Dwa bukiety dla mamy – chwile pełne miłości i wdzięczności

newsempire24.com 1 miesiąc temu

Najbardziej ulubionym miejscem małego Jasia w domu była ta ogromna, stara, ciemnobrązowa szafa stojąca w rogu pokoju, który dzielili z rodzicami. Drzwiczki, ciężkie jak kamień, zawsze trzeszczały i skrzypiały, gdy małe rączki Jasia je otwierały. Chłopiec chowował w niej swoje najprostsze zabawki misia z podciętym uchem, klauna w wielkim niebieskoczerwonym kapeluszu, który dostał od mamy na sylwestra, oraz konika. Tak, właśnie konika.

Konik kiedyś był czarny, z grzywą lśniącą jak skrzydła kruka. Z czasem czarny plastiku popękał i miejscami wypalił się na słońcu, ale grzywa pozostała prawie nienaruszona. Jaś lubił go i regularnie podsuwał mu siano.

Ta szafa była dla Jasia tajemnym światem, jego własną Narnią, gdzie działy się prawdziwe cuda: klaun zamieniał się w rycerza, który galopował na wiernym koniku i bronił pięknej księżniczki przed złowieszczym misiem. Co się działo potem, chłopiec jeszcze nie wymyślił, a w najciekawsze momenty gry wpadała babcia, szukając go po całym domu.

Jasia trochę przerażała babcia. Zawsze miała brudne, splątane ręce (bo przecież po całym dniu w kuchni), twarz pokrytą zmarszczkami jak pole po wiosennym oraniu i głos ostry, jak szczekanie ich psa Azora, który przez cały rok spędzał się w budce przy podwórku i, jak się wydawało, przeziębił się i szczekał chrapliwie.

Jaś szczególnie współczuł Azorowi zimą, gdy szalony lutyowy wiatr prawie wyrywał okna, a zaśnieżona burza zakrywała budkę po brzegi. Pewnej bardzo mroźnej nocy wyszedł cicho z domu w flanelowej piżamie z misiami i w skarpetach, by ratować psa. Po drodze dogonił go podenerwowany głos mamy i rozgniewany okrzyk babci. Mama stała na progu w przytulnej kurtce, wpatrywała się w ciemność i wołała:

Jasiu, gdzie jesteś?

Za nią dudniła babcia:

Wracaj, łobuzie! Na co się wspinasz, głupcze! Cały w kłopotach od swojego nieobecnego tatka!

Nieobecny tatek nigdy nie był w domu miał dalekobieżną pracę. Jasio nie do końca wiedział, co to znaczy, ale domyślał się, iż tata jest ważniejszy od niego, bo przyjeżdżał rzadko, poklepał synka po plecach, zapytał co u ciebie? i odszedł spać.

Babcia nazywała go dalekobabą, a mama zasłaniała oczy i mówiła:

Nic się nie martw, skarbie, damy radę! Jesteś moim szczęściarzem, już prawie dorosły chłopiec. Popatrz, co ci dam. To zegarek taty. Tak jak u dorosłych. Tata przyjedzie, kiedy małe i duże wskazówki spotkają się na dole, a w okienku daty napisze 12. Zapamiętaj, nie zgub.

Jaś był bardzo dumny, iż ma tatowy zegarek, tak jak dorosły. Trochę jednak czuł się niezręcznie, patrząc jak przyjaciel Zbyszek wesoło podskakuje w niedzielny poranek z wędką w ręku: tata ma duży spinning, a Zbyszek ma mały wężyk i wiaderko, w którym zawsze nic nie łapie.

Nawet sześciolatka Jagoda, którą Jaś szczerze uważał za nieogarniętą, bo jeszcze nie potrafiła czytać, w przeciwieństwie do niego, który w pięciu latkach już pewnie odczytywał napisy Apteka i Optometria (choć nie zawsze rozumiał różnicę), z dumą co tydzień wsiadała w białego Poloneza swojego taty i jechała z nim na targ.

Jaś marzył, iż kiedyś tata wciągnie go do swojej dużej ciężarówki, na której pracuje, i pojeżdżą razem po męskie sprawy. Ale w te rzadkie dni, kiedy tata był w domu, nie miał czasu w Jasia kłócili się z mamą. Mama płakała, babcia podgrzewała herbatę, tata walił drzwiami i wychodził na zewnątrz po papierosa. Mały chował się w ukochanej szafie i płakał, przytulając swojego wiernego misia. Prawdziwi mężczyźni przecież nie płaczą, ale ani miś, ani klaun nikomu o tym nie powie. To ich mała tajemnica.

Tego dnia był dzień urodzin mamy. Jaś pędził z podwórka, gdy nagle zatrzymał się. Na chodniku naprzeciwko zobaczył tatę, który trzymał za łokieć jakąś młodą kobietę w czerwonej sukni. Śmiała się, a w jego rękach lśnił bukiet róż taki duży i piękny, iż chłopcu zaparło dech.

Dla mamy! przeskoczyło w głowie. Dzisiaj przecież jej święto! Musi to być dla niej! serce mu zabiło radością.

Wieczorem mama i babcia nakryły świąteczny stół: aromatyczne ziemniaki prosto z piekarnika, przezroczysty galaretkowy rosół w miseczkach, chrupiące ogórki z piwnicy i ogromny tort udekorowany różami z kremu. Jedna róża na torcie jednak brakowała: Jaś nie wytrzymał i podkraść się ją wziął wcześniej. Kiedy goście już zasiadli, wrócił tata, niosąc bukiet ale nie ten. Skromne białe chryzantemy, owinięte w szary papier. Mama rozpromieniała się, objęła go za szyję i, jak mała dziewczynka, wybuchła śmiechem.

Jaś wziął głęboki oddech, otworzył usta, chciał zapytać, gdzie podziały się te pierwsze kwiaty, ale spojrzał na mamę w nowej różowej sukni wyglądała jak z okładki, jej policzki zarumieniły się od euforii albo od tańca. I Jaś milczał.

Później siedział w ciemnej szafie, pośród misia i klauna, kręcąc na nadgarstku tatowy zegarek. Kiedyś taki ważny, dorosły, czarujący. Wskazówki stały nieruchomo, jakby nie chciały ruszyć. Kilka razy próbował je ruszyć, ale na nic. Łzy prawie wypłynęły, ale tym razem nie zapłakał. Zrozumiał, iż płakać to bez sensu. Nie był już małym chłopcem, który czeka na tatę przy drodze.

Jaś położył zegarek na półce między misiem a klaunem i delikatnie zamknął drzwi szafy. W jego Narni nie było już cudów. W pokoju mama cicho nuciła, rozpakowując prezenty. Jaś podszedł, objął ją w talii i poczuł, jak się lekko trzęsie.

Jestem z tobą, mamo powiedział cicho, ale stanowczo. Zawsze będę przy tobie.

Idź do oryginalnego materiału