Otwarte rozmowy z rodzicami
"Jestem mamą dwójki nastolatków w wieku 12 i 14 lat. W naszym domu zawsze najważniejsze było dla mnie to, żebyśmy wszyscy ze sobą rozmawiali. Kiedy zdarzały się problemy w szkole i przedszkolu, siadaliśmy razem na kanapie i próbowaliśmy znajdować rozwiązania. Kiedy widziałam, iż dzieci wracają markotne z placówek, również rozmawialiśmy. Podobny przykład staramy się dzieciom dawać z mężem – choćby kiedy bardzo nam się nie układało, staraliśmy się odkładać emocje na bok i próbowaliśmy się dogadywać" – rozpoczyna swój list do redakcji nasza czytelniczka.
"Kiedy moje dzieci zaczęły wkraczać w nastoletni wiek, czyli były w wieku ok. 10-11 lat, postanowiłam, iż muszę z nimi porozmawiać o różnych kwestiach, które w szkole będą poruszane np. na lekcjach wychowania do życia w rodzinie. Sama jestem wychowana przez rodziców, którzy raczej nie prowadzili w domu rozmów o seksie, intymności. Nigdy nie był to temat zakazany, mama uświadomiła mnie w kwestiach miesiączki, antykoncepcji itp. Ale raczej nie prowadziliśmy przy stole otwartych rozmów o sprawach łóżkowych".
Dzieci znają nazwy narządów płciowych
Mama nastolatków opowiada, jak starała się wychować dzieci: "Zawsze myślałam o tym, iż nie chciałabym wychować dzieci, które będą tym skrępowane i myślę, iż mi się udało. Kiedy dzieci były mniejsze, zdarzało nam się przejść z łazienki do pokoju nago, zarówno córce, jak i synowi tłumaczyłam, czym jest miesiączka, kiedy któreś zastało mnie w łazience z podpaską w dłoni.
Starałam się też nazywać części ciała odpowiednio. Tzn. jakoś w nauce 5-latka nie pasowało mi mówienie o penisie i waginie, ale byłam zdania, iż siusiak i cipka brzmią w porządku, kiedy dzieci pytały mnie o to. Stąd w naszym domu używało się słowa 'cipka' bez wstydu, choć zdaję sobie sprawę, iż nie dla wszystkich jest to takie łatwe.
Kiedy niedawno przeprowadzałam z nimi rozmowy w tym temacie, z ulgą utwierdziłam się w tym, iż nie są to dla nich kwestie powodujące skrępowanie. Ostatnio bardzo dobitnie się o tym przekonałam, choć w dość nieprzyjemny sposób".
Uwaga za "cipkę"
"Moja córka, która ma 12 lat, właśnie zaczęła 7. klasę szkoły podstawowej i w tym roku zmieniła im się nauczycielka, z którą ma zajęcia WDŻ. Dotychczas nie miałam problemu z tymi zajęciami, chodzi na nie cała klasa córki i jakoś nigdy nie zauważyłam, żeby wynosiła z lekcji jakieś zakłamane lub błędne informacje.
Kilka dni temu jednak w Librusie otrzymałam wiadomość od nowej nauczycielki córki. Było tam zaznaczone, iż uczennica wyraża się na lekcji wulgarnie i używa obraźliwego słownictwa. Kiedy zapytałam swoje dziecko, co takiego powiedziała i czy mogłaby mi to wyjaśnić, okazało się, iż córka na pytanie nauczycielki o narządy płciowe i rozmnażanie odpowiedziała, używając słowa 'cipka'.
Jestem naprawdę zdezorientowana, bo – jak mówiłam – dla mnie to normalne słowo jak każde inne. Nie sądzę, żeby było wulgarne, choćby w słowniku języka polskiego zaznaczone jest po prostu jako potoczne, ale nie wulgarne. Zamierzam z tą sprawą pójść do nauczycielki na spotkanie, bo nie zgadzam się, aby użycie takiego słowa było powodem do wstawienia uczennicy uwagi czy nagany" – kończy swój list czytelniczka.