Droga do szczęścia

newsempire24.com 5 godzin temu

**Droga do szczęścia**

Marek szedł z pracy pieszo. Nieco daleko, ale wieczór był ciepły, spokojny, bez wiatru. W takie wieczory nie żałował, iż nie ma samochodu. Cieszył się ciepłem i nadchodzącym latem.

Całe życie mieszkał z rodzicami w centrum miasta, przyzwyczaił się do zgiełku i hałasu. Ale niedawno wyprowadził się na obrzeża, do dzielnicy mieszkaniowej. Wracał do domu i niemal od razu kładł się spać, by rano wyruszyć do pracy, do tętniącego życiem centrum.

W nocy przez okno zaglądała ciekawska księżycowa poświata, której nie zasłaniały ani drzewa, ani inne budynki — Marek nie miał jeszcze gęstych zasłon. Mieszkał na dwunastym piętrze w nowym bloku, z widokiem na pole i daleki las u jego krawędzi. Na początku budził się w środku nocy, patrzył na pokój w błękitnym świetle księżyca i nie wiedział, gdzie jest. Dopiero po chwili przypominał sobie i zasypiał spokojnie.

***

Dwa lata temu choćby nie wiedział, iż istnieją mieszkania komunalne. Nie takie jak dawniej, gdzie w jednej kuchni gotowało dziesięć kobiet. Ale dzielenie łazienki z obcym człowiekiem nie należało do przyjemności.

Dorastał w zwyczajnej rodzinie, w dwupokojowym mieszkaniu w centrum, z wysokimi sufitami i długim przedpokojem przechodzącym w małą kuchnię. Matka pracowała jako przedszkolanka, ojciec był kierowcą autobusu. Nie żyli wystawnie, ale stać ich było na wakacje nad morzem.

Wszystko runęło w jeden dzień. Ojciec nie złamał przepisów, ruszył na zielonym świetle, rozpędzając autobus. Nagle z chodnika wypadła kobieta z walizką na kółkach. Ojciec zahamował, ale czy da się zatrzymać pojazd w jednej chwili? Kobieta odleciała jak piłka, zniknęła w drodze do szpitala.

Okazało się, iż spieszyła się na pociąg. Zięć obiecał ją podwieźć samochodem, ale plany się zmieniły. Pokłócili się, a ona, wściekła, pognała na dworzec. Myślała, iż zdąży. Pociąg nie będzie na nią czekał.

Ten sam zięć potem na rozprawie krzyczał, iż pijany kierowca zabił jego ukochaną teściową i domagał się surowego wyroku. Tak, poprzedniego dnia cały zakład żegnał jednego z kierowców na emeryturę, więc wypili. Rano badania nie wykazały u ojca żadnych odchyleń. Nigdy nie nadużywał alkoholu. A jednak w dokumentach pojawiło się oszustwo — miał przekroczoną normę.

Aby nie narażać kolegów, ojciec przyznał się, iż wypił na urodzinach przyjaciółki żony. Ocalił innych, a sam trafił za kratki. Matka płakała, pieniędzy zaczęło brakować. Przedszkolanka kilka zarabia. Marek oznajmił, iż po szkole nie pójdzie na studia, tylko do pracy.

— Aha, do wojska się wybierasz? Ojca mi mało, jeszcze ty masz coś przytrafić? — szlochała matka.

Żeby ją uspokoić, obiecał kontynuować naukę. Tuż przed studniówką ojciec zmarł w więzieniu na zawał. Marek, jak obiecał matce, dostał się na uniwersytet. Dwa lata później matka wyszła ponownie za mąż i wyprowadziła się do nowego męża. Marek został sam w ich mieszkaniu. Matka płaciła czynsz i dawała mu pieniądze, byle tylko się uczył. Nowy mąż okazał się nie byle kim — kierownikiem w urzędzie. Choć Marek gwałtownie zapomniał, gdzie dokładnie pracuje.

Studenccy koledzy dowiedzieli się, iż Marek ma wolne mieszkanie, i zaraz zaczęli organizować imprezy. Gospodarz pozwalał choćby zostawać na noc.

Na początku podobało mu się takie życie, ale z czasem niekończące się hałaśliwe towarzystwo zaczęło męczyć. Budził się, widząc obcych chłopaków i dziewczyny.

Sąsiedzi poskarżyli się matce. Przyjechała wczesnym rankiem, by zastać syna w domu. Na powitanie wyszła do niej naga dziewczyna, bez skrępowania kierując się do łazienki.

Oczywiście, matka urządziła awanturę, wyrzuciła wszystkich i zagroziła synowi, iż jeżeli nie skończy z pijatykami, przestanie mu dawać pieniądze.

Przez dwa tygodnie w mieszkaniu panowała cisza. Potem koledzy namówili go na przyjęcie urodzinowe. Zachowywali się względnie cicho, ale pili mocno.

Rano Marek obudził się w łóżku nie sam. Obok spała naga dziewczyna, przykryta do pasa kołdrą. Leżała na brzuchu, twarzą do ściany, a na poduszce rozsypały się rude włosy. W grupie tylko Marysia Kowalska miała taki kolor.

Marek ostrożnie wysunął się z łóżka, by jej nie obudzić. Nic nie pamiętał, ale pomyślał, iż gdyby między nimi coś było, raczej nie założyłby majtek.

Obejrzał mieszkanie — poza nimi nikogo nie było. Wziął prysznic, zrobił kawę. Marysia obudziła się na zapach, weszła do kuchni w jego koszulce, mrucząc jakieś głupoty. Marek się odsunął.

— Co ty? W nocy mówiłeś, iż mnie kochasz — odparła urażona. Daj kawy. — I sięgnęła po jego filiżankę.

— Nie gadaj głupot — odpowiedział niepewnie. — Nic między nami nie było. Ja nie mam zamiaru się zabijać, Jakub by mnie rozpłaszczył na ścianie.

— A my z nim już koniec. Nie wiedziałeś? Myślisz, iż po co się tak wczoraj upiłam? Związał się z Kariną z piątego roku, świnia.

Odprowadziwszy szlochającą Marysię pod prysznic, wyrzucił puste butelki, umył naczynia i przewietrzył mieszkanie. Matka mogła wpaść z kontrolą.

Na zajęcia się spóźnili. Marysia namawiała go do kina, skoro i tak wypadli ze studiów, ale Marek odmówił i poszedł na wykład. Gdy koledzy pytali, gdzie Marysia, udawał zdziwionego — odeszła przecież z resztą.

Marysia nie odzywała się do niego dwa tygodnie, aż w końcu podeszła i oznajmiła, iż ma opóźnienie. Marek zdrętwiał, udając, iż nie rozumie.

— Jestem w ciąży, nie udawaj idiMarek wziął głęboki oddech, uśmiechnął się do Marysi i powiedział: “To może w takim razie zaczniemy wszystko od nowa, tym razem naprawdę razem.”

Idź do oryginalnego materiału