Druga szansa od losu

newskey24.com 22 godzin temu

— Dlaczego tak wcześnie?.. — wyszeptał zdezorientowany Krzysztof, zapinając koszulę na lewą stronę. Ale Kinga nie słuchała. Stała już w korytarzu, zaciskając palce do bólu, i wpatrywała się w czerwone buty stojące przy wejściu. Nie były to zwykłe damskie buty — należały do Anety, jej dawnej przyjaciółki. Poznała je bezbłędnie. Zbyt wiele razy widziała je na zdjęciach, przy kieliszku wina. Ale zobaczyć je w swoim mieszkaniu? Tego się nie spodziewała.

Wszystko zaczęło się rano, kiedy Kinga poczuła się źle w pracy. Nagłe mdłości, ciemność przed oczami. Najpierw myślała, iż to przez brak snu albo nerwy. Ale koleżanka z biurka — Ola — pochyliła się i szepnęła:
— Jesteś w ciąży, czy co?

— Nie, skąd… — odparła Kinga, ale w środku wszystko się skurczyło. Wiedziała — coś było nie tak. Po dwudziestu minutach stała już w toalecie biurowej, trzymając w ręce test z dwiema wyraźnymi kreskami.

Nie pamiętała, jak dotarła do gabinetu szefowej. Nie pamiętała, jak wyszła z pracy. Pamiętała tylko jedno — leciała do domu, żeby powiedzieć o tym Krzysztofowi. Chciała zobaczyć jego reakcję, przytulić się, rozpłakać ze szczęścia. Ale…

Włożyła klucz do zamka, weszła, zapaliła światło. Pierwsze, co zobaczyła — te buty. Po chwili usłyszała szepty z sypialni. Najpierw pomyślała, iż się pomyliła. Że to jakiś absurdalny zbieg okoliczności. Ale gdy otworzyła drzwi, zobaczyła swojego męża — półnagiego, z Anetą, która obiema rękami przyciskała do piersi prześcieradło.

— Kinga?.. Co ty…? — bełkotał, a Aneta wpatrywała się w podłogę, nie mówiąc ani słowa.

Potem wszystko jak we mgle. Krzyki. Łzy. Rzeczy leciały po pokoju. W końcu nastała cisza. Odeszła. Pustka. Kinga została sama w zrujnowanym mieszkaniu, siedziała na podłodze, obejmując dłońmi brzuch, w którym już tliło się małe życie.

Kilka dni później podjęła decyzję. Nie chciała niczego, co łączyłoby ją z Krzysztofem. Nie chciała być samotną matką. Rodzice mieszkali daleko, przyjaciół — o jedną mniej. Pensji nie starczyłoby choćby na pampersy, nie mówiąc o niani. Kinga poszła do prywatnej kliniki.

Siedziała przed gabinetem lekarza i wpatrywała się w ścianę. Bała się. Nie chciała tego dziecka… a jednocześnie — chciała jak nigdy.

— Proszę wejść! — rozległ się głos za drzwiami.

Wstała i weszła. Ale gdy tylko zobaczyła lekarza — serce ścisnęło się jej boleśnie.

— Bartek?! To ty?!

To był jej kolega z klasy, jej pierwsza miłość. Chłopak, którego nigdy nie zapomniała. Jego pocałunek w policzek na zakończenie szkoły — wciąż był jej najczulszym wspomnieniem.

— Kinga?! Naprawdę ty?! — Bartek wstał, przytulił ją mocno, jak starego przyjaciela.

Rozmawiali dziesięć minut, jakby nie minęło dwadzieścia lat. Gdy emocje trochę opadły, Bartek zapytał:

— Ale przecież jesteś na wizycie. Co się stało?

Kinga, lekko zawstydzona, opowiedziała całą prawdę — o zdradzie, o ciąży, o swojej decyzji.

— I naprawdę chcesz pozbyć się dziecka? — zapytał cicho Bartek.

— Tak… boję się. Nie dam rady sama…

Idź do oryginalnego materiału