**Dwa Bracia, czyli Jak Życie Wszystko Ułożyło Po Swojemu**
Kiedy byłem mały, nie zastanawiałem się nad tym, iż nie mam ojca. Wystarczała mi miłość mamy. Ale w gimnazjum koledzy zaczęli się przechwalać — czyj tata ma lepszy samochód, czyj telefon jest droższy. Ja milczałem. Bo czym miałem się chwalić? Nie mieliśmy auta, mój telefon był najzwyklejszy. Mama pracowała w przychodni jako lekarka, a jej znajomi to głównie staruszkowie.
Pewnego dnia po szkole zapytałem mamę o ojca.
— Nie pamiętasz go? Gdy miałeś trzy lata, znalazł sobie inną kobietę. Nie potrafiłam wybaczyć zdrady. Rozwiedliśmy się, a on odszedł do niej. Na początku przychodził, przynosił ci prezenty, choć tanie. Potem urodziło mu się dziecko… — mama westchnęła.
Jej oczy stały się smutne, więc postanowiłem więcej nie pytać. Po co? Skoro on mnie nie chciał, to i ja go nie potrzebowałem. Za to miałem najlepszą mamę — młodą, piękną, znaną w całej okolicy. Byłem z niej dumny.
A potem w życiu mamy pojawił się mężczyzna. Wieczorami i w weekendy często gdzieś wychodziła — na urodziny koleżanki, w odwiedziny, albo „pilni pacjenci” wymagali jej uwagi. Tak mówiła. Ale ja już nie byłem dzieckiem. Do pacjentów nie chodzi się w eleganckich sukienkach i z perfumami. Wracała do domu z bukietami, uśmiechnięta, z błyszczącymi oczami.
Pewnego dnia, gdy stroiła się przed lustrem, nucąc, zapytałem wprost:
— Mamo, idziesz na randkę? Masz kogoś?
Zaskoczona, zastygła na moment, potem odwróciła się do mnie. Jej policzki się zaróżowiły, a wzrok nabrał winnego wyrazu.
— Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć… Ty zawsze będziesz dla mnie najważniejszy. Ale…
— Nie musisz. Jestem dorosły, rozumiem. To poważne? Wyjdziesz za niego?
— Nie wiem jeszcze. A ty… jesteś przeciw?
— Nie. Tylko… przywykłem, iż jesteśmy sami. Ale jeżeli się pobierzecie, nie będę go nazywał tatą.
— On jest dobry. Od dawna chciałam was poznać, bałam się tylko.
— Niech przyjdzie — odparłem, udając obojętność.
Przytuliła mnie, szepcząc, iż jest ze mnie dumna. Chciałem powiedzieć, iż nie chcę się nią dzielić, iż nikogo nie potrzebujemy, ale tylko sięW niedzielę poznałem Jacka Kowalskiego, który okazał się zwyczajnym, ciepłym człowiekiem, i choć początkowo się buntowałem, z czasem zrozumiałem, iż szczęście mamy jest ważniejsze niż moje dziecinne kaprysy, a życie i tak pokazało, iż rodzina to nie tylko krew, ale także ci, którzy po prostu są.