Drzo kupuje pianino.

drzoanna2.wordpress.com 1 tydzień temu

Historię mojego starego pianina zna chyba każdy, tyle razy ją opowiadałam znajomym, jednak tu przypomnę ją pokrótce, ponieważ ma ona wpływ na opisywany niżej rozwój wydarzeń.

Moje pianino wyprodukowała berlińska firma L.Schmidt, miała ona filie także poza granicami Niemiec, jednak po uważnym przestudiowaniu poniższego linku

https://www.jvanmedevoort.nl/piano_info_bouwjaar_schmidt_l.htm

można zauważyć, iż identyczne logo posiadały poza macierzystą jedynie pianina z toruńskiej filii fabryki i z norweskiej, w Oslo.


Nie wiem niestety, kiedy dokładnie pianino owo pojawiło się w mojej rodzinie, czy pod koniec 19, czy już na początku 20 wieku, jedno jest jednak pewne: tuż przed wybuchem 2 wojny światowej, ewentualnie w okolicy 17 września, razem z innymi spakowanymi w pośpiechu meblami wyjechało ze Złoczowa, gdzie mieszkali wtedy moi dziadkowie (to jakieś 50 km na wschód od Lwowa), w dokładnie przeciwnym kierunku, na zachód, do Tarnowa.
Rodzinna opowieść głosi, iż dziadkowie musieli wybierać między nim a ogromnym Steinwayem, pozostawili także część mebli, rodzinną porcelanę, szkło i z inne, cenne i drogie sercu, ale tłukące się przedmioty.

Kiedy po studiach osiadłam w Krakowie na dobre, mojej Mamie udało się zorganizować transport pianina z Tarnowa plus wniesienie na 1 piętro mojego domu.
Przyznam szczerze, iż nie mam pojęcia, jakim cudem dokonali tego tragarze, pianino bowiem ważyło z pół tony, najwięcej chyba przepiękna, rzeźbiona, mosiężna płyta, na której umocowano struny.
Do dziś można odtworzyć jego drogę od drzwi wejściowych aż pod ścianę w salonie, jego kółka wyrzeźbiły bowiem wyraźne wgłębienia w parkiecie 🙂
Obie przeprowadzki bankowo wpłynęły na kondycję instrumentu, szczególnie, jak podejrzewam, ta druga, Mamie zależało bowiem na niskich kosztach przewozu, a za tym najczęściej idzie brak fachowości.
Pamiętam, iż w kilkuletnich odstępach czasu dwukrotnie wzywałam stroiciela, no i ten drugi stwierdził, iż sory wielkie ale prawda jest taka, iż mosiężna płyta jest pęknięta a mocowania strun rozchwiane, dodajmy jeszcze opłakany stan młoteczków – i w takim stanie po każdorazowym nastrojeniu już po paru dniach/tygodniach strój przestaje trzymać i fałsze walą po uszach. Pianino mogł uratować jedynie generalny remont, połączony z wymianą tej przecudnej płyty, strun, mocowań, jednak w efekcie pozostałaby jedynie obudowa… całe wnętrze, całą duszę pianina wymieniono by na nową, a wtedy uległby zniszczeniu jego charakter, jego wartość jako jednej z najcenniejszych rodzinnych pamiątek.
Dlatego już jakiś czas temu podjęłam decyzję o zakupie nowego instrumentu.
W ciągu ostatnich lat, gdy na rozstrojonym pianinie nie dało się już grać, masakrycznie tęskniłam za tymi wszystkimi moimi pożal-się-boże interpretacjami, czy raczej sztubackimi wersjami metalowych ballad, piosenek Okudżawy i Kaczmarskiego, Lacrimosy i wszystkiego, czego lubiłam słuchać, włączając w to SOAD czy Agathodaimon.
Wiedziałam też, iż faktycznie, moje mieszkanie jest spore, ale bez przesady, muszę się zadowolić pianinem cyfrowym.
Po pełnych emocji paru dniach grzebania w necie wiedziałam już mniej więcej, czego szukam.
Wiedziałam też, iż w grę wchodzi jedynie jakiś pobliski sklep muzyczny, muszę przecież dotknąć, spróbować, usłyszeć dźwięk, a na wędrówki po mieście nie mam po prostu czasu.
Zresztą super się składało – bliziutko, w Rynku Podgórskim, pracował przeca znajomy Kamil, w razie czego pomoże czy doradzi… no i gdzieś pod koniec marca wybrałam się tam na rekonesans 🙂
Okazało się, iż w międzyczasie Kamil zajął się profesjonalną naprawą gitar, jednak w sklepie Riff pracują strasznie fajne chłopaki, nie tylko, iż przystojniaki w klimacie metalowym, ale profesjonalne, uczynne i w ogóle.
Miałam praktycznie nieograniczony czas, żeby sobie towar pooglądać, wypróbować i pograć, wymieniono mi też zalety i wady poszczególnych egzemplarzy. Na każde najdurniejsze pytanie dostawałam rzeczową odpowiedź (a gdzie jest pedał? Jak zmienia się brzmienie na, przykładowo klawesyn czy skrzypce czy coś, czy to jest kurde jeden klik czy klawiatura jak w lapku, bo ja to jezdem głupia blondynka)
Podczas drugiej wizyty zdecydowałam się ostatecznie i dokonałam wyboru.
Musiałam tylko troszkę poczekać, bo na stanie był jedynie biały egzemplarz, a ja chciałam w jedynie słusznym kolorze.
No i zaraz po Wielkanocy esemesik, iż już jest, Moje Kochane Dziecko instrument odebrało i przytargało na Orawską.
Od razu wzięło się też do instalacji ustrojstwa w moim pokoju. Było trochę śmiechu, bo najpierw nie mogliśmy znaleźć kabla zasilającego, szybki telefon do sklepu i Najuprzejmiejszy Na Świecie Sprzedający wyjaśnił nam grzecznie i rzeczowo, gdzie jest ukryty.
Potem mieliśmy wątpliwości co do ustawienia klawiatury na stelażu, czy trza jakoś specjalnie mocować, czy są jakieś uchwyty, których ślepoty nie widzimy… więc znowu myk myk wystukałam nr sklepu i znowu najspokojniej i najgrzeczniej na świecie udzielono nam wszechstronnej odpowiedzi. Usłyszałam nawet, iż luz i spoko, proszę dzwonić choćby i 10 razy jeszcze, pomożemy we wszystkim, co tylko będzie trzeba. Dostałam też szczegółową instrukcję, w jaki sposób przedłużyć sobie okres gwarancji do 5 lat.
No japierdole no, super chłopaki w tym Riffie pracują, co nie? 🙂

No i końcem końców MAM PIANINO.


Mam na czym grać i czym radować sąsiedzkie dusze 😛
Z utęsknieniem wypatruję zakończenia roku szkolnego i zwiększonej dawki wolnego czasu.
Można rzec, iż plan na wakacje już jest gotowy 😀
A moje stare pianino niech przez cały czas służy jako półka na porcelanę i ołtarzyk Lacrimosowy, oczywiście 🙂

więcej w tej kategorii: https://drzoanna.wordpress.com/category/blog-spis-tresci/

Idź do oryginalnego materiału