**Drugi szans**
– Joanna, czy idziesz już do domu? – Przyjaciółka Kasia z niecierpliwością stukała wypielęgnowanymi paznokciami w blat biurka.
– Nie, jeszcze zostanę. Mąż ma po mnie podjechać – powiedziała Joanna bez skrupułów, kłamiąc w żywe oczy.
– No, jak chcesz. Do jutra. – Kołysząc biodrami, Kasia wyszła z gabinetu.
Pracownicy jeden po drugim opuszczali biuro. Za drzwiami słychać było pośpieszne kroki i stukot obcasów. Joanna wzięła telefon i zamyśliła się. *„Pewnie już wypił piwo, leży przed telewizorem z brzuchem do góry”*. Westchnęła i nacisnęła przycisk wybierania. Po trzech długich sygnałych usłyszała najpierw szum telewizora, a dopiero potem głos Wojtka:
– Słucham.
– Wojtek, pada, a ja mam zamszowe buty. Odbierz mnie.
– Joasiu, wybacz, nie wiedziałem, iż zadzwonisz, już piwo wypiłem. Weź taksówkę – odparł mąż.
– Jak zawsze. Nic innego się po tobie nie spodziewałam. A gdyś mi się oświadczał, obiecywałeś nosić na rękach.
– Kochanie, mecz… – W słuchawce rozległy się okrzyki kibiców, a Joanna rozłączyła się.
Minęły czasy, gdy mąż czekał na nią pod biurem. Wtedy nie miało samochodu, ale i tak codziennie po nią podjeżdżał. Joanna westchnęła, wyłączyła komputer, ubrała się i wyszła.
Ciszę korytarza przerwał stukot jej obcasów. Wszyscy już dawno wyszli. W głównym holu na parterze przy recepcji stał wicedyrektor Tomasz Nowak i rozmawiał przez telefon. Wysoki, wysportowany, w długim czarnym płaszczu, bardziej przypominał hollywoodzkiego aktora niż zwykłego pracownika biura. Kobiety plotkowały, iż jest kawalerem.
Joanna zawsze miała cięty język i stwierdziła, iż pewnie coś z nim nie tak, skoro taki przystojniak wciąż sam.
– Chodzi z jakąś modelką. Zapomniałam jej imienia. Często ją widać na okładkach – powiedziała kiedyś Kasia, która znała wszystkie plotki.
Wojtek w młodości też był niczego sobie. Dziennie podciągał się trzydzieści razy na drążku. A potem… Potem się rozleniwił, zaczął pić piwo i wyhodował brzuch. I codziennie, wracając z pracy, Joanna widziała tę samą scenę: Wojtek leżał na kanapie przed telewizorem, a na podłodze stała puszka piwa.
Już miała wyjść, gdy za plecami usłyszała przyjemny baryton, który sprawił, iż przeszły ją ciarki.
– Pani Joanno, spóźniła się pani dzisiaj.
– Myślałam, iż mąż po mnie podjedzie, ale nie mógł – odpowiedziała z uśmiechem, odwracając się.
Tomasz schował telefon do kieszeni płaszcza i podszedł bliżej.
– Podwiozę panią. – Otworzył drzwi, przepuszczając ją.
– Nie, nie trzeba. Wezmę taksówkę – zaczęła odmawiać Joanna, wychodząc na zewnątrz.
Zatrzymała się na schodach, patrząc na kałuże i swoje eleganckie buty. No cóż, wiosna – ledwie śnieg stopniał, a już deszcze.
– Niech pani uważa, iż taksówka już jest. – Tomasz wziął Joannę pod rękę i poprowadził do swojego samochodu.
Jak tu odmówić? Przykro tylko, iż nikt z koleżanek tego nie widział – pozazdrościliby. Chętnych na przystojnego wicedyrektora nie brakowało.
Tomasz wyłączył alarm i otworzył przed Joanną drzwi surowego SUV-a. Wdrapała się na wysokie siedzenie, lekko pisnęła i poprawiła spódnicę na kolanach. Tomasz delikatnie zatrzasnął drzwi, przeszedł na miejsce kierowcy i usiadł obok.
– Od dawna panią obserwuję. Stanowcza, ale sprawiedliwa. Myślę, iż świetnie sprawdziłaby się pani jako szefowa marketingu.
– A co z Ireną Stanisławówną? – zdziwiła się Joanna.
– Czas na pensję. To dobra pracownica, ale nie nadąża za nowymi programami.
Joanna niespokojnie poruszyła się na siedzeniu. Żal jej było Ireny, która kiedyś wprowadzała ją w tajniki pracy. Ale i propozycja kusiła.
– Miała pracować jeszcze trochę, żeby pomóc wnukowi kupić mieszkanie – powiedziała z lekkim smutkiem.
– To nie pani problem. jeżeli o to chodzi, dostanie godziwą odprawę. Więc, zgodzi się pani?
Joanna poczuła jego wzrok, śledzący jej profil. Przez chwilę patrzyła przed siebie, jakby rozważając. Gdy odwróciła głowę, on już starał się skupić na drodze.
Nagle uświadomiła sobie, iż mijają już jej ulicę.
– W prawo. To mój dom – przerwała milczenie. – Tam, pod tamtym blokiem.
Samochód stanął, ale Joanna nie spieszyła się z wyjściem. Nie mogła znaleźć odpowiednich słów podziękowania.
– Może zjemy kiedyś razem obiad? – padło magiczne pytanie.
Serce zabiło od nowej, kuszącej propozycji.
– Może – powiedziała, uśmiechając się kokieteryjnie, i wysiadła na mokry chodnik.
– Do jutra – rzucił Tomasz, błyskając olśniewającym uśmiechem.
Joannie zakręciło się w głowie od jego głosu. Tymczasem SUV już odjeżdżał, podskakując na wybojach, które w naszych blokowiskach nie należą do rzadkości.
Następnego dnia na oczach całego biura poszli razem na lunch. Później doszło do kolacji… A potem…
Nie trzeba mówić, co było potem. Która młoda kobieta oprze się przystojniakowi? Tylko wtedy, gdy jej mąż jeszcze nie stoczył się do poziomu kAle gdy Wojtek wrócił ze szpitala, w jego oczach znów zobaczyła ten sam płomień, który zapalił jej serce dwadzieścia lat temu – i zrozumiała, iż prawdziwa miłość nie kończy się tylko dlatego, iż czasem zasypia.