Duchowny twierdził, iż rozmawia ze zmarłymi. Gdy zabił żonę, nie przewidział jednego

gazeta.pl 10 godzin temu
Zdjęcie: Diane Wickens i David Chenery/screen youtube.com/TheCrimewatchUK


Diane Chenery-Wickens pracowała jako makijażystka przy największych produkcjach BBC i miała przed sobą całe życie. Kobieta zginęła z rąk swojego męża. Wszystko dlatego, iż po 11 latach wspólnego życia odkryła jego liczne zdrady i oszustwa. O mrożącej krew w żyłach zbrodni było przed laty bardzo głośno.
O tajemniczym morderstwie Diane Chenery-Wickens swego czasu pisały wszystkie media. Kobieta zginęła z rąk swojego męża, kiedy odkryła jego zdrady. Przez wiele lat związku była notorycznie okłamywana i żyła w błogiej nieświadomości, przekonana o tym, iż jej małżeństwo jest szczęśliwe. Prawda na temat jej śmierci wyszła na jaw dopiero po kilku miesiącach.


REKLAMA


Zobacz wideo Nicole odeszła z sekty mormonów. Teraz edukuje na TikToku


Duchowny zamordował żonę, bo odkryła jego zdrady. Ciało zakopał w lesie
David Chenery-Wickens jest duchownym, który założył kościół spirytystyczny w Crowborough. Utrzymywał, iż ma nadprzyrodzone zdolności rozmawiania z duchami. Ze swojego rzekomego "talentu" zrobił karierę. Za odpowiednio wysoką opłatą organizował seanse spirytualistyczne, podczas których twierdził, iż kontaktuje się ze zmarłymi. Organizowanie tego rodzaju spotkań było nie tylko jego sposobem na zarobek, ale także poznawanie kobiet i wdawanie się w romanse. Właśnie podczas jednego z takich wydarzeń w 1997 roku poznał Diane, która była profesjonalną makijażystką.
Kobieta pracowała dla telewizji BBC i w związku z wykonywanym zajęciem miała okazję być na planie wielu popularnych produkcji takich jak m.in. "Duma i uprzedzenie" i "Liga dżentelmenów", co przekładało się także na jej zarobki. Kiedy Diane poznała duchownego, między parą od razu zaiskrzyło. David dla swojej nowej miłości rozstał się z pierwszą żoną, z którą doczekał się dwójki dzieci. Przez 11 lat związku Diane wspierała męża nie tylko duchowo, ale także finansowo. Nie zdawała sobie sprawy, iż przez ten cały czas była oszukiwana. Jej partner spotykał się z innymi kobietami i regularnie korzystał z sekstelefonu dla osób homoseksualnych. Od swoich kochanek wyłudzał także pieniądze pod pretekstem wydatków na leczenie. Na tym nie koniec jego oszustw, bo duchowny podrabiał też czeki.


Dopiero po 11 latach relacji Diane odkryła w bilingach z telefonu męża, iż regularnie pojawiają się tam trzy nieznane numery. Kobieta postanowiła pod nie zadzwonić i właśnie wtedy na jaw wyszły liczne zdrady i oszustwa Davida. Kiedy duchowny się o tym dowiedział, stwierdził, iż nie może pozwolić, aby żona nagłośniła jego nikczemne zachowanie i tym samy zrujnowała jego karierę, więc postanowił ją zabić. W toku późniejszego śledztwa nie ustalono, czy kobieta została uduszona, czy zadźgana, bo zwłoki uległy już znacznemu rozpadowi. Duchowny zamordował żonę, a jej ciało zakopał w lesie 25 kilometrów od domu. Zwłoki kobiety odkryto dopiero po pięciu miesiącach. Natknęli się na nie przypadkowi spacerowicze.


Makabryczna zbrodnia w końcu wyszła na jaw. Na biżuterii znaleziono zaschnięte ślady krwi
David Chenery-Wickens dopiero po jakimś czasie zgłosił zaginięcie żony. Zrobił to dopiero wtedy, kiedy w pracy kobiety zaczęto niepokoić się jej przedłużającą się nieobecnością. Duchowny początkowo twierdził, iż jego żona nie wróciła z wypadu do Londynu, gdzie miała pojechać z nim pociągiem na umówioną wizytę fryzjerską. Policja gwałtownie odkryła, iż wersja duchownego nie zgadza się z rzeczywistością. Na nagraniach z monitoringu uchwycono, jak stał na dworcu, ale nie było przy nim żony. Zgodnie z późniejszymi ustaleniami policji okazało się, iż mężczyzna był w popełnionej przez siebie zbrodni wyjątkowo nieostrożny w kwestii zacierania śladów. Odkryto, iż sprzedawał ulubioną biżuterię zamordowanej partnerki, na której można było znaleźć ślady krwi. David kontaktował się także z jedną z kochanek i dopytywał się, jak usunąć z dywanu ślady krwi, które rzekomo się na nim znalazły z powodu jego krwotoku z nosa. Kiedy policja odkryła wszystkie jego kłamstwa, duchowny gubił się w zeznaniach i przekonywał, iż Diane sama od niego odeszła. Ostatecznie uznano go za winnego morderstwa i skazano na dożywocie z możliwością ubiegania się o zwolnienie warunkowe po odbyciu 18 lat kary, a to znaczy, iż już w 2027 roku będzie mógł się o nie ubiegać. Jak informował "Daily Mail" sędzia podczas rozprawy miał nazwać duchownego "drapieżcą, kłamcą i oszustem". Znaliście wcześniej tę historię?
Idź do oryginalnego materiału