidywali przyszłość w ciemnych barwach, końców świata też już było bez liku, a jakoś żyjemy… Ewangelię zawsze można głosić.
Jak w tym wszystkim uratować prawdziwe macierzyństwo, prawdziwe ojcostwo, prawdziwe rodzicielstwo i całe piękno, jakie one ze sobą niosą? Jak pokazać zwłaszcza młodym ludziom, iż dziecko nie jest czymś, co można kupić, iż nie jest zachcianką, tylko cudownym darem i wspaniałą odpowiedzialnością?
ANP: Cóż… „Słowa uczą, przykłady pociągają”. W macierzyństwie, rodzicielstwie trzeba nieraz przekroczyć samego siebie. Moglibyśmy o tym długo opowiadać, ale bywa, iż moment „sprawdzam” może nas gorzko zaskoczyć. Dlatego uważam, iż trzeba pracować przede wszystkim nad sobą, wzrastać w miłości do własnego małżonka i dzieci. Wówczas kilka trzeba będzie mówić. Ale jednocześnie uważam, iż „Jeśli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. o ile Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie” (Ps 127, 1).
MP: Oczywiście własnym przykładem życia… No to się nim posłużę. Ty wiesz, ale Czytelnicy nie, iż jestem niepełnosprawny ze względu na wzrok. Poza mieszkaniem poruszam się z pomocą białej laski. Mam żonę i cztery córki, które często pomagają mi w codzienności. Jeden z sąsiadów, któremu rozpadła się rodzina i ma problemy z alkoholem, powiedział mi kiedyś, iż jak widzi mnie razem z dziećmi, to dodaję mu sił do życia. I wiele takich historii mógłbym ze swojego życia opowiedzieć. Nie żyjemy na samotnych wyspach. Ludzie się naprawdę nawzajem obserwują. Albo ciągniemy się nawzajem w dół, albo w górę. Żaden szlachetny trud nie idzie na marne.
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek