Dwie noce, jeden dzień

twojacena.pl 3 dni temu

Dwie noce i jeden dzień

Kinga raz po raz zerkała na zegarek. Czas wlókł się jak ślimak – powoli i opornie. Do końca pracy została jeszcze cała godzina.

– Ciągle patrzysz na zegarek? Spieszysz się? – spytała główna księgowa, pani Halina Bogumiłówna.

– Nie, ale…

– Facet? W twoim wieku tylko przez faceta kobieta może poganiać czas. A w moim – marzy, żeby go zatrzymać. – Pani Halina westchnęła. – Dobrze, idź. I tak nie masz głowy do pracy.

– Dziękuję! – Kinga zaczęła gwałtownie zamykać program na monitorze.

– Kochasz? – spytała pani Halina z melancholijną ciekawością.

– Kocham. – Kinga spojrzała na szefową prosto w oczy.
Jej biurko stało na ukos, więc doskonale ją widziała. Gabinet był tak mały, iż mebli nie dało się ustawić inaczej. Kinga czuła się jak na egzaminie pod czujnym spojrzeniem przełożonej.

– To czemu za niego nie wyszłaś? Nie proponuje? – Pani Halina zdjęła okulary i przetarła nos. – Ach, rozumiem. Żonaty. I dzieci ma? Klasyka gatunku. Najpierw ukrywał prawdę, a kiedy się przyznał, ty już byłaś zakochana i nie mogłaś zerwać. Obiecał, iż się rozwiedzie, kiedy dzieci podrosną. Tak?

– Skąd pani wie? – Kinga aż otworzyła usta ze zdziwienia.

– Też byłam młoda. Myślisz, iż tylko ty jedna dałaś się złapać na tę haczyk? Dziecko, jeżeli facet nie odszedł od rodziny od razu, to już nie odejdzie. Zaakceptuj to i odejdź sama.

– Ale… ja go kocham.

– Kiedy mu się znudzisz albo – nie daj Boże – żona się dowie, będzie tylko gorzej i boleśniej. Przynajmniej zachowasz godność. I karmy nie psuj. – Pani Halina włożyła okulary, od razu stając się poważna i surowa.

– Pomyśl. W poniedziałek się nie spóźnij. – Nie podniosła wzroku z papierów.

– Kocha ją… – westchnęła pani Halina i pokiwała głową, gdy drzwi gabinetu zamknęły się za Kingą.

A Kinga zbiegła po schodach na parter, pożegnała się z ochroniarzem i wybiegła na ulicę zalana majowym słońcem. Od razu zauważyła samochód Darka i ruszyła w jego kierunku.

– No nareszcie, myślałem, iż nigdy nie wyjdziesz. Stoję tu jak słup ogłoszeniowy na Rynku – burknął Darek, gdy Kinga wsiadła obok niego.

Zapalił silnik, odjechał od biurowca i włączył się do ruchu.

– Dokąd jedziemy? Nic nie zrozumiałam z twojej rozmowy – spytała Kinga.

– Niespodzianka. – Darek rzucił jej obiecujące spojrzenie.
Wystarczył ten jeden krótki wzrok, by serce Kingi zabiło mocniej, a po brzuchu rozlało się słodkie ciepło.

Samochód wyjechał z miasta i pomknął autostradą. Potem skręcił na wąską wiejską drogę, wiodącą między gęstymi drzewami.

Kinga wpatrywała się w asfalt i marzyła, żeby nigdy nie dojechać, jechać tak długo, na koniec świata, tylko we dwoje. Po jakimś czasie w oddali pojawiły się domki letniskowe.

– Jesteśmy – powiedział wesoło Darek.

– Masz tu działkę?

– Ja nie. To domek mojego kumpla. Jego żona jest w zaawansowanej ciąży, więc na działkę w najbliższym czasie nie przyjadą. Mamy ją na cały weekend tylko dla siebie.

– A twoja żona? Tak po prostu cię puściła na cały weekend? – Kinga spojrzała na Darka z niedowierzaniem.

Zatrzymał samochód przy wysokim drewnianym płocie.

– Mamy przed sobą dwie noce i cały dzień. – Darek pochylił się, by pocałować Kingę.

„Tylko dwie noce i dzień – pomyślała ze smutkiem – A potem znowu to samo…”.

Darek oderwał usta, wysiadł i zaczął wyciągać z bagażnika torby. Kinga też wyszła, wdychając pełną piersią świeże powietrze. Pachniało trawą, liśćmi i czymś znajomym, co przypominało wieś u babci…

„Dwie noce i jeden dzień! Tak wiele! Razem!” – pomyślała z euforią Kinga, nie wierząc własnemu szczęściu.

– Podoba ci się? – Darek już stał obok, uśmiechając się z satysfakcją. – Weź to i chodźmy do domu. – Podał jej torbę i ruszył ku furtce z plecakiem na ramieniu.

– Byłeś tu już? – spytała Kinga, czekając, aż Darek otworzy.

– No jasne. W końcu to mój kumpel.

– Przyjeżdżałeś tu z żoną czy…

– Kinga, nie zaczynaj. Nie psuj weekendu. – Darek otworzył zamek i przepuścił Kingę pierwsza.

Weszli do niewielkiego domku.

– Rozgość się. Zaniosę jedzenie do kuchni i włączę lodówkę. Toaleta, niestety, na zewnątrz.

W domu panowała cisza tak gęsta, iż głos Darka brzmiał stłumione. „Po co myśleć o tym, czego nie da się zmienić? Trzeba cieszyć się chwilą, póki jest” – pomyślała Kinga, rozglądając się. W wazonie na szafce stały zasuszone kwiaty. W oknach wisiały proste, wzorzyste firanki. Stół nakryty ceratą w zieloną kratkę. Mały piec dzielił dom na pokój i kuchenny kącik. Na ścianie nad łóżkiem wisiał pluszowy dywan…

Skromnie, swojsko, bez przepychu, ale tak znajomo, jakby już tu była. Jak u babci.

– Chciałabym zostać tu na zawsze – powiedziała Kinga nocą, leżąc na ramieniu Darka. – Z tobą. I żeby nikt między nami nie stawał.

– Mhm – mruknął sennie Darek.

Kinga obudziła się pierwsza i leżała z otwartymi oczami, nasłuchując ciszy, bojąc się poruszyć i obudzić Darka. „Brakuje tylko pelargonii w oknie – pomyślała. – I białej, szydełkowej serwetki z frędzlami”.

Ciszę poranka przerwał cichy dzwonek telefonu. Darek drgnął, sięgnął po spodnie wiszące na krześle i wyjął komórkę.

– Tak – odpowiedział ochrypłym od snu głosem. – Nie… Jaki hałas?… Wszedłem do domu napić się wody… Dobrze, oddzwonię później. – Odłożył telefon i opadł na poduszkę.

Kinga z irytacją pomyślała, iż pani Halina miała rację. Minie jeszcze jedna noc i wszystko wróci do normy – spotkania od czasu do czasu, ukradkiem…

Telefon zadzwonił ponownie. Darek nieKinga spojrzała w okno i nagle uświadomiła sobie, iż już nigdy nie pozwoli, by czyjeś kłamstwa zabrały jej uśmiech, bo prawdziwe szczęście nie mieszka w cudzych cieniach.

Idź do oryginalnego materiału