Wiktoria zasnęła dopiero nad ranem. Gdy otworzyła oczy, pokój zalewało słoneczne światło, a przy łóżku stał Krzysztof i uśmiechał się.
– Całą noc na ciebie czekałam. Gdzie byłeś?
– Moja mała, widzisz, nic mi się nie stało. Ubierz się, pójdziemy gdzieś na śniadanie – powiedział Krzysztof.
Na dworze było ciepło jak w środku lata.
– Loda chcesz? – Nie czekając na odpowiedź, Krzysztof podszedł do kiosku i kupił jej ulubione lody w wafelku, waniliowe z karmelem.
– Jesteś w dobrym humorze. Wygrałeś w karty? – spytała Wiktoria, zlizując wierzch lodów.
– Nie zgadłaś. Wpadłem na pewien pomysł. I żeby go zrealizować, będę potrzebował twojej pomocy.
– Ale nigdy mnie nie brałeś ze sobą. Co mam robić?
– Nic. Tylko bądź przy mnie. Ale jeżeli nie chcesz, poradzę sobie sam.
– Nie, idę z tobą – gwałtownie zgodziła się Wiktoria.
– Wiedziałem, iż się zgodzisz. Możesz już wybierać białą sukienkę – powiedział Krzysztof z pobłażliwym uśmiechem.
– Naprawdę? Oświadczasz mi się? – ucieszyła się dziewczyna, zapominając choćby o lodach w ręce.
Żadnej kobiecie Krzysztof nie pozwalał choćby wspominać o małżeństwie. Ale Wiktoria była inna. Stała się jego talizmanem, przynosiła szczęście. Rok temu odebrał ją trzem chuliganom.
Wiktoria mieszkała z matką w małym miasteczku. Po odejściu ojca matka zaczęła pić. Zrobiło się jeszcze gorzej, gdy przyprowadziła do domu mężczyznę i oznajmiła, iż będzie z nimi mieszkał. Lokator patrzył na Wiktorię z nieukrywanym zainteresowaniem, a pewnego dnia próbował ją zaprosić do swojego łóżka. Dziewczyna uciekła, wsiadła do pociągu i znalazła się w dużym mieście.
Bez pieniędzy, bez rodziny. Co teraz? Dokąd iść? Jej zagubiony wygląd zwrócił uwagę grupy chłopaków, którzy kręcili się po dworcu w poszukiwaniu łatwych ofiar i przygód. Wszystko mogło skończyć się dla Wiktorii bardzo źle, ale na jej krzyk przybiegł Krzysztof i odbił ją chuliganom. Od tamtej pory byli razem.
Wiktoria zakochała się w Krzysztofie. Wysoki, wysportowany, dobrze ubrany, przystojny i uśmiechnięty – samym wyglądem wzbudzał zaufanie. Było z nim bezpiecznie, choć Krzysztof nie ukrywał, iż zajmuje się nie do końca uczciwymi sprawami. Ale jej do swoich interesów nigdy nie wciągał.
Usiedli na ławce nad Wisłą. Lody gwałtownie topiły się na słońcu, wafel rozmiękł, słodka woda ściekała po dłoni, przeciekła przez nadgarstek i spadła na rąbek sukienki.
– Kurczę! – Wiktoria zerwała się z ławki i odsunęła rękę z lodami, by nie ubrudzić się jeszcze bardziej.
– No wyrzuć je w końcu – leniwie przymrużając oczy w słońcu, jak syty kot, powiedział Krzysztof.
Wiktoria cisnęła rozmiękły wafelek do kosza, zlizała resztki lodów z ręki. “Jeszcze dziecko z niej” – pomyślał Krzysztof z czułością.
– Sprawa jest obiecująca, ale trzeba ją dobrze rozegrać. Nie można się pomylić. Ludzie szybciej uwierzą parze narzeczonych niż mnie samemu.
– Narzeczonych? – powtórzyła Wiktoria, siadając z powrotem.
– No, przecież jesteś moją narzeczoną – Krzysztof objął ją za ramiona, a ona przytuliła się do niego.
– Wczoraj przypadkiem dowiedziałem się o pewnej starej kobiecie. Nie ma już nikogo. Mąż dawno nie żyje, a jedyny syn zginął kilka lat temu w misji pokojowej. Ciągle o tym zapomina i co wieczór czeka na niego z kolacją. Na palcu nosi pierścień, nigdy go nie zdejmuje. Myślę, iż takich skarbów ma więcej. Mąż był nie byle kim.
– Chcesz ukraść jej kosztowności? – domyśliła się Wiktoria.
– Nie, nie chcę hałasu. Sama nam je odda. Zagramy wnuka z narzeczoną. Łapiesz? Twoim zadaniem jest sprawić, by zapragnęła podarować ci swoje błyskotki na ślub.
Krzysztof miał swoje zasady. Wiktorii zrobiło się żal staruszki. Jedno to oszukiwać bogatych urzędników i ich żony, a co innego – samotną, ufną kobietę. Wiktoria zamyśliła się.
– Kup skromną sukienkę, która na pewno się jej spodoba – nie zauważając jej zamyślenia, powiedział Krzysztof.
– A jeżeli się zorientuje? Nie rozpozna w tobie wnuka? Chyba nie jesteś taki jak jej syn.
– Z pamięcią u niej nie najlepiej, a i syna dawno nie widziała.
Dwa dni później Krzysztof z Wiktorią stali przed żelaznymi drzwiami na trzecim piętrze starej kamienicy. Krzysztof rzucił na Wiktorię ostatnie badawcze spojrzenie i był zadowolony z jej skromnego wyglądu. Sam, jak zawsze, był wysportowany, elegancko ubrany i czarujący.
– Mniej mów, dobrze?
Wiktoria skinęła głową.
Krzysztof nacisnął dzwonek. Za drzwiami rozległy się szurające kroki, zaskoczył zamek. Wiktoria spodziewała się zobaczyć staruszkę, ale przed nią stała niska starsza pani w staromodnej sukience z białym koronkowym kołnierzykiem. Puszyste siwe włosy spięte były z tyłu spinką z czarną kokardką.
– Kogo państwo szukają? – spytała, mrużąc oczy.
– Panią, jeżeli to pani Zofia Janowska. Może to zabrzmi dziwnie, ale jestem pani wnukiem – powiedział Krzysztof serio.
– Nie rozumiem… – Kobieta zmrużyła oczy. – Mój syn nigdy nie był żonaty. Mylą się państwo.
– Możemy wejść? – Krzysztof uśmiechnął się jednym ze swoich czarujących uśmiechów.
Jego uśmiech działał na ludzi bezbłędnie – słuchali go.
– Proszę – Zofia Janowska ustąpiła, wpuszczając gości.
– Witam. Tak panią właśnie sobie wyobrażałem. To może? – Krzysztof wszedł do pokoju, zatrzymał się przed powiększonym zdjęciem młodego mężczyzny w mundurze na ścianie.
– Mama ma inne zdjęcie, jeszcze z czasów, gdy był w szkole oficerskiej – odwrócił się do Zofii Janowskiej.
– Wciąż nie bardzo rozumiem… – słabym głosem powiedziała.
– Jestem z Kielc. Syn pani tam studiował? Mama poznała goWiktoria spojrzała w oczy staruszki i nagle zrozumiała, iż prawdziwe bogactwo nie kryje się w kosztownościach, ale w ludzkiej dobroci, która potrafi odmienić choćby najbardziej zagubione serce.