Drugi Rudzki Festiwal Dziedzictwa. „Kop Gdzie Stoisz – Kop po zwycięstwo”!

nieustanne-wedrowanie.pl 1 tydzień temu

Jeszcze nie opadły we mnie emocje po pierwszej, ubiegłorocznej edycji festiwalu dziedzictwa „Kop Gdzie Stoisz”, a tymczasem nieubłaganie i niespostrzeżenie minął rok, przynosząc nam drugą odsłonę wydarzenia organizowanego przez stowarzyszenie TURuda. Program tegorocznej edycji spełnił oczekiwania choćby najbardziej wymagających i głodnych wiedzy uczestników. Proponowane wydarzenia obejmowały nie tylko spacery, prelekcje i warsztaty, ale także grę terenową i koncerty. Było co robić! Z uwagi na bogaty wachlarz aktywności, nie mogłam pojawić się wszędzie, a więc moja relacja oprze się głównie na wydarzeniach, w których wzięłam udział. Dla rzetelności wspomnę również o tych atrakcjach, które musiałam pominąć. Tym razem wybaczcie mi także brak głębszych informacji historycznych czy też przyrodniczych – chciałabym skupić się na samym festiwalu, bo jest o czym pisać.

Piątek śladami dobrodziejów

Ucztę historyczno-przyrodniczą zaczęliśmy w piątek o godzinie 17:00, u bram rudzkiego cmentarza przy ulicy Porębskiej. To właśnie tam spoczywa Franz Pieler z żoną i synem. Nasze spotkanie było nieprzypadkowe, bowiem w ramach pierwszego tegorocznego spaceru ruszyliśmy właśnie śladem Pielera, zarządcy dóbr należących do rodu Ballestremów i niekwestionowanie wybitnej postaci w dziejach Rudy. Losy rodziny Pielerów przybliżył nam Adam Kowalski, wiceprezes stowarzyszenia TURuda. Rozpoczęliśmy niejako od końca, bo od miejsca wiecznego spoczynku inżyniera Pielera, by później przejść przez zabytkowe osiedle przy ulicy Staszica, wzdłuż ulicy Wolności, przez rudzki „Otok”, aż do punktu końcowego przy parafii św. Józefa. Słońce powoli chyliło się ku końcowi, budując niezwykłą atmosferę. Zadziałała magia wieczoru – jak i magia całego festiwalu – gdyż właśnie rozpoczynaliśmy zwiedzanie świątyni, a naszym przewodnikiem był wieloletni proboszcz parafii, ks. kan. Adam Brzyszkowski.

Pierwszym wydarzeniem festiwalu był spacer śladami Franza Pielera

Historia świątyni jest nierozerwalną i integralną częścią historii Rudy. Jak dowiedzieliśmy się od księdza proboszcza, początki życia religijnego w Rudzie związane były z parafią w Biskupicach. W 1901 roku, decyzją biskupa Georga Koppa, miejscowa kuracja została usamodzielniona, a ze względu na rosnącą liczbę wiernych hrabia Franz von Ballestrem rozpoczął budowę nowego kościoła. Ukończono go w 1904 roku, a rok później konsekrowano pod wezwaniem św. Józefa – patrona szczególnie czczonego przez robotników miejscowych zakładów przemysłowych. niedługo kurację podniesiono do rangi parafii. Świątynię wzniesiono w stylu neoromańskim, na planie łacińskiego krzyża. Zbudowana z cegły na kamiennym cokole, z bogatym ceramicznym detalem, do dziś stanowi cenny przykład sakralnej architektury początku XX wieku. W 2010 roku świątynia została podniesiona do rangi diecezjalnego sanktuarium św. Józefa. Warto również dodać, iż właśnie w tej parafii pracował jako wikary błogosławiony ksiądz Józef Czempiel, męczennik Kościoła Katolickiego, który najprawdopodobniej zginął w tak zwanym transporcie inwalidów w obozie koncentracyjnym w Dachau, 4 maja 1942 roku.

Z cmentarza przy ul. Porębskiej przeszliśmy dalej ulicami Staszica, Wolności i Piastowską

Wiecznego spoczynku nie zdołała zakłócić wojna

W podziemiach kościoła znajduje się krypta Ballestremów, absolutnie wyjątkowe miejsce pamięci. Wyjątkowe, bowiem kompletne, nietknięte przez zawieruchę drugiej wojny światowej. Wejścia do krypty strzegą dwa czarne anioły dłuta wybitnego rzeźbiarza, Josefa Limburga. Powstały one jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej i pierwotnie strzegły mauzoleum Pielerów na wspomnianym już rudzkim cmentarzu. Dopiero pod koniec lat trzydziestych dwudziestego wieku zostały przeniesione do kościoła. W krypcie wiecznie spoczywają hrabia Franz von Ballestrem, jego żona Johanna Hedwig von Ballestrem, ich syn Valentin von Ballestrem z małżonką Agnes Stolberg oraz syn Leo Wolfgang von Ballestrem. Te i inne sekrety dobrodziejów z rodziny Ballestrem opowiedział nam nasz przewodnik po krypcie, Rafał Kowalski.

Po spacerach przyszedł czas na ucztę artystyczną w postaci koncertu Marek McCarron Trio. Niestety, z uwagi na zmęczenie musiałam odpuścić ten element festiwalu.

W piątkowych wydarzeniach brała udział Magdalena Szpotan, radna z Rudy Śląskiej. Zawsze przy mieszkańcach i dla mieszkańców. Dziękujemy!

Sobota: od dżdżu do skąpanej w światłach sztuki

Sobota zapowiadała się bardzo intensywnie… i dość deszczowo. W porównaniu z ulewą, jaka dopadła nas rok wcześniej, tegoroczne opady były niczym strasznym! „Sobotnio szychta” upłynęła pod hasłem „Cztery Żywioły (Ziemia)”, a w programie zawarto: spacer ornitologiczny po naszym „Steinbruchu” (dawnym rudzkim kamieniołomie) prowadzony przez prezeskę Górnośląskiego Towarzystwa Ornitologicznego, Karolinę Skorb; spacer botaniczny po okolicy hałdy w Biskupicach prowadzony przez mojego tatę, Adama Stebla, profesora nauk medycznych i nauk o zdrowiu, pracownika Śląskiego Uniwersytetu Medycznego; warsztaty sadzenia roślin i tworzenia zielników prowadzone przez Natalię Zdrzałek ze Śląskiego Ogrodu Botanicznego; wykład o zwałowiskach pocynkowych w krajobrazie Górnego Śląska prowadzony przez dr hab. inż. Iwonę Jonczy, prof. Politechniki Śląskiej, oraz dr. inż. Arkadiusza Pawlikowskiego; spacer geologiczno-geograficzny „Na tropach karbonu” prowadzony przez dr. Wojciecha Krawczyńskiego z Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego, a także… prowadzony przeze mnie spacer „zieloną arterią metropolii” po dawnej linii kolei piaskowej.

Postanowiłam spędzić dzień rodzinnie i udać się na ojcowski spacer botaniczny, by dodać sobie otuchy przed debiutem w roli przewodniczki podczas wydarzenia organizowanego przez stowarzyszenie TURuda. Pogoda stopniowo poprawiała się, a my niestrudzenie brnęliśmy przez leśne ścieżki, obserwując kolejne gatunki inwazyjne w naszej florze, a także analizowaliśmy korzyści płynące z uprawy… kukurydzy w pobliżu hałdy. Punktem kulminacyjnym wędrówki był szczyt hałdy, z którego rozpościera się cudowny, nostalgiczny widok na nasz górnośląski krajobraz. Po kilku chwilach odpoczynku stawiłam się pod kaplicą przy ulicy Potokowej, skąd wyruszyliśmy na spacer śladami nieistniejącej już kolei piaskowej. Z tego miejsca chciałabym jeszcze raz gorąco podziękować za tak liczne przybycie i za cudowną, rodzinną wręcz atmosferę w czasie spaceru! Jestem przekonana, iż jeszcze niejedno jabłuszko rosnące przy Bytomce zjemy we wspólnym gronie! To niesamowite, iż z pozoru ten zwyczajny, chaotyczny wręcz kawałek lasu przyciągnął tak wielu z Was i iż podzielacie moją fascynację „zandbaną”. Tym razem zobaczyliśmy ruiny wiaduktu nad ulicą Piastowską, zawalony most nad Bytomką, fragment Rudzkiej Kuźnicy oraz ruiny Szybu Piaskowego III dawnej kopalni „Wawel”.

Wieczór przyniósł nam niezwykłe, niezapomniane chwile w postaci wernisażu wystawy „Galeria w czerni i zieleni – Węglowa Atlantyda”, której kuratorami byli Arkadiusz Gola, Michał Szalast i Adam Kowalski. Wydarzenie odbyło się na terenie poddawanego rewitalizacji zespołu dawnego szybu „Franciszek”, czyli po prostu – Pana Franza. Tamtego wieczoru został on wystrojony w królewskie, baśniowe wręcz szaty. Fotografie wybitnych artystów, także rodzonej Rudzianki, pani Joanny Helander, zostały zaprezentowane nie tylko w zrewitalizowanych przestrzeniach dawnej remizy strażackiej, ale także – a może przede wszystkim – na zewnątrz, w postindustrialno-przyrodniczej przestrzeni. Fotografie zostały fenomenalnie oświetlone, tym samym zabierając nas w multisensoryczną, nostalgiczną podróż. Skalę zainteresowania lokalnym dziedzictwem podkreśliła gigantyczna frekwencja na wernisażu. Moje serce urosło! Emocje i wrażenia można było porównać i przedyskutować podczas późniejszej integracji w klubie festiwalowym w rudzkim Champion Pub.

W niedzielę dalej pędziliśmy pełną parą

Choć dusza chciałaby, aby festiwal trwał i trwał, nieubłaganie nastała niedziela. Ale co tam! Humory wciąż dopisywały w najlepsze, bo choć był to ostatni dzień wydarzenia, to wręcz pękał w szwach od znakomitych, inspirujących wydarzeń. Do godzin popołudniowych można było odwiedzić wystawę „Galeria w czerni i zieleni – Węglowa Atlantyda” w zabudowaniach szybu Franciszek, a także wziąć udział w grze terenowej „Opowieści z węgla, cegły i kamienia”. Nie zabrakło także spacerów! Pierwszą propozycją było wyjątkowe doznanie multisensoryczne: „Audio-Video-Disco – czyli Ruda w dźwiękach i obrazach. Spacer dźwiękowy”, poprowadzony przez dr. Jacka Kurka i Adama Kowalskiego, a kolejną – „Rudzki sport – spacer”, z Andrzejem Godojem z Muzeum Miejskiego w roli przewodnika. Po obiedzie mogliśmy wrócić do szkolnych ławek, a konkretnie w mury I Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza. W tym samym miejscu można było odpocząć po spacerach, zjeść coś z grilla (a wierzcie mi, iż pachniało wprost fenomenalnie – bo za gastronomię odpowiadał Champion Pub), a także posłuchać koncertu w wykonaniu licealistów. Byliście absolutnie znakomici! Sam wieczór przyniósł kolejny koncert, tym razem w wykonaniu wesołych czterdziestek, czyli naszego doom deathowego walca zwanego Starless Void.

Z uwagi na intensywne przygotowania do koncertu, musiałam nieco ograniczyć aktywności tamtego dnia. Bez wahania wstałam jednak z samego rana, by wziąć udział w spacerze audiowizualnym. Tego rodzaju doświadczenie to zupełnie nowa jakość postrzegania mojego otoczenia, z wielu powodów. Jako nastolatka uwielbiałam kręcić się po mieście ze słuchawkami na uszach. Mimo ograniczonych możliwości technicznych, jakie dawał najpierw walkman, a potem odtwarzacze mp3 o ograniczonej pojemności, ulubione utwory niejako pozwalały mi nakreślać nieco głębszy, bardziej metafizyczny krajobraz mojej rzeczywistości. Prowadzący zaproponowali swoją playlistę oraz dobrali do każdego przystanku na naszej drodze wizualne dzieło sztuki (obraz, grafikę, fotografię), tym samym razem z nami nakreślając wspomniany już krajobraz. Było to zdecydowanie unikatowe doświadczenie, które polecam każdemu.

Gra terenowa, koncerty, spacery… i wrażliwość na otoczenie

My też zaczynaliśmy od grania w naszych szkołach

Udało mi się wygospodarować chwilę, aby wpaść do „Micka”, czyli liceum imienia Adama Mickiewicza w Rudzie. Na wycieczce po szkole stawiły się całe tłumy! Również dziedziniec szkolny wprost tętnił życiem. Po okolicy niosła się wykonywana przez młodzieżowy zespół muzyka, pachniało pysznym jedzeniem, a ludzie po prostu serdecznie rozmawiali ze sobą. Cały festiwal upływał właśnie w takiej atmosferze – jedności i serdeczności. Myślę, iż oprócz osiągnięć merytorycznych, to właśnie ten pozornie prosty aspekt był najjaśniejszym aspektem festiwalu. Choć na co dzień żyjemy w pośpiechu i mamy dla siebie kilka czasu, tamtego weekendu po prostu byliśmy razem. Nawzajem dla siebie. Zjednoczeni we wspólnej pasji.

Podczas koncertu Starless Void swoją obecnością zaszczycili nas m.in. Pan Prezydent Miasta Ruda Śląska, Michał Pierończyk, z małżonką oraz Panie Radne, Agnieszka Stefaniuk i Magdalena Szpotan

Ta cudowna atmosfera trwała dalej, także podczas naszego koncertu w Champion Pubie. Jako zespół Starless Void chcielibyśmy podziękować stowarzyszeniu TURuda za zaproszenie i za możliwość zamknięcia festiwalu, a ekipie pubu za wspaniałą gościnę i otwartość. Jednogłośnie uznaliśmy, iż właśnie ten koncert zapamiętamy na bardzo, bardzo długo. Było pięknie.

Champion Pub to przyjazne, klimatyczne miejsce. Dziękujemy!

Wydarzenie, na które znowu czekam

Tegoroczny festiwal okazał się niezwykle ważnym wydarzeniem – nie tylko dla lokalnej społeczności, która licznie wzięła w nim udział, ale także dla mieszkańców całego miasta i jego okolic. Stał się przestrzenią integracji, wymiany doświadczeń i wspólnego świętowania, a jego atmosfera na długo pozostanie w pamięci uczestników. To dowód na to, iż kultura i tradycja potrafią jednoczyć i inspirować. Już teraz nie mogę się doczekać przyszłorocznej edycji, która z pewnością przyniesie kolejne niezapomniane chwile.

Na koniec cudowne wspomnienie z dnia drugiego. Pani Gabriela z mężem przyjechali na wernisaż wystawy „Galeria w czerni i zieleni” wprost z Rozbarku, gdzie pobito rekord spotkania w jednym miejscu jak największej liczby osób w strojach regionalnych. Gratulacje!
A całą opowieść zakończę po prostu tak…

…kocham moje miasto!
Idź do oryginalnego materiału