W jego kieszeni znalazłam drugi telefon… Prawda okazała się zupełnie inna, niż się spodziewałam.
Z Krzysztofem byliśmy razem ponad dziesięć lat. Wydawałoby się, iż po tylu latach ludzie powinni stać się sobie bliżsi, rozumieć się bez słów. Ostatnio jednak coraz częściej czułam, iż między nami rośnie niewidzialna ściana. Stał się zamknięty, wycofany. Starałam się nie dramatyzować – praca, wiek, zmęczenie, może po prostu minęło to romantyczne uczucie. Ale i tak było mi przykro. Przecież przeszliśmy przez wiele: przeprowadzki, problemy finansowe, choroby rodziców, wychowanie syna… Czy to nie powinno nas zbliżyć?
Pewnego wieczoru, sprzątając w sypialni, postanowiłam przejrzeć stare zimowe ubrania. Ze szafy wypadła stara męska kurtka, której Krzysztof, jak mi się wydawało, nie nosił od lat. Nagle z wewnętrznej kieszeni wysunął się telefon. Niewielki, tani, z wytartą obudową. Był naładowany i wyciszony. To wydało mi się dziwne. Wyglądał na działający, ale mój mąż nigdy o nim nie wspominał.
Pierwszym odruchem było odłożyć go z powrotem i udawać, iż nic nie widziałam. Ale ciekawość wzięła górę. Nie szukałam pretekstu do kłótni, ale jeżeli w rodzinie pojawiają się tajemnice – to już niebezpieczne.
Otworzyłam menu. Nie było połączeń – ani przychodzących, ani wychodzących. Tylko wiadomości. Wyłącznie przychodzące. I wtedy serce zaczęło mi bić mocniej. Pierwsza, którą zobaczyłam:
„Znowu się pokłóciliśmy… Ale wiesz, jak bardzo cię kocham. Do zobaczenia.”
Druga:
„Jesteś zły? Nie chciałam. Po prostu jestem zmęczona. Biegnę już do sklepu, nie dąsaj się.”
I trzecia:
„Nie powinieneś na mnie krzyczeć. Jest mi przykro. Ale i tak cię całuję.”
Zamarłam. Te słowa były napisane… jakby od mężczyzny? Nie – wręcz przeciwnie. I wyraźnie kierowane do kobiety. Przewinęłam dalej. Wszystkie wiadomości były podobne: czułe, pełne żalu, pożegnalne, namiętne. I żadnej odpowiedzi.
Trzęsłam się ze złości. Dłonie mi drżały, a w gardle stanął mi tłumiony płacz. Czyżby on… miał kochanka? A może to kobieta tak się podpisywała? Albo pisał sam do siebie? Nie rozumiałam, co się dzieje, a ta niepewność tylko potęgowała strach.
Dotarłam do pierwszej wiadomości. Brzmiała tak:
„Nie umiem mówić. Kiedy jesteś blisko – tracę głos. Łatwiej mi pisać. To mój sekretny dziennik o tobie. Ten telefon jest jak mój cichy przyjaciel. Będę tu zapisywać wszystko, co do ciebie czuję. Czasem mnie nie rozumiesz, ale kocham cię. Tylko ciebie. A jeżeli kiedyś znajdziesz ten telefon, wiedz – jest pełen ciebie.”
Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się. To byłam ja. Cały ten czas prowadził… dziennik. Pisał o naszych kłótniach, o swoich uczuciach, o tym, czego nie potrafił powiedzieć wprost. Były tam wpisy sprzed prawie dwóch lat. Próbował ratować nasz związek na swój sposób. Milczał, ale pisał.
Gdy wieczorem wrócił z pracy, nie zachowałam tego dla siebie. Wyciągnęłam telefon i powiedziałam: „Znalazłam to wszystko.” Nie przestraszył się, nie szukał wymówek. Tylko westchnął, usiadł obok i przytulił mnie. Długo milczeliśmy.
A potem wpadłyśmy na pomysł: założymy wspólną skrzynkę mailową. Będziemy tam pisać – wszystko, czego nie umiemy powiedzieć na głos. Wszystko, co ważne. Uczucia, smutki, żale, marzenia. I będziemy to czytać na zmianę. A potem będziemy rozmawiać. I przytulać się.
Tak uratowaliśmy nasze małżeństwo. I, o dziwo, znów się w nim zakochałam. W tego samego Krzysztofa, z którym kiedyś zaczynałam od zera. W mężczyznę, który znalazł swój cichy sposób, by kochać.
Czasem najgłębsze uczucia nie znajdują słów – ale jeżeli szukamy drogi do siebie, choćby w milczeniu, zawsze możemy się odnaleźć.