Jak w zeszłym roku, zamiast rankingu od czapy – wakacyjna mapka drogowa. Konwencja ta sama, na czarno drogi, które już są, a na różowo drogi, których brak możemy boleśnie odczuć w tegorocznych trasach – ale pocieszając się, iż w przyszłe wakacje już tam będzie autostrada lub ekspresówka.
W paru sprawach okazałem się przesadnym optymistą, a w paru innych – przesadnym pesymistą. Nie zaznaczyłem przygranicznego odcinka A1, bo skrajnie pesymistyczne wersje mówiły o konieczności rozbierania całego pechowego mostu.
Parę słów przypomnienia, skąd się wzięła ta cała afera. Austriacka firma Alpine Bau od roku jest w stanie bankructwa. Nim upadła, zdążyła dwukrotnie zrobić w Polsce brzydki numer, który można by w analogii do życia codziennego opisać tak.
Do kapitalnego remontu mieszkania zatrudniamy pana Zdzicha, złotą rączkę i umawiamy się, iż remont ma trwać miesiąc i kosztować dychacza. Po trzech tygodniach pan Zdzichu tu coś skuł, tam coś przebił – i nagle oznajmił, iż nie dotrzyma oryginalnego terminu, chyba iż dostanie dodatkowego piątala.
Co robić w takiej sytuacji? Szukanie innego wykonawcy na pewno będzie trwało dłużej niż tydzień. W dodatku zanim on wejdzie, będzie musiał zrobić jakąś inwentaryzację tego, co już zrobił pan Zdzichu. Nie wiadomo, jaką on zaśpiewa cenę.
Alpine najpierw wycięło taki numer na przygranicznym odcinku A4. Oznajmiło, iż nie wyrobi się w terminie – i dostało aneks do umowy z dodatkowym terminem.
Ludzie obserwujący budownictwo drogowe złościli się wtedy, iż państwo jest takie słabe i ulega takim wykonawcom. Aneksy z prolongatą dostawano wtedy od ręki. Były to czasy IV RP.
Potem nastała Platforma i Alpine oznajmiło, iż może odstąpić od aneksu i wrócić do pierwotnego terminu. Ale za dopłatą. Rząd (w praktyce: GDDKiA) powiedział: nie.
Znaliśmy to w wersji „gotowa autostrada czeka na przecięcie wstęgi przez urzędników”. A tak naprawdę była to odmowa dania panu Zdzichowi więcej, niż było w pierwotnej umowie. Tamtą drogą już jeździmy.
W przypadku A1 sprawa była bardziej skomplikowana, bo Alpine powiedziało, iż projekt jest wadliwy i most grozi zawaleniem. Owszem, mogą dokończyć nanosząc poprawki do projektu, ale za dopłatą. Rząd znowu ich pogonił, budowę ostatecznie dokończyła mała polska firma Intercor.
Most się póki co nie zawalił, więc to chyba jednak była słuszna decyzja. Mam nadzieję, iż ta historia odstraszy następnych nieuczciwych panów Zdzichów od tego typu zagrywek.
Poślizgi na S5, S8 i S17 sprawiają, iż niestety wyczekiwane odcinki umilą podróże dopiero jesienią, choć już w sierpniu może otworzą kawałek obwodnicy Lublina i wylot z Łodzi na Łask. Tu się okazałem przesadnym optymistą – przepraszam.
Za to to, co już jest, nakazuje kierowcom przestawienie mentalnych GPS-ów. Po pierwsze, drodzy Warszawiacy: zapominamy o Cieszynie. Od kiedy ukończyli ten ostatni kawałek A1, pchanie się na Cieszyn nie ma już sensu, chyba iż ktoś w ogóle docelowo kieruje się w stronę słowackich gór.
W dalszych trasach – odbijamy z gierkówki za Siewierzem do A1 (albo od razu DK78, albo chwilę potem S1 – czasowo na jedno wychodzi). Wjeżdżamy na nowiuteńką polską autostradę i syf się zrobi dopiero w Czechach.
Kierowcom wyjeżdżającym z północnej części aglomeracji sugeruję też wyjazd autostradą A2 i przebicie się DK50 do dawnej gierkówki, zapgrejdowanej w tym miejscu już do S8 (czyli Wiskitki-Mszczonów). Do 2016 niestety nie będzie innego fajnego wylotu na południe, omijającego korki w Raszynie.
W te wakacje po raz pierwszy będzie można skorzystać z S3 rozciągającej się między Goleniowem a Nową Solą. To znaczy, iż niespodziewanie blisko Warszawy znalazły się miejscowości takie jak Świnoujście, Międzyzdroje, Zielona Góra czy choćby odległy, egzotyczny Szczecin.
Kierowcy jadący ze Śląska nad Baltyk z pewnością docenią zaś ciągłość A1 między Trójmiastem a Łodzią. Tyle, iż jak wiadomo, na ostatnich bramkach będzie tradycyjny megakorek podczas szczytów urlopowych, więc albo należy zjechać w Tczewie, albo unikać szczytów, albo podejść do tego z wakacyjnym zen, z którym analogiczne korki na bramkach traktują Włosi czy Francuzi.
Wakacyjnie życzę szerokiej drogi, joie de vivre i naturalnie la dolce vita!
PS. Na mapce co brzydko i niedokładnie pociągnięte Paintbrushem – to moje, co ładne, dokładne i przemyślane to wikipedysta Jacek Śliwerski.