Dziadek zostawił mi stary, zrujnowany dom na wsi w testamencie, podczas gdy moja siostra dostała dwupokojowe mieszkanie w samym centrum miasta. Mój mąż nazwał mnie nieudacznikiem i wyprowadził się do mojej siostry. Straciwszy wszystko, pojechałam na wieś, a gdy przekroczyłam próg domu, zamarłam z wrażenia…
W kancelarii notariusza było duszno i śmierdziało starymi papierami. Agnieszka siedziała na niewygodnym krześle, czując, jak dłonie pocą się jej ze zdenerwowania. Obok niej siedziała Bogna jej starsza siostra, ubrana w drogą garsonkę z idealnie wykonanym manicure. Wyglądała, jakby przyszła nie na odczytanie testamentu, ale na ważne spotkanie biznesowe.
Bogna przewijała coś na ekranie telefonu, od czasu do czasu rzucając obojętne spojrzenia na notariusza, jakby nie mogła się doczekać, aż wyjdzie. Agnieszka nerwowo kręciła pasek swojej znoszonej torby. Mając trzydzieści cztery lata, wciąż czuła się jak ta nieśmiała młodsza siostra przy pewnych siebie, odnoszących sukcesy ludziach. Praca w lokalnej bibliotece nie była dobrze płatna, ale Agnieszka kochała swoją pracę i czerpała z niej radość.
Jednak inni traktowali tę profesję raczej jak hobby, zwłaszcza Bogna, która zajmowała stanowisko w dużej firmie i zarabiała znacznie więcej niż Agnieszka przez cały rok. Notariusz, starszy pan w okularach, odchrząknął i otworzył teczkę z dokumentami. W pokoju zrobiło się jeszcze ciszej. Gdzieś na ścianie cicho tykał stary zegar, podkreślając napiętą atmosferę.
Czas zdawał się zwalniać. Agnieszce nagle przypomniały się słowa dziadka: Najważniejsze w życiu dzieje się w ciszy.
Testament Jana Kowalskiego zaczął monotonnym głosem, który rozbrzmiewał w małym biurze.
Zapisuję dwupokojowe mieszkanie przy ulicy Centralnej 27, mieszkanie 43, wraz z meblami i sprzętami domowymi, mojej wnuczce Bognie Marii.
Bogna choćby nie podniosła wzroku znad telefonu, jakby od dawna wiedziała, iż dostanie to, co najcenniejsze. Jej twarz pozostawała spokojna i pozbawiona wyrazu. Agnieszka poczuła znajomy ból w piersi. Znowu to samo. Znowu była druga.
Bogna zawsze była pierwsza, zawsze dostawała to, co najlepsze. W szkole uczyła się na piątki, potem dostała się na prestiżową uczelnię, wyszła za bogatego biznesmena. Miała stylowe mieszkanie, drogi samochód, modne ubrania. A Agnieszka? Zawsze pozostawała w cieniu starszej siostry.
Oraz dom w wiosce Sosnówka wraz z zabudowaniami gospodarczymi i działką o powierzchni tysiąca dwustu metrów kwadratowych zapisuję mojej wnuczce Agnieszce Marii kontynuował notariusz, przewracając stronę.
Agnieszka drgnęła. Dom na wsi? Ten sam, niemal walący się, w którym dziadek mieszkał samotnie w ostatnich latach? Pamiętała go mgliście widziała go tylko kilka razy w dzieciństwie. Wtedy wydawał się gotowy runąć w każdej chwili. Łuszcząca się farba na ścianach, przeciekający dach, zarośnięty ogród wszystko to budziło niepokój.
Bogna w końcu oderwała wzrok od ekranu i spojrzała na siostrę z lekkim uśmieszkiem:
No cóż, Aga, przynajmniej coś dostałaś. Chociaż, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co z tym złomem zrobisz. Może rozbierzesz go i sprzedasz działkę pod letniska?
Agnieszka milczała. Słowa utknęły jej w gardle. Dlaczego dziadek tak zdecydował? Czyżby i on uważał ją za nieudacznika, który choćby nowego domu nie jest wart? Chciała płakać, ale powstrzymała się nie tutaj, nie przed Bogną i tym surowym notariuszem, który patrzył na nią z ledwo dostrzegalnym współczuciem.
Notariusz czytał dalej formalności, wymieniając warunki testamentu. Agnieszka słuchała nieuważnie, nie do końca rozumiejąc, co się dzieje. Dziadek zawsze był sprawiedliwym człowiekiem. Dlaczego więc teraz podzielił spadek tak niesprawiedliwie? Wreszcie formalności dobiegły końca. Notariusz wręczył każdej z sióstr potrzebne dokumenty i klucze.
Bogna gwałtownie podpisała wszystkie papiery, schowała klucze do swojej eleganckiej torebki i wstała. Jej ruchy były pewne, biznesowe.
Muszę już iść, mam spotkanie z klientami powiedziała, choćby nie patrząc na Agnieszkę. Będziemy w kontakcie. Nie przejmuj się za bardzo w końcu dostałaś przynajmniej coś.
I wyszła, pozostawiając za sobą lekki ślad francuskich perfum.
Agnieszka długo siedziała w kancelarii, trzymając klucze do wiejskiego domu. Były ciężkie, żelazne, zardzewiałe na brzegach, staroświeckie, z długimi zębami. Zupełnie niepodobne do eleganckich kluczy, które dostała Bogna. Na zewnątrz czekał już na nią mąż Krzysztof. Stał przy swoim wysłużonym samochodzie, palił papierosa i niecierpliwie spoglądał na zegarek.
Na jego twarzy było widać irytację. Gdy tylko Agnieszka wyszła, zdusił papierosa butem.
No to co dostałaś? zapytał bez żadnego powitania, choćby nie mówiąc cześć. Mam nadzieję, iż przynajmniej coś wartościowego?
Agnieszka powoli opowiedziała mu treść testamentu. Z każdym słowem twarz Krzysztofa stawała się coraz ciemniejsza.
Gdy skończyła, stał przez chwilę w milczeniu, a potem nagle uderzył pięścią w maskę samochodu.
Dom na wsi?! Serio? Znowu wszystko zepsułaś! Twoja siostra dostaje mieszkanie w centrum warte co najmniej milion złotych, a ty jakieś rudery!
Agnieszka wzdrygnęła się na jego brutalność. Wcześniej Krzysztof rzadko przeklinał, ale ostatnio stał się bardziej drażliwy, zwłaszcza jeżeli chodzi o pieniądze.
Nic nie wybierałam próbowała się bronić, jej głos drżał. To była decyzja dziadka.
Ale mogłaś na niego wpłynąć! Pokazać mu, iż zasługujesz na więcej! Porozmawiać, wytłumaczyć sytuację!
Nie Zawsze byłaś zbyt cichą myszką.
Zawsze stałaś z boku, do niczego się nie nadajesz. choćby przyzwoitego spadku nie potrafisz dostać.
Jego słowa cią













