Dostrzeżony łabędzi lot

kulturaupodstaw.pl 1 rok temu
Zdjęcie: fot. B. Seifert


Jak piszą twórcy,

fot. B. Seifert

„to działanie artystyczne oparte na partycypacji i integracji, zakładające rozwój osobisty uczestników projektu, dopracowanie i udokumentowanie metody pracy twórczej z osobami z niepełnosprawnością wzroku nad spektaklem teatru tańca, a także przygotowanie instytucji do kontaktu z osobami z ww. niepełnosprawnością. W ramach projektu, choreograf i reżyser Tobiasz Sebastian Berg prowadzi otwarte warsztaty w oparciu o techniki teatru tańca (contact improvisation, body risk, authentic movement czy floorwork). Część warsztatowa poprzedza stworzenie profesjonalnego spektaklu z udziałem osób niewidomych i słabowidzących inspirowanego najbardziej znanym tytułem z repertuaru klasycznego baletu”.

„Łabędzie” jako jedna z ośmiu europejskich propozycji uzyskały nominację w kategorii „edukacja” do Fedora Prize. jeżeli zwyciężą (ogłoszenie wyników 10 lutego), to spektakl będzie mógł być pokazywany za granicą.

Pomysłodawcą przedsięwzięcia jest choreograf Tobiasz Sebastian Berg, który ma koncie współpracę m.in. z Jerzym Stuhrem czy Michałem Znanieckim, a w 2021 roku stworzył ruch sceniczny w znakomicie przyjętej inscenizacji „Gwałtu na Lukrecji” Benjamina Brittena w Polskiej Operze Królewskiej. Za dramaturgię odpowiadali Lucy Sosnowska i Beniamin Bukowski, dekoracje przygotowała Basia Bińkowska, a kostiumy Edyta Jermacz.

Zapytałem Berga, jaka jest historia „Łabędzi”.

fot. B. Seifert

– Do realizacji tego projektu przygotowywałem się osiem lat. Było to jedno z moich marzeń artystycznych. Próbowałem zaproponować „Łabędzie” w kilku miejscach w Polsce, niestety uznano tę koncepcję za zbyt awangardową. Na szczęście udało mi się skłonić do rozmowy dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu Renatę Borowską-Juszczyńską, która uwierzyła w ideę od pierwszych słów jej prezentacji. Poznańska opera to miejsce, które kreuje innowacje nie tylko na skalę Polski, to opera, która odpowiada na europejskie trendy. Dzięki pełnemu zrozumieniu dyrekcji oraz Katarzyny Frątczak, która bezpośrednio koordynowała projekt, udało nam się nie tylko przeprowadzić wszystkie założenia, ale i spełnić marzenia twórców oraz zaangażowanych niewidomych i niedowidzących tancerek i tancerzy

– odpowiedział.

Dopytałem o obawy i nadzieje związane z takim przedsięwzięciem, a także o zaskoczenia, trudności i radości. Odparł:

fot. B. Seifert

– Czy uda mi się znaleźć wspólny język z zaangażowanymi do projektu uczestnikami – to jedna z największych obaw związanych z realizacją tego projektu. Zależało mi przede wszystkim na zbudowaniu zaufania, bez którego nie powstałby spektakl. Chciałem stworzyć przedstawienie w pełni dostępne, możliwe do zobaczenia nie tylko przez wierną operową publiczność. Każda z prób była zarówno inspirująca, jak i zaskakująca. Najbardziej zaskoczył mnie postęp i rozwój artystyczny wszystkich uczestników. Budowanie odwagi nie tylko artystycznej, ale i personalnej. Gotowości do odsłonięcia swojej emocjonalności. I zaskoczył mnie tak szeroki i głośny, pozytywny odbiór spektaklu. Zupełnie nie zakładałem, iż o naszej realizacji mówić będzie nie tylko cała Polska, ale i Europa. To wielki sukces wszystkich zaangażowanych w to przedsięwzięcie osób. Co sprawiło mi trudność? To będzie nieoczywista odpowiedź. Do samej pracy twórczej byłem w pełni przygotowany, miałem ze sobą także najlepszy skład współtwórczyń i współtwórców. Trudnością były męczące nocne powroty, samochodowe i pociągowe, z Poznania do Katowic. W czasie, kiedy prowadzę próby, inwestuję 100% zaangażowania w sztukę, trudność leży wtedy po stronie organizacji życia prywatnego. choćby zapominam o śniadaniu czy obiedzie. Największa euforia to przede wszystkim fakt, iż moi tancerze powierzyli mi swoje historie i emocje. Zbudowanie jednolitej grupy to największe szczęście, które zdarzyło się podczas tego projektu. Cieszy mnie także fakt dotarcia do finału prestiżowej operowej nagrody. To wielkie wyróżnienie, szczególnie dla mnie – młodego jeszcze choreografa.

Porozmawiałem również z dwiema uczestniczkami. Dorota Wawrzyniak wspominała, jak zaangażowała się w to przedsięwzięcie:

fot. B. Seifert

– Otrzymałam maile z dwóch źródeł: Polskiego Związku Niewidomych oraz z Fundacji Szansa dla Niewidomych. W mailach było napisane, iż jest projekt innowacyjny, ale też może spełnić marzenia o ruchu, tańcu, występach na scenie. Zdecydowałam się wziąć udział, ponieważ to było dla mnie nie tylko spełnieniem marzeń, ale i możliwością, by odkryć swoje ograniczenia. Największym wyzwaniem było przełamanie lęku i strachu przed widownią, ocenami ludzi. Bardzo chciałam tańczyć, bo kocham taniec i muzykę; to spowodowało, iż się przełamałam.

Ją również zapytałem o oczekiwania i emocje związane z udziałem w tym wydarzeniu.

fot. B. Seifert

– Obawę miałam, jakich uczestników i prowadzących spotkam, a szczególnie, jakie będą mieli podejście do osób słabowidzących i czy zdołamy się porozumieć, bo każdy z nas widzi inaczej. Chciałam sprawdzić swoje możliwości, nauczyć się czegoś nowego, rozwinąć swój talent taneczny, bo chodziłam wcześniej na inne zajęcia taneczne. Choć obawiałam się, iż balet będzie trudny. Uczyłam się od wczesnego wieku, ale gdy miałam dziewięć lat, lekarz powiedział moim rodzicom, iż mogę stracić wzrok, jeżeli będę ćwiczyć, tańczyć, biegać, więc realizacja moich marzeń została wtedy uniemożliwiona. Tym bardziej, gdy nadarzyła się taka okazja, chciałam poznać ten rodzaj tańca. Zaskoczyło mnie, iż 15 osób, które spotkałam, miało swoje historie. Coraz bardziej otwieraliśmy się na siebie i poznawaliśmy; w niesamowicie krótkim czasie staliśmy się jedną drużyną, która chce zatańczyć balet. Do tego wszystkiego sam choreograf oraz jego team, czyli Wojciech Rybicki i Natalia Trafankowska, oni wszyscy uczyli nas ruchów baletowych. Dzięki współpracy ten spektakl stał się wyjątkowy. Największą trudnością dla mnie, osoby energicznej i żywiołowej, było nauczenie się ruchu wolnego, subtelnego i delikatnego. Trudno też było nauczyć się nazewnictwa pozycji w balecie; musiałam również przełamać swoje ciało, żeby je rozciągnąć, ale im dłużej i częściej ćwiczyłam, tym lepiej panowałam nad ruchami. A największą euforia miałam wtedy, kiedy po premierze i dwóch spektaklach widzowie byli ogromnie wzruszeni, bili brawa na stojąco, niektórzy, choćby nieznane mi osoby, podchodzili i gratulowali nam występu. Wielkie wrażenie zrobiły także stroje, które mieliśmy na sobie, widzowie byli nimi zachwyceni, ponieważ każdy strój był inny i zostało to zauważone.

Elżbieta Stefańska nie tylko uczestniczyła w spektaklu, ale także stworzyła do niego plakat.

fot. B. Seifert

– O projekcie dowiedziałam się na przełomie stycznia i lutego 2022 roku. Działania te wydały mi się ciekawe, ale w związku z tym, iż mieszkam 40 km od Poznania, był to duży kłopot. Jestem osobą słabowidzącą, w ciągu dnia funkcjonuję w miarę samodzielnie, ale kiedy robi się ciemno, mam ogromny problem. Dlatego na pierwsze spotkanie nie przyszłam. Do wzięcia udziału w projekcie namówiła mnie Jolanta Zielińska-Kaźmierczak, szefowa Niewidzialnej Ulicy. Lubię ruch i wszelkie działania z tym związane. Lubię poznawać nowych ciekawych ludzi. I to było to miejsce, miejsce, które mnie zachwyciło. Znalezienie się w Teatrze Wielkim w Poznaniu to ogromne wyróżnienie. Obawy, jakie towarzyszyły mi na początku, zostały rozwiane. Mój problem z późnym powrotem do domu również. Zostaliśmy objęci opieką i troską ze strony kierownictwa projektu. Należało skupić się na próbach, którym oddałam się z chęcią. Wszystko było nowe, nieznane mi, ale zaciekawiało i kusiło do kolejnych działań. Poznanie i nauczenie się figur i postaw baletowych było i trudne, i interesujące. Wymagało to wielkiej pracy i cierpliwości ze strony uczących nas. Podziwiałam spokój i pewność, iż idziemy w dobrym kierunku. Zapewniali nas o tym, a to dawało nam dużo siły. Byliśmy traktowani jak prawdziwi artyści. Mieliśmy zaprojektowane piękne kostiumy, zapewniono nam opiekę charakteryzatorów i garderobianych. Do nas należała scena. Kiedy zbliżał się czas premiery, zaczęła towarzyszyć mi ogromna trema i myśl, czy sobie poradzę. Uczestnictwo w tym projekcie pociągnęło za sobą trud i zmęczenie, ale finalnie dało ogromną satysfakcję i zadowolenie. To była piękna historia: Teatr Wielki, wspaniali ludzie, wielcy ludzie, którzy przenieśli nas w świat artystyczny. Dla mnie możliwość uczestniczenia w tym projekcie to coś niezwykłego, wyjątkowego – to magia, w której miałam przyjemność uczestniczyć

– opowiadała Elżbieta Stefańska.

fot. B. Seifert

– Moja przygoda z rysunkiem i malarstwem trwa od niedawna. Nigdy nie kształciłam się w tym kierunku. Tak naprawdę to zajęłam się tym, kiedy stwierdzono u mnie chorobę oczu. Mam duży problem z widzeniem, z rozróżnianiem kolorów – i zaczynam malować. Brzmi to dziwnie i śmiesznie, ale to zajęcie sprawia mi dużo euforii i przenosi w inny świat. Namalowanie plakatu do spektaklu było pierwszym takim zadaniem, jakie mi powierzono. Inspiracją do tego były poznane osoby. Malując plakat, chciałam przedstawić w postaci łabędzia osoby z niepełnosprawnością wzroku – dlatego opaska na oczach. Wyciągnięta w górę głowa to duma i odwaga, jaką posiadają. Skrzydła, które tworzą paczkę – strój baletnicy – symbolizują gotowość do działań i aktywności. To wszystko widziałam w osobach, które były zaangażowane w projekt. I tak jak łabędź niemy, kiedy startuje, by pofrunąć, ustawia się pod wiatr, tak my, osoby niewidome i słabowidzące, stanęliśmy na scenie w roli baletnic, by odfrunąć, przenieść się w nieznane. Plakat został namalowany suchą pastelą, zastosowałam specjalną technikę, która sprawia, iż afisz jest czytelny dla osób niewidomych i słabowidzących. Cieszę się, iż mogłam być jego autorką, to dla mnie wielkie wyróżnienie. To było niesamowite uczucie, kiedy zobaczyłam mojego łabędzia, który wisiał pośród innych profesjonalnych plakatów. Byłam bardzo dumna.

Idź do oryginalnego materiału