28 grudnia 2025 r.
Dzisiaj wstaję w swoim pokoju w domu dziecka przy ulicy Jana Pawła II w Warszawie i wspominam, jak wszystko się zaczęło. Kiedy moja matka dowiedziała się, iż urodziłem się niepełnosprawny, jeszcze przed jedenastoma laty napisała odwołanie. Ten dokument widziałem własnymi oczami, kiedy przynosiłem akta do szpitalnego punktu.
Pielęgniarka podała mi te teczki, poprosiła, żebym poszedł za nią, a telefon zadzwonił i ona odleciała, machając ręką w stronę szpitala: Sam idź. Nie pomyślała, iż otworzę swoją teczkę i przeczytam odwołanie matki, kiedy zobaczę własne nazwisko.
W domu dziecka wszystkie dzieci czekają na rodziców, ale ja przestałem czekać. Przestałem też płakać. Serce moje przyodziało się w stalowy pancerz, który chronił mnie przed drwinami, samotnością i brakiem miłości.
W naszym domu dziecka, podobnie jak w innych, istnieją własne tradycje. Dzień przed Sylwestrem wszystkie podopieczne piszą listy do Świętego Mikołaja. Dyrektor przekazuje je sponsorom, a oni starają się spełnić prośby. Niektórzy z listów trafiają choćby do oddziału lotniczego. Najczęściej dzieci proszą o jedno cudowne: odnaleźć tatę i mamę.
Pewnego dnia major inżynier lotniczy Andrzej Kowalski otrzymał taki list. Włożył go do kieszeni lotki i postanowił przeczytać w domu, by przed żoną i córką omówić, co można kupić dziecku. Wieczorem, gdy rodzina zasiadła przy kolacji, wyciągnął list i przeczytał go na głos:
Drodzy dorośli, jeżeli możecie, podarujcie mi proszę laptopa. Nie wydawajcie pieniędzy na zabawki ani ubrania. Tutaj mamy wszystko, a przez Internet znajdę przyjaciół i może choćby bliskich. Na końcu podpisał się: Szymon Iwlewski, 11 lat.
No proszę, jakie to przemyślne dzieci odparła żona. Rzeczywiście, przez sieć może znaleźć wszystkich, których potrzebuje.
Nasza córka Jagoda zmarszczyła brwi, przeczytała list jeszcze raz i zamyśliła się. Ojciec zauważył, iż jej usta drgnęły.
Co się stało? zapytałem.
Wiesz, tato, on adekwatnie nie liczy się z odnalezieniem rodziców odpowiedziała. Nie szuka ich, bo ich po prostu nie ma. Laptop to dla niego jedyne lekarstwo na samotność. Zobacz, pisze: …znaleźć przyjaciół lub bliskich. Bliskimi mogą być choćby obcy ludzie. Proponuję, żebyśmy z naszej skarbonki wzięli wszystkie pieniądze, kupili laptopa i podarowali mu go.
Noworoczny bal w domu dziecka trwał w swoim rytmie. Zgodnie z tradycją odbyło się przedstawienie, potem pojawił się Święty Mikołaj i Gwiazdka, zapaliliśmy choinkę, a sponsorzy wręczali prezenty. Niektóre rodziny przyjmowały dzieci na wakacje.
Ja, jak zwykle, nie miałem nadziei. Przyzwyczaiłem się, iż zwracają uwagę tylko na ładne dziewczynki. Chłopcy zostawali w cieniu. List napisałem po prostu dlatego, iż wszyscy tak robili. Dzisiaj wśród gości zobaczyłem mężczyznę w mundurze pilota. Serce zadrżało, ale odwróciłem się i westchnąłem.
Kiedy dostałem woreczek z cukierkami, podszedłem do wyjścia, kulejąc. Nagle usłyszałem: Szymon Iwlewski!. Odwróciłem się i zobaczyłem tego samego pilota. Zamarłem z zaskoczenia.
Witaj, Szymonie! rzekł pilot. Dostaliśmy twój list i chcemy ci zrobić prezent. Najpierw się poznamy. Nazywam się Andrzej Kowalski, ale możesz mówić po prostu wujek Andrzej.
Ja jestem wujek Zdzisław dodała piękna kobieta stojąca obok.
Ja Jagoda uśmiechnęłam się. Jesteśmy w tym samym wieku.
A ja jestem Szymon Obrońca odpowiedziałem.
Jagoda chciała coś zapytać, ale mężczyzna podał mi pudełko i powiedział:
To od nas. Chodźmy do pokoju, pokażemy, jak używać laptopa.
Poszliśmy do pustej sali, w której dzieci odrabiają zadania wieczorem. Jagoda pokazała, jak włączyć i wyłączyć komputer, zalogować się i otworzyć internet, zarejestrowała mnie w portalu W Kontaktach. Andrzej siedział przy nas i od czasu do czasu doradzał. Czułem jego ciepło, siłę i ochronę.
Jagoda gadała jak papuga, ale zauważyłem, iż nie jest płacząca, radzi sobie świetnie z komputerem i uczęszcza na zajęcia sportowe. Pożegnawszy się, kobieta przytuliła mnie. Jej perfumy delikatnie podrażniły nos, a w oczach pojawił się łzy. Zastygnąłem chwilę, potem wstałem i ruszyłem korytarzem.
Na pewno jeszcze wrócimy! krzyknęła dziewczynka.
Od tego dnia moje życie zmieniło się diametralnie. Nie przejmuję się już przezwiskami i nie zwracam uwagi na innych chłopców. Internet otworzył przede mną świat przydatnych rzeczy. Od dawna fascynują mnie samoloty. Dowiedziałem się, iż pierwszym seryjnym samolotem transportowym był An-8, zaprojektowany przez Antonowa, a An-25 to jego odmiana.
W weekendy odwiedzał mnie wujek Andrzej i Jagoda. Czasem chodziliśmy razem do cyrku, graliśmy w automatach, jedliśmy lody. Zawsze wstydziłem się przyjmować zapłatę, bo nie chciałem, by płacili za mnie.
Pewnego pamiętnego poranka zaproszono mnie do gabinetu dyrektora. Weszłem i zobaczyłem wujka Andrzeja. Serce zadrżało, gardło wyschło.
Szymonie, powiedział dyrektor. Natalia Wiktoria prosi, abyś wyjechał z nią na dwa dni. jeżeli się zgodzisz, pozwolę ci wyjść.
Dziś Dzień Lotnictwa. Wujek Andrzej organizuje duże święto. Chcesz pojechać? dodał.
Kiwnąłem głową z radością, nie mogąc wymówić słowa.
Dobrze, powiedziała kobieta, podpisując odwołanie.
Z wujkiem Andrzejem i Jagodą wyruszyliśmy najpierw do dużego sklepu odzieżowego. Kupili mi dżinsy i koszulę. Patrząc na podniszczone buty, Natalia poprowadziła mnie do działu obuwia. Miałem różny rozmiar na każdej stopie, więc zakup okazał się wyzwaniem.
Nic nie szkodzi, po święcie pojedziemy do ortopedy i zamówimy ci specjalne buty. Jeden będzie miał podeszwę dopasowaną, wtedy nie będziesz już kuleć, a z zewnątrz będzie to niewidoczne pocieszyła mnie.
Potem zabraliśmy się do fryzjera, a potem do domu, by odebrać Jagodę. Po raz pierwszy w życiu przeszedłem próg nieadoptacyjnego domu. Nie znałem jeszcze zwykłych rodzin, zapachu domu i przytulności. W salonie stał ogromny akwarium z kolorowymi rybkami widziałem je tylko w telewizji.
Gotowa? zapytała Jagoda. Idziemy, mama nas dogoni.
Winda zsunęła nas w dół, a przed placem zabaw stał chłopiec, który patrzył wokół. Gdy nas zobaczył, krzyknął:
Baba, baba!
Poczekaj chwilę odpowiedziała Jagoda, podchodząc do krzyczącego. W tym momencie zobaczyłem, jak chłopiec upada w piaskownicę.
Co robisz? zapytał, leżąc w piasku. Żartowałem.
Żartuj gdzie indziej odparła dziewczyna.
Lotnisko przyozdobiono kolorowymi flagami. Spotkał nas wujek Andrzej i pokazał swój samolot. Zatrzasnąłem dech, kiedy zobaczyłem olbrzymi, srebrny maszynę z bliska. Moja dusza drgnęła pod wpływem jej mocy. Następnie odbyło się pokaz lotniczy. Ludzie patrzyli w niebo, machali rękami i radośnie krzyczeli. Gdy wystartował samolot wujka Andrzeja, Jagoda skakała i krzyczała:
Tatusiu leci! Tatusiu!
Ja również podskoczyłem, krzycząc:
Tatusiu! Patrz, leci!
Dziewczynka nagle milczała, patrząc na matkę, która wycierała łzy.
Wieczorem po kolacji Andrzej usiadł obok mnie, objął mnie ramieniem i rzekł:
Wierzę, iż każdy człowiek powinien żyć w rodzinie. Tylko w rodzinie uczy się prawdziwej miłości, troski i ochrony. Chcesz zostać częścią naszej rodziny?
W gardle miałem surowy guzek, który zagłuszał oddech. Przysunąłem się do niego i wyszeptałem:
Tatusiu, zawsze na ciebie czekałem.
Mija miesiąc, i z dumą pożegnałem się z domem dziecka. Ostrożnie, ale z podniesioną głową, wyszedłem z podwórka, trzymając się mocno za rękę ojca, prawie nie kulejąc. Stałem przy bramie, rozejrzałem się jeszcze raz na budynek i pomachałem rówieśnikom oraz opiekunom.
Teraz przejdziemy przez tę granicę, po której czeka nowe życie powiedział ojciec. Zapomnij o złych chwilach, ale pamiętaj o ludziach, którzy pomogli ci przetrwać. Bądź zawsze wdzięczny tym, którzy odmienili twoją drogę.
Lekcja, którą wyniosłem, jest prosta: prawdziwe wsparcie przychodzi wtedy, gdy otwieramy serce i pozwalamy innym wejść do naszego świata. Bez tego nie ma miejsca na prawdziwe szczęście.

![Kurierowi upadła paczka? Czy musisz otwierać ją przy nim? Obalamy mity logistyczne [PORADNIK PRZED ŚWIĘTAMI]](https://warszawawpigulce.pl/wp-content/uploads/2018/12/Kurier-poczta-pudelko-shutterstock_380086414.jpg)












