Dwie melodie przyjaźni w sercu Polski

newsempire24.com 5 dni temu

Grażyna i Jagoda znały się od przedszkolaków. Mieszkały po sąsiedzku w kamienicy przy ulicy Słonecznej i chodziły do tej samej żłobka. Ich przyjaźń była tak stała jak ławka na podwórku czy stara grusza w parku. Raz pod tą gruszą schowały się przed deszczem, dzieliły się cukierkami, które Jagoda zawsze trzymała w kieszeni, a potem zasypiały w obok leżących łóżeczkach, splatając ciemne i jasne kosmyki włosów w jeden nieuporządkowany warkocz.

Rodziny były zupełnie różne, niczym dwa instrumenty w orkiestrze dzieciństwa, ale ich melodie dziwnie do siebie pasowały.

Rodzina Grażyny była porządkowa. Ojciec, Piotr Kowalski, pracował inżynierem w fabryce w Bielsku-Białej, a matka, Anna Kowalska, uczyła w szkole muzycznej. W ich mieszkaniu zawsze unosił się zapach świeżo wypieczonych bułeczek i wosk z wypolerowanego parkietu. Wszystko było poukładane: książki w równych rzędach, obiad podawany o stałej porze, a weekendowe plany omawiane przy stole z obrusikiem odprasowanym na ostro.

Anna marzyła, by Grażyna została pianistką, więc od sześciu lat siedziała ją przy lśniącym, czarnym fortepianie. Dziewczynka grała gamy, wpatrując się w okno, zza którego słychać było beztroski zgiełk sąsiadów.

Rodzina Jagody była twórczym chaosem. Matka, Dorota, szyła kostiumy dla krakowskiego teatru, a ich mieszkanie przypominało składowisko rekwizytów. W rogu stał kartonowy rycerz w zbroi, na krześle wisiało baletowe suknie z lat 30., a na kuchennym blacie, pośród tkanin i szpilek, leżała gliniana maska z podniesionymi brwiami. Ojca Jagody nie było, a Dorota wypełniała pustkę miłością, pracą i lekkim, artystycznym rozgardią. Nie było tam sztywnych reguł, ale nigdy nie było nudno.

To właśnie u Jagody Grażyna po raz pierwszy poczuła smak prawdziwego, lekko szalonego życia. Uporządkowana dziewczynka w wyprasowanej sukience zachwycała się tiulami i piórami, brudziła dłonie klejem i farbą, a przy herbacie z domowym dżemem słuchała opowieści Doroty o kulisach teatru. Dom Jagody stał się dla Grażyny bramą do barwnego, wolnego świata.

Dla Jagody dom Grażyny był wyspą stabilności i ciepła. Ona uwielbiała odwiedzać ich, kiedy Anna na to pozwalała, siedzieć przy tym idealnym stole, jeść idealne serniczki i czuć się częścią przewidywalnego, bezpiecznego wszechświata. Piotr od czasu do czasu pokazywał jej proste sztuczki z monetami, a jego spokojna, męska energia była dla niej cichą otuchą. Kiedy Grażyna siadała przy fortepianie, Jagoda przysłuchiwała się w kącie, zauroczona. Dla niej muzyka przyjaciółki była nie rutyną, a magią.

Matki patrzyły na siebie z uprzejmą czujnością. Anna przyglądała się kreatywnemu bałaganowi Doroty, kiwając głową w duchu taki jest jej świat, i cieszyła się, iż jej Grażyna dorasta w dyscyplinie. Dorota uważała rodzinę Grażyny za trochę nudną, ale była wdzięczna, iż jej Jagoda zawsze ma co jeść, jest pod opieką i pachnie czystością.

I co ciekawe, te dwa różne światy nie rywalizowały, a uzupełniały się niczym yin i yang. Kiedy w piątej klasie Jagoda przeżyła pierwszą miłosną dramę, płakała nie przy mamie, a na idealnie pościelonej łóżeczku Grażyny, a Anna, łamiąc wszystkie zasady, przyniosła im kakao z piankami na tacy. A kiedy Grażyna po raz pierwszy dostała czwórkę z matematyki i bała się iść do domu, to Dorota spotkała ją w klatce schodowej z kupą tkanin, nakarmiła plackami i przekonała, iż jedna ocena to nie wyrok.

Ich przyjaźń, spleciona z jasnych i ciemnych włosów, okazała się silniejsza niż się wydawało. Zbudowana nie tylko na ich własnych sekretach i śmiechu, ale i na woni wanilii z jednego mieszkania i kleju teatralnego z drugiego. Z dwóch matczynych miłości, tak różnych, a jednak równie mocnych, powstały mosty nad przepaścią codziennych różnic, tworząc wspólny, niezwykle barwny świat.

Lata przelatywały, a po szkole ich drogi się rozeszły, choć nie zerwały się raczej rozciągnęły jak gumka, gotowa w każdej chwili wrócić.

Przełom nastąpił w liceum. Anna zaczęła szukać sukienek na koncerty w Akademii Muzycznej, ale Grażyna nagle się sprzeciwiła.

Nie chcę iść do konserwatorium powiedziała pewnego wieczoru, patrząc gdzieś poza fortepian.

W pokoju zapadła zaskoczona cisza.

Dlaczego? Masz talent! Całe życie ćwiczyłaś! zapytała Anna, drżącą głosem.

Grażyna zaciśnęła pięść.

Nie chcę żyć w świecie tylko gam i cudzych sonat. Chcę zrozumieć, jak działa prawdziwy świat. Jak płyną pieniądze, jak działają firmy. To też jest muzyka, mamo, tylko inna.

Anna była w rozpaczy. Brzmiało to dla niej jak zdrada nie tylko jej marzeń, ale i samej sztuki.

Wtedy Jagoda, siedząca przy kuchni z Piotrem, znalazła odpowiednie słowa.

Pani Anno powiedziała cicho wasza Grażyna nie uciekają od muzyki. Ona po prostu szuka własnego instrumentu.

Grażyna wybrała ekonomię w Warszawie. Jej matematyczny umysł, wykształcony przez dziecięcą muzykę, odnajdywał się w skomplikowanych wzorach i modelach finansowych. Zanurzyła się w naukę, potem w pracę. Dni wypełniały kursy, staże w międzynarodowej firmie, terminy. Mówiła językiem wykresów i KPI, a szafa wypełniła się drogimi, idealnie skrojonymi garniturami. Osiągnęła to, o czym marzyła: karierę, niezależność finansową, status.

Jednak wieczorami, wracając do stylowego mieszkaniastudia, czuła pustkę. Życie było jej, wybrane własnoręcznie, i podobało się jej, ale brakowało czegoś, co kiedyś dawało sens.

Jagoda pozostała w Krakowie. Poszła do szkoły artystycznej, a po ukończeniu otworzyła małą pracownię. Tworzyła unikalne ubrania, przywracała życie starym, zabytkowym rzeczom. Matka zawsze ją wspierała, a jej doświadczenie kostiumowca przemieniało każdy projekt w małe dzieło sztuki. W pracowni gromadziły się kreatywne dusze: studenci, aktorzy z teatru matki, muzycy. Dorota z zapałem pomagała córce, a ich nocne dyskusje o fasonach z lat 20. i koronkach stały się najcenniejszymi chwilami.

Kontakt Grażyny i Jagody ograniczał się do rzadkich wiadomości i lajków pod zdjęciami. Grażyna widziała zdjęcia: Jagoda przy pracy, vintage sukienka na manekinie, kotka mrucząca w koszu z tkaninami. Wśród korporacyjnych wyjazdów i teambuildingów te proste euforii wydawały się utraconym rajem.

Jagoda obserwowała szybki sukces przyjaciółki z dumą i lekką nostalgią. Moja Grażyna podbija świat pomyślała, patrząc na zdjęcie przy wieżowcach biznesowej dzielnicy. W jej pracowni, pachnącej skórą i farbą, zrobiło się trochę ciszej.

Ich życia toczyły się własnym rytmem, ale przyjaźń, którą kiedyś wydawało się, iż zostaje w przeszłości, nagle przypomniała się.

Pewnego dnia Grażyna, pakując się po przeprowadzce, znalazła w spodzie walizki starą fotografię. Były razem pod tą samą gruszą, mając po siedem lat, przytuleni. Gdy patrzyła na te szczęśliwe twarze, ogarnęło ją przytłaczające poczucie straty jakby zgubiła przyjaciółkę, tę, co potrafiła cieszyć się po prostu.

Tej samej nocy napisała Jagodzie długą wiadomość. Nie o sukcesach, a o tym, jak czasem czuje się samotna w hałaśliwym mieście pełnym ludzi, jak zmęczona jest dusza od liczb i wykresów, jak zazdrości prostoty, której każdy kadr w jej pracowni jest pełen sensu.

Odpowiedź przyszła po piętnastu minutach. Grażynka, głupia myślałam, iż jesteś taka ważna, iż nasz artystyczny bałagan cię nie dogoni. Tęskniłam za tobą codziennie.

Tak odnowiły kontakt. Nie pisały codziennie ich tempo życia było zbyt różne ale wideorozmowy stały się rytuałem oczyszczenia. Grażyna, rozciągnięta na włoskiej skórzanej kanapie, słuchała, jak Jagoda i Dorota spierają się o odcień koralików do teatralnej korony. Jagoda natomiast wciągała się w wyzwania Grażyny i dawała praktyczne rady, które okazywały się genialnie trafione.

Jednak pewnego dnia Grażyna poczuła, iż tych rozmów już za mało. Chciała poczuć zapach rodzinnego miasta i przytulić się do przyjaciółki na żywo.

Decyzja zapadła jak wiosenny deszcz. Szef zaoferował jej tydzień urlopu pierwszy od trzech lat. Spalasz się, powiedział łagodnie, i Grażyna nie mogła mu odmówić. Zamiast lecieć nad morze, kupiła bilet kolejowy do Krakowa.

Nie dała znać ani rodzicom, ani Jagodzie. Coś w jej sercu wołało, by zrobić niespodziankę.

Spotkanie z rodzicami było pełne łez i radości. Anna, zapominając o surowości, płakała, przytulając córkę, a Piotr, milcząco, mocno ściskał jej dłoń. W ich przytulnym mieszkaniu znów unosił się zapach wanilii z dzieciństwa, a ciężar w sercu Grażyny zaczął topnieć.

Wieczorem, przy herbacie, zadzwoniła do Jagody.

Cześć, to Grażyna. Jestem w mieście.

Po chwili ciszy rozległ się radosny okrzyk.

Gdzie jesteś?! Nie ruszaj się, jadę!

Po dwudziestu minutach przy drzwiach stała zadyszana Jagoda. Spojrzały na siebie sekundę, a potem rzuciły się w objęcia, jakby znów były siedmiolatkami, jednocześnie płacząc i śmiejąc się.

Grażynka, to naprawdę ty? zadyszana powiedziała, ocierając łzy rękawem. Co za istotny ptak przyleciał.

A ty wciąż taka sama odparła Grażyna ze śmiechem.

Usiadły przy kuchennym stole rodziców, a czas cofnął się wstecz. Zamiast kakao z piankami w szklankach lśniło musujące wino, a rozmowy nie o lekcjach, a o dorosłych sprawach. Jednak poczucie pełnego zrozumienia i lekkości pozostało niezmienne.

Następnego wieczoru poszły do kawiarni. Rozmawiając, nie zauważyły, jak mija czas.

Przy sąsiednim stoliku siedział chłopak, który czytał książkę, ale co chwilę zerkał w ich kierunek, śmiejąc się cicho. Kiedy Jagoda posprzątała rozlaną winogroną wino, podszedł do Grażyny.

Przepraszam za bezczelność mrugnął nieśmiało. Nie mogłem nie zauważyć, iż naprawdę promienieciecie, kiedy rozmawiacie. Rzadko dziś spotyka się taką prawdziwą, żywą rozmowę.

Grażyna, zwykle powściągliwa wobec nieznajomych, odpowiedziała:

Nie widzieliśmy się latami. Nadganialiśmy zaległości.

Wtedy Jagoda wróciła, spojrzała na niego i usiadła.

To Maksymilian przedstawiła go Grażyna. Zachwycony naszą przyjaźnią.

I słusznie dodała Jagoda. Siadajcie, bo nasze dyskusje mogą wydawać się nieco dziwne. Właśnie przeszłyśmy od awangardowego kroju do niuansów prawa korporacyjnego.

Maksym był lokalnym blogerem, opisującym ciekawych ludzi z miasta. Nasza historia poruszyła go tak bardzo, iż poprosił o pozwolenie napisać o nas i podał swój numer.

Wiecie, powiedział, żegnając się, w świecie, w którym wszyscy rozmawiają przez ekrany, wasza opowieść jest jak oddech świeżego powietrza. To prawdziwa rzadkość.

Jagoda uniosła brew:

Co myślisz, Grażynko? Lubiłaś go?

To nie o to chodzi odparła Grażyna z półuśmiechem. Po prostu dzisiejszy wieczór był kolejnym dowodem, iż kiedy robimy krok w stronę przeszłości, przyszłość podsuwa nam miłe niespodzianki.

Wyszły z kawiarni, a powietrze było czyste, latarnie odbijały się w kałużach. Idąc razem, milczały nie dlatego, iż nie było o czym mówić, ale dlatego, iż wszystko, co ważne, już zostało powiedziane. W tej ciszy czułyI tak ich przyjaźń, spleciona z nut ekonomii i sztuki, trwała wiecznie.

Idź do oryginalnego materiału