Weronika pędziła przez zatłoczone ulice Krakowa do swojego drugiego mieszkania, ściskając kierownicę tak mocno, iż palce ją bolały. Serce waliło jej z gniewu – sąsiedzi znów skarżyli się na brata męża, który zamienił jej spadek w melinę. ale to, co zobaczyła, wchodząc do środka, było ciosem prosto w serce. Brat męża wyjawił jej okrutną prawdę o niewierności małżonka, a teraz jej świat walił się w gruzy. Weronika stanęła przed wyborem, który rozdzierał jej duszę: wybaczyć zdradę czy zacząć wszystko od nowa.
— Weronka, to mój brat, nie ma gdzie mieszkać — przekonywał ją mąż Marek, gdy to się zaczęło. — Rozwiódł się z Kasią, gdzie ma iść?
— Nie chcę wpuszczać Jacka do mieszkania po babci — sprzeciwiła się niepewnie Weronika.
— Nic nie zepsuje — nalegał Marek. — Nie będzie przecież wracał do rodziców?
— Dlaczego nie? — złapała się tej myśli.
— Facet ma czterdzieści pięć lat, wstyd mieszkać z rodzicami, a i życie osobiste mu się układają — Marek spojrzał na żonę błagalnie.
— No dobrze, niech mieszka, ale jak sąsiedzi znów przyjdą z pretensjami, wyrzucę go! — Weronika w końcu ustąpiła po długim milczeniu.
— Wszystko się ułoży! — ucieszył się Marek, zacierając ręce.
Marek miał jednak własne plany co do mieszkania. Pod pozorem “pomocy bratu” chciał je wykorzystać na spotkania z kochanką, o której jego trzydziestoczteroletnia żona nie miała pojęcia.
— Zaraz zabiorę Jacka, niech się ucieszy! — wykrzyknął Marek, wyrwał klucze i wybiegł z domu.
— Tak się spieszy, jakby sam tam się wprowadzał — zaśmiała się cicho Weronika i zajęła swoimi sprawami.
Marek wrócił dopiero po trzech godzinach. Gdy zobaczyła światła reflektorów, wybiegła na podwórze.
— Gdzie ty się tak długo wałęsałeś? Już miałam cię szukać! — powiedziała półżartem.
— Pokazywałem Jackowi mieszkanie — wykręcił się wymijająco Marek, ukrywając prawdziwy powód.
— Słuchaj, a czy on będzie płacił za prąd i wodę? — zapytała nagle Weronika.
Marek się zmieszał, jego wzrok zaczął błądzić. Nie omawiał tego z bratem.
— No wiesz, jakoś tak głupio brać kasę od własnego brata, zwłaszcza teraz, gdy ma tak źle — powiedział z wyrzutem. — Za mieszkanie i tak płacimy, to dużo nie nadużyje.
Weronika, uległa jego namowom, uznała, iż wyciąganie pieniędzy od rodziny byłoby nietaktem. ale gdy tylko Jacek się wprowadził, mieszkanie zamieniło się w istny cyrk. Dnie i noce rozbrzmiewały głośną muzyką, zbierali się hałaśliwi goście, przychodziły różne kobiety, słychać było krzyki i awantury. Sąsiedzi zaczęli wzywać policję, ale ta tylko wystawiała mandaty, nie mogąc uciszyć lokatora.
Jacek poskarżył się bratu na kłopoty.
— Sąsiedzi doprowadzają do szału — powiedział. — Siedzimy cicho, a oni dzwonią po gliniarzy. Zrób coś, bo jak mnie stąd wywalą, tobie też drzwi zamkną — zażartował.
— Sprawę załatwię, ale przestań robić burdel — odparł Marek. — Jak Weronika się dowie, po nas!
— Już się uspokoję — obiecał Jacek, ale tej samej nocy sąsiedzi znów wezwali policję.
Jedna z sąsiadek, wkurzona do granic, dowiedziała się, do kogo należy mieszkanie, i odnalazła Weronikę w mediach społecznościowych. Zapytała, czy właścicielka wie, co się tam dzieje i iż już kilka razy interweniowała policja. Odpowiedź Weroniki zszokowała sąsiadów — nie miała o tym bladego pojęcia.
Godzinę potem Weronika wpadła do mieszkania, płonąc gniewem.
— No, cześć! — zaśmiał się Jacek, otwierając drzwi.
— Jacku, sąsiedzi robią awanturę! — wyrzuciła z siebie. — Wyprowadzaj się natychmiast!
— Wyprowadzam? — zdziwił się. — No przepraszam, ale ty tu zawiodłaś zaufanie!
— To ty je zawiodłeś! — odcięła się Weronika. — Wynoś się!
— A, tak? No to posłuchaj czegoś o twoim mężu! — rzucił Jacek z przekąsem.
— O czym ty bredzisz? — zastygła, patrząc mu prosto w oczy.
— Nie tylko ja tu zakłócam spokój — prychnął. — Twój Marek też niezły.
— Co masz na myśli? — jej głos zadrżał.
— Sprowadza tu swoją kochankę — wyjawił Jacek. — Już od trzech miesięcy! A ty, szwagierko, choćby nie wiesz!
Wiadomość uderzyła ją jak grom. CzujWeronika poczuła, jak zimny dreszcz przebiega jej po plecach, a w ustach zaschło z gorzkiej świadomości, iż całe jej małżeństwo było jednym wielkim kłamstwem.